„Przegląd Komunalny” postanowił rozszerzyć swoją działalność o organizację spotkań ze specjalistami, z którymi w koleżeńskiej atmosferze można będzie dyskutować o aktualnych i ważnych problemach dla gospodarki komunalnej i ochrony środowiska. Chcemy, by te spotkania stały się platformą wymiany doświadczeń pomiędzy praktykami działającymi na rzecz poprawy polskiej rzeczywistości komunalnej. Temu celowi służyć mają śniadania branżowe.

Pierwsze takie spotkanie zostało zorganizowane 10 marca br. w Poznaniu w siedzibie spółki Abrys – wydawcy miesięcznika. Jego tematem przewodnim była selektywna zbiórka odpadów w dobie kryzysu. Nasze zaproszenie przyjęli Wojciech Janka z Krajowego Forum Dyrektorów Zakładów Oczyszczania Miast, Krzysztof Krauze z Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Poznaniu, Wojciech Nowicki z REMONDIS Sanitech Poznań i Marek Pływaczyk z grupy REMONDIS, Józef Rapior z Wydziału Gospodarki Komunalnej UM Poznania, Tadeusz Urban z firmy Kom-Lub z Lubonia, Marian Walny, zastępca burmistrza miasta Luboń oraz Paweł Wojna z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Śremie. Redakcję reprezentowali Magdalena Dutka, redaktor naczelna, Tomasz Szymkowiak, dyrektor – redaktor naczelny Wydawnictw Komunalnych oraz Piotr Strzyżyński, z-ca redaktor naczelnej.
 
Ryzykowne tezy
Po powitaniu gości przez M. Dutkę głos zabrał W. Janka. – Byłem przekonany do selektywnej zbiórki i na spotkaniach szefów firm komunalnych zachęcałem do tych działań, myśląc, że zacznie się to opłacać – mówił szef KFDZOM. Jednak jak twierdzi, już od około dwóch lat tego nie czyni, ponieważ nie spełniły się jego oczekiwania, a dochód uzyskany ze sprzedaży zebranych surowców pokrywa mniej więcej jedną trzecią kosztów prowadzenia selektywnej zbiórki.Prezes Janka wskazał też, że te brakujące dwie trzecie musi ktoś zapłacić i że nie jest nim wytwórca opakowanego produktu, który wlicza koszt zbiórki i utylizacji opakowania w cenę produktu, lecz po raz drugi mieszkaniec. – Dzisiaj nie mam moralnego prawa do zachęcania do selektywnej zbiórki – konstatował W. Janka.
Jako drugi głos w dyskusji zabrał T. Urban, który zapytał m.in., jak to możliwe, że już przy pięcioprocentowym odzysku dochodzi do załamania rynku surowców wtórnych. Pytał ponadto, gdzie podziało się przetwórstwo krajowe? Kto w innych krajach unijnych może być właścicielem organizacji odzysku i jak przebiega tam kontrola tych podmiotów? Dyrektor lubońskiego zakładu zaryzykował nawet tezę, że firmy prowadzące selektywną zbiórkę są okradane przez tego, kto przerzuca na nie koszty całej pracy. – Bo ani nie wolno wywozić surowca na składowiska, ani nie opłaca się tego robić po wzroście opłat za składowanie, a jego odbiorcy mogą powiedzieć: dawajcie surowiec taniej, za darmo albo jeszcze do niego dopłaćcie – tłumaczył T. Urban.
Stwierdzeniem, iż trudno teraz dociekać, dlaczego powstało tak wiele organizacji odzysku, doszło do handlu „kwitami” i nikt tego nie kontrolował, do dyskusji włączył się W. Nowicki. – Stosowne służby były o tym informowane i nie zrobiono nic – mówił, wspominając okres, gdy powstawały organizacje odzysku.
Na pytanie, skąd wziął się kryzys na rynku surowców wtórnych, odpowiedź jest, jego zdaniem, prosta: papiernie nie skupują makulatury, bo nie mają zamówień z przemysłu. Z kolei na rynku tworzyw sztucznych przyczyna leży w spadku cen ropy, co powoduje, że uzdatnianie i przetwarzanie tworzyw z zebranych selektywnie odpadów jest nieopłacalne. – Każde miasto prowadzi własną politykę – kontynuował przedstawiciel firmy REMONDIS Sanitech Poznań. – W Poznaniu musimy zbierać selektywnie, choć w obecnej sytuacji można zadać sobie pytanie, po co? Ale trzeba na to też spojrzeć przez pryzmat rosnących cen na składowiskach i ochrony środowiska. Zawsze twierdziłem, że selektywna zbiórka powinna być płatna. Teraz byłoby to ludziom łatwiej zaakceptować, a kwestią techniczną jest to, w jakiej formie opłata ta byłaby pobierana.
Problemem, wg W. Nowickiego, jest też kwestia tego, co się selektywnie zbiera i co można z tym zrobić. W odpadach zbieranych selektywnie i trafiających do sortowni firmy REMONDIS Sanitech Poznań 40-50% to odpady opakowaniowe z tworzyw sztucznych, na które nie można znaleźć odbiorcy.
 
Ustawowe nieporozumienie
Stwierdzenie przedstawiciela firmy REMONDIS Sanitech Poznań o polityce miasta wywołało do dyskusji J. Rapiora. – Jesteśmy konsekwentni i choć rozumiemy, że jest kryzys, to idea selektywnej zbiórki będzie w Poznaniu kontynuowana, bo wynika ona z przepisów. W modelu przyjętym w tym mieście wszystkie obowiązki spadają na firmy wywozowe, choć system nadal wzmacnia miejski Zakład Zagospodarowania Odpadów. W regulaminie utrzymania czystości i porządku określono standardy, jakie muszą spełniać firmy odbierające odpady od mieszkańców, oraz maksymalną cenę za tę usługę. Cena, zdaniem J. Rapiora, jest ustalona na określonym poziomie, tak by pokrywała koszty całego systemu, w tym również selektywnej zbiórki.
– Problemem jest to, że firmy zajmujące się segregacją nie otrzymują dopłat z tytułu opłaty produktowej. To jest ustawowe nieporozumienie, ponieważ przedsiębiorstwa te realizują cel publiczny, czyli zadania własne gminy. Oczywiście, ich poziom nie jest zbyt wysoki, ale zawsze byłby to jakiś zastrzyk finansowy dla tych firm – zakończył przedstawiciel UM Poznania.
Fundamentalne pytanie o to, czy jest sens prowadzenia selektywnej zbiórki odpadów, zadał W. Janka. – Jeżeli nie ma zapotrzebowania na materiał, który zbieramy, i nie ma w tych działaniach rachunku ekonomicznego, to po prostu takiej działalności nie powinno się prowadzić. Dodał przy tym, że obecnie wprowadzane wymogi unijne bardziej niż ochronie środowiska służą przemysłowi produkującemu dla tej gałęzi gospodarki. – Takim szczególnym obszarem, który rozwinął się w ostatnich latach, jest gospodarka odpadami, w tym ich selektywna zbiórka. Każdym rodzajem odpadów, pod który przygotowane jest osobne urządzenie, mamy zajmować się oddzielnie. Więc czemu służy ta selektywna zbiórka: ochronie środowiska czy przemysłowi? Prezes Janka nie chce negować segregacji odpadów, ale chciałby, żeby organizacje odzysku dały „zbieraczom” godziwe pieniądze, by nie trzeba było dodatkowo drenować kieszeni mieszkańców.
 
Uzdrowić sytuację
W tym momencie do dyskusji włączył się K. Krauze, który odwołał się do filozofii ekorozwoju. – Chodzi o to, byśmy pozostawili ziemię przyszłym pokoleniom. A na składowiskach jest wszystko! Plany gospodarki odpadami wskazują jasno, że należy odzyskać wszystkie opakowania, odpady zielone, baterie, lekarstwa, drobny gruz i sprzęt RTV. Czyli prawo wskazuje, że nie ma odwrotu, a nowa dyrektywa mówi o społeczeństwie recyklingu. W tym wszystkim najważniejszy jest mieszkaniec – przecież my nie robimy tego dla zysku – dowodził szef poznańskiego ZZO. Jego zdaniem, z selektywnej zbiórki nie wolno się wycofać, a nawet trzeba ją rozszerzyć.
O tym, że na przestrzeni ostatnich sześciu lat na selektywnej zbiórce kierowana przez niego firma straciła 1 mln zł, wspomniał P. Wojna. Szacuje on ponadto, że w 2009 r. PGK poniesie dodatkowo 50% tych strat. – Wniosek jest taki: im lepiej segregujemy, tym większe ponosimy z tego tytułu straty – przekonywał P. Wojna. – W Śremie nie zbieramy selektywnie 5%, lecz 12-13% wagowo, a w spółdzielniach mieszkaniowych nawet do 30%. Można więc zadać pytanie władzom, jak spróbują nam pomóc? Bo skoro my na tej selektywnej zbiórce tracimy, to tę stratę musimy pokrywać z innej działalności. I dlaczego np. klient mojej stacji kontroli pojazdów musi pokrywać koszty segregacji? – pytał szef śremskiej firmy. Z jego wyliczeń wynika, że strata poniesiona na jednej tonie odpadów zebranych selektywnie w 2009 r. wynosi 300 zł.
Dlaczego rynek nie jest w stanie wchłonąć tego małego polskiego odzysku? Można by, ewentualnie, uznać spadek cen ropy za przyczynę problemów z tworzywami, ale makulatura? Czy przypadkiem do papierni nie trafia odpad z importu? Nasz rynek nie potrafi tej maleńkiej ilości przetrawić? To jest absurd! – uparcie przyczyn kryzysu szukał T. Urban. Jego zdaniem, powodem kwitnącego handlu „kwitami” jest nadmiar organizacji odzysku. Twierdził też, że gdyby system został uszczelniony, wtedy na rynku zaczęłyby obowiązywać prawdziwe ceny za zrealizowanie obowiązku i znalazłyby się pieniądze na cały obieg. Odwołał się także do przykładu akumulatorów. – Czy w tej chwili mamy w śmieciach akumulatory? Nie! A kiedyś to się elektrolit ze śmieciarek wylewał. Wystarczyła kaucja. Kto powiedział, że za pralkę czy lodówkę nie może być kaucji? Po co cuda wymyślać? Swoją wypowiedź podsumował stwierdzeniem, że przyczyną całego zła jest ustawodawstwo.
T. Urban stwierdził, że segregacja odpadów jest standardem cywilizacyjnym i trzeba ją prowadzić. Jego zdaniem, pewnym sposobem na wyjście z kryzysowej sytuacji mogą być paliwa alternatywne. – Gdyby cementownie zostały przymuszone do spalania większej ilości paliwa alternatywnego krajowej produkcji, to te nadwyżki, których nie ma jak przerobić, czyli np. kubeczki po jogurtach, znalazłyby nabywców.
Według W. Janki, paliwa alternatywne nie rozwiążą jednak problemu, bowiem żeby je przygotować, trzeba ponieść koszty, których nie pokryje cena sprzedaży. W dodatku możliwości cementowni są ograniczone, dlatego można to traktować tylko jako rozwiązanie lokalne. Ten kierunek może być jedynie uzupełnieniem całego systemu gospodarki odpadami w Polsce. Natomiast kierunkiem docelowym jest budowa spalarni w dużych aglomeracjach. I równolegle dla małych jednostek podstawowym rozwiązaniem będzie spełniające wszelkie wymogi składowisko odpadów z mechaniczno-biologicznym przetwarzaniem odpadów.
 
Wyjść z impasu
Przy podsumowywaniu poruszanych zagadnień P. Wojna stwierdził, że podstawowym problemem jest uzyskiwanie odpowiednich cen za surowce, natomiast M. Walny zwrócił uwagę na problem szacowania kosztów środowiskowych w skali wieloletniej. Dodał także, że problematyczna jest również legislacja, nie podparta odpowiednimi programami badawczymi. Jego zdaniem, istotne jest także ustalenie standardów – zarówno jakościowych, jak i kosztowych. – Szalenie ważne jest stworzenie standardów kalkulacji kosztów. Możemy kłócić się w nieskończoność, a i tak każdy zrobi po swojemu. Dobrze byłoby, gdyby organizacje samorządowe czy zrzeszające firmy (albo wspólnie) zajęły się tym. Pozwoliłoby to uniknąć wielu konfliktów i trochę to wszystko ucywilizować – podsumował wiceburmistrz Lubonia.
Zdaniem J. Rapiora, cenną inicjatywę, jaką jest selektywna zbiórka, powinny wspierać gminne i powiatowe fundusze ochrony środowiska, tworzone m.in. z opłat wnoszonych podczas gospodarowania odpadami.
Na zakończenie doświadczeniami z podjętych przez REMONDIS Sanitech Poznań działań, zmierzających do obniżenia kosztów selektywnej zbiórki, podzielił się W. Nowicki. W negocjacjach z firmą obsługującą sortownię udało się zredukować koszty sortowania, wprowadzony został też skuteczniejszy system rozdawania worków do selektywnej zbiórki. Ponadto, dzięki weryfikacji danych z GPS-ów, zoptymalizowano trasy przejazdu pojazdów opróżniających pojemniki do selektywnej zbiórki.
Formuła spotkania przy smacznych potrawach sprawdziła się, dlatego pomysł będzie kontynuowany. A zatem, do zobaczenia na śniadaniu.
 
Opracował: Piotr Strzyżyński
współpraca: Barbara Kostrzewska
Katarzyna Terek