Zdalny odczyt wodomierzy
Opowieść o wodomierzach, czyli jak król Hydrian podatki od wody zbierał, i co z tego wynikło.
Dawno, dawno temu istniało państwo, w którym woda była za darmo. No, może niezupełnie za darmo, ale mało kto się nad tym zastanawiał – każdy zużywał tyle wody, ile chciał i nic za to nie płacił. Nie podobało się to królowi, bo przecież i kopanie studni, i dbanie o to, aby woda w nich zawsze była czysta niemało kosztuje. Miał też król – który lubił wszelkie nowinki – różne ciekawe pomysły na to, jak uczynić przyjemniejszym życie poddanych. Wymyślił chociażby, żeby pobudować specjalne korytka, którymi krystaliczna woda z gór płynęłaby prosto do miast. Jednak potrzebne były pieniądze, a królewski skarbiec świecił pustkami. Rad nierad, król wprowadził nowy podatek, powodnym zwany, który poddani musieli płacić za siebie i za każdego z członków rodziny, a także za każdą sztukę bydła, ptactwa i innej domowej żywiny. Nie bardzo się to poddanym spodobało, bo wiadomo, że koń więcej wody pije niż kura, a i król sam wiedział, że nie bardzo to sprawiedliwe, ale lepszego pomysłu nie miał.
Zapanowała wiosna, a nawet można było dostrzec już pierwsze oznaki lata, gdy na królewski dwór zawitał gość z dalekiej krainy. Szaty na nim zacne, całe szkarłatne, kapelusz spiczasty – każdy poznał, iż to mag i że z możnego rodu pochodzi...