Zdani na wyobraźnię
Wojciech Sz. Kaczmarek
Przyznaję, że nabrałem ostatnio zwyczaju czytania gazet, a zwłaszcza zawartych w nich wypowiedzi co znaczniejszych polityków, ze słownikami pod ręką. Zaglądanie do słowników i encyklopedii już samo w sobie jest zajęciem pouczającym i pożytecznym, a co dopiero, gdy połączone jest z owymi wypowiedziami. Są one pełne ciekawych, niespotykanych dotąd sformułowań i neologizmów, niosących całą paletę barw, odcieni znaczeniowych i głębokich treści.
Zafrapowało mnie określenie lumpen-inteligencja (pisownia z prasy). Dotychczas spotykałem się, głównie w różnych ankietach personalnych, z pojęciem „inteligencji pracującej”, co podkreślali wszyscy używający na co dzień długopisu. „Pracująca” sugeruje oczywiście istnienie również inteligencji niepracującej, ale tym nikt się nie chwalił. Spotkałem się także z inteligencją w sensie terminu z psychologii. Ale „lumpen”…?
Na szczęście przypomniałem sobie lumpenproletariat. W naukach społecznych za bardzo kształcony nie byłem, a i to, co nam serwowano, traktowałem z małym namaszczeniem, więc i wyniki są, jakie są. Proletariat jakoś się kojarzy. Ale „lumpen”…?
Olśniło mnie. Przecież w czasach mego dzieciństwa na podwórku mawiano „zabieraj te lumpy”, a uczestników szampańskich podwórkowych zabaw określano mianem „te cholerne lumpy”. Pamiętam, iż czułem, że jest to określenie o zabarwieniu niekoniecznie pozytywnym. Cóż jednak znaczy?
W słowniku niemiecko-polskim znajduję „Lumpen – rzeczownik rodzaju męskiego, gałgan, szmata”. A więc, szmaciany proletariat?
Ciekawa sprawa. Postanowiłem przestudiować, co też oznacza ten lumpenproletariat. Wynik był całkiem interesujący. W słowniku języka polskiego mamy: „środowisko ludzi zdeklasowanych, bez określonego zawodu, kwalifikacji, stałej pracy; męty, szumowiny miejskie”.
Otóż, z grubsza rzec biorąc, pojęcie to, które wykluwało się w okresie rewolucji przemysłowej, oznacza część populacji ośrodków przemysłowych składającą się z wyrzutków społeczeństwa oraz elementów zdegenerowanych m.in. żebraków, prostytutek, oszustów, złodziejaszków, chronicznie bezrobotnych lub niemożliwych do zatrudnienia. Lumpenproletariat zasilany jest przez wszelkie zdeklasowane i zrujnowane elementy wszystkich klas społecznych znajdujących się w rozkładzie.
Sformułowanie to po raz pierwszy użyte zostało w 1845 r. przez, coraz mniej już dzisiaj znanych, a cytowanych niegdyś przy każdej okazji, twórców ideologii walki klas – Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. Według Marksa, lumpenproletariat nie miał motywacji do uczestnictwa w rewolucji, a faktycznie mógł być zainteresowany zachowaniem istniejącej struktury klasowej, gdyż codzienna egzystencja jego członków zależała często od burżuazji i arystokracji. Był więc w istocie rzeczy grupą kontrrewolucyjną. Nawiasem mówiąc, pewnie bardzo by się zdziwił, widząc z jaką ochotą przedstawiciele tej grupy uczestniczyli i uczestniczą w różnych zawirowaniach.
Obraz, jaki powstał w wyniku dość krótkich poszukiwań, namalowany jest raczej w ciemnych barwach. Mamy oto do czynienia z klasą społeczną niezdolną do walki o polepszenie swego bytu, całkowicie zależną od klasy posiadającej. Ciekawe, że wg Marksa proletariat (ten bez „lumpen”) na tę zależność podatny nie był. Swoją drogą, gdzie to pojęcie zniknęło?
No, to wiemy już, co też takiego oznacza określenie „lumpen”. Podobno w okolicach 1820 r. w Niemczech dodawano je praktycznie do każdego rzeczownika. Jak widać, da się zastosować i w naszym słowiańskim języku, np. lumpen-liberałowie, lumpen(w miejsce łże)-elity i inne, do wyboru czytelnika.
Pozostaje sprawdzić jak się to ma w połączeniu z rzeczownikiem inteligencja. Niestety, zdani tu jesteśmy na własną wyobraźnię, gdyż autorzy określenia, luminarze naszej polityki, w przeciwieństwie do starego Marksa, nie zadali sobie trudu, by pojęcie zdefiniować, licząc chyba na podobną do ich głęboką znajomość pism Marksa, Engelsa i Lenina. Inaczej mówiąc: „co autor miał na myśli”?. Ćwiczenie dla tych, których w szkole gnębiono wypracowaniami na temat przerabianej poezji.
Przyznaję, że nabrałem ostatnio zwyczaju czytania gazet, a zwłaszcza zawartych w nich wypowiedzi co znaczniejszych polityków, ze słownikami pod ręką. Zaglądanie do słowników i encyklopedii już samo w sobie jest zajęciem pouczającym i pożytecznym, a co dopiero, gdy połączone jest z owymi wypowiedziami. Są one pełne ciekawych, niespotykanych dotąd sformułowań i neologizmów, niosących całą paletę barw, odcieni znaczeniowych i głębokich treści.
Zafrapowało mnie określenie lumpen-inteligencja (pisownia z prasy). Dotychczas spotykałem się, głównie w różnych ankietach personalnych, z pojęciem „inteligencji pracującej”, co podkreślali wszyscy używający na co dzień długopisu. „Pracująca” sugeruje oczywiście istnienie również inteligencji niepracującej, ale tym nikt się nie chwalił. Spotkałem się także z inteligencją w sensie terminu z psychologii. Ale „lumpen”…?
Na szczęście przypomniałem sobie lumpenproletariat. W naukach społecznych za bardzo kształcony nie byłem, a i to, co nam serwowano, traktowałem z małym namaszczeniem, więc i wyniki są, jakie są. Proletariat jakoś się kojarzy. Ale „lumpen”…?
Olśniło mnie. Przecież w czasach mego dzieciństwa na podwórku mawiano „zabieraj te lumpy”, a uczestników szampańskich podwórkowych zabaw określano mianem „te cholerne lumpy”. Pamiętam, iż czułem, że jest to określenie o zabarwieniu niekoniecznie pozytywnym. Cóż jednak znaczy?
W słowniku niemiecko-polskim znajduję „Lumpen – rzeczownik rodzaju męskiego, gałgan, szmata”. A więc, szmaciany proletariat?
Ciekawa sprawa. Postanowiłem przestudiować, co też oznacza ten lumpenproletariat. Wynik był całkiem interesujący. W słowniku języka polskiego mamy: „środowisko ludzi zdeklasowanych, bez określonego zawodu, kwalifikacji, stałej pracy; męty, szumowiny miejskie”.
Otóż, z grubsza rzec biorąc, pojęcie to, które wykluwało się w okresie rewolucji przemysłowej, oznacza część populacji ośrodków przemysłowych składającą się z wyrzutków społeczeństwa oraz elementów zdegenerowanych m.in. żebraków, prostytutek, oszustów, złodziejaszków, chronicznie bezrobotnych lub niemożliwych do zatrudnienia. Lumpenproletariat zasilany jest przez wszelkie zdeklasowane i zrujnowane elementy wszystkich klas społecznych znajdujących się w rozkładzie.
Sformułowanie to po raz pierwszy użyte zostało w 1845 r. przez, coraz mniej już dzisiaj znanych, a cytowanych niegdyś przy każdej okazji, twórców ideologii walki klas – Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. Według Marksa, lumpenproletariat nie miał motywacji do uczestnictwa w rewolucji, a faktycznie mógł być zainteresowany zachowaniem istniejącej struktury klasowej, gdyż codzienna egzystencja jego członków zależała często od burżuazji i arystokracji. Był więc w istocie rzeczy grupą kontrrewolucyjną. Nawiasem mówiąc, pewnie bardzo by się zdziwił, widząc z jaką ochotą przedstawiciele tej grupy uczestniczyli i uczestniczą w różnych zawirowaniach.
Obraz, jaki powstał w wyniku dość krótkich poszukiwań, namalowany jest raczej w ciemnych barwach. Mamy oto do czynienia z klasą społeczną niezdolną do walki o polepszenie swego bytu, całkowicie zależną od klasy posiadającej. Ciekawe, że wg Marksa proletariat (ten bez „lumpen”) na tę zależność podatny nie był. Swoją drogą, gdzie to pojęcie zniknęło?
No, to wiemy już, co też takiego oznacza określenie „lumpen”. Podobno w okolicach 1820 r. w Niemczech dodawano je praktycznie do każdego rzeczownika. Jak widać, da się zastosować i w naszym słowiańskim języku, np. lumpen-liberałowie, lumpen(w miejsce łże)-elity i inne, do wyboru czytelnika.
Pozostaje sprawdzić jak się to ma w połączeniu z rzeczownikiem inteligencja. Niestety, zdani tu jesteśmy na własną wyobraźnię, gdyż autorzy określenia, luminarze naszej polityki, w przeciwieństwie do starego Marksa, nie zadali sobie trudu, by pojęcie zdefiniować, licząc chyba na podobną do ich głęboką znajomość pism Marksa, Engelsa i Lenina. Inaczej mówiąc: „co autor miał na myśli”?. Ćwiczenie dla tych, których w szkole gnębiono wypracowaniami na temat przerabianej poezji.