Rewolucja ministra środowiska, polegająca na wywłaszczeniu właścicieli nieruchomości (z prawa do zawierania umów cywilnoprawnych z firmami odbierającymi odpady) i uwłaszczeniu na tym prawie gmin, miała swoją drugą, PR-owską stronę.
 
Zrozumiała awersja do akceptacji monopoli i praw do ustalania podatków, których jest się beneficjentem, łagodzona była zapewnieniami, że – co prawda – gmina rzeczywiście stanie się na gruzach wolnego rynku monopolistą, ale w ramach praw wyłącznych będzie zmuszona organizować przetargi. Sam zaś minister brawurowo ironizował, że przecież burmistrz nie weźmie przyczepki z maluchem i nie będzie własnoręcznie zbierał śmieci. Nie mógł, oczywiście, nie wiedzieć, że „własnoręcznie” gmina może to robić nie tylko przez burmistrza z maluchem, ale też poprzez swoje jednostki organizacyjne, tj. zakłady budżetowe i jednoosobowe spółki skarbu gminy – i to… bez organizowania przetargów (powtarzaliśmy to wielokrotnie w rozmaitych enuncjacjach).
 
Bilet wstępu na operę
Ale Ministerstwo szło w zaparte w warstwie PR-u, choć powoli w słowie pisanym wycofywało się z powszechnego i obligatoryjnego outsourcingu w obsłudze praw wyłącznych. Okazywało się bowiem, że przetarg w stosunku do zakładów budżetowych jest niewykonalny (nie można zawierać umowy cywilnoprawnej z samym sobą, tu: w ramach...

Wykup dostęp do płatnych treści Portalu Komunalnego!

Chcesz mieć dostęp do materiałów Portalu Komunalnego Plus?