Już pewnie do wyborów samorządowych nie uda mi się tematu “wybory burmistrza” zakończyć. Ile razy dawałem sobie słowo, że to ostatni raz w różnego rodzaju publikacjach pojawiało się coś, co zmuszało do podjęcia tematu na nowo.
Robi się on gorący. Nie wiem, czy już wszyscy zwolennicy i przeciwnicy wyborów bezpośrednich zabrali – chciałoby się powiedzieć kolokwialnie “dali” – głos w dyskusji i czy możliwa jest już jakaś forma jej podsumowania, ale na pewno mass media – zwłaszcza te lokalne – wystartowały z różnymi pomysłami.
W prasie lokalnej pojawiły się pomysły konkursów i plebiscytów, np. “Wybierz swojego burmistrza” i “Kto twoim zdaniem byłby najlepszym prezydentem naszego miasta itd.”. Metody, jak na razie, są dwie. Na żywioł lub na kandydatów z listy, które powstały w “tęgich” dziennikarskich głowach i często mają niezbyt wiele wspólnego z realiami. Ludzie piszą, głosują za pomocą Internetu, jednym słowem biorą udział. Jak łatwo przewidzieć kandydaci tworzą całą gamę, od prezesa klubu piłkarskiego do znanych polityków z pierwszych stron gazet. Nie wiem co może z tego wyniknąć, ale nastąpiło już pewne podgrzanie atmosfery, tymczasem do wyborów jeszcze trochę czasu, a jaka będzie ich filozofia tak naprawdę jeszcze nie wiadomo.
W każdym razie coś się dzieje, lokalni politycy mają się czym emocjonować i zastanawiać dlaczego na konkurencję padły dwa głosy więcej, chociaż zainteresowanie wydaje się, jak dotąd, niezbyt duże.
Tymczasem niektórzy dawni politycy, przeciwni z różnych względów zmianie sposobu wyboru burmistrza, podający się obecnie za ekspertów, spokojnie powtarzają swoje dawne argumenty o niedojrzałym społeczeństwie, które przejawiało dojrzałość, gdy ich wybierało, ale potem ją straciło i znowu jest niedojrzałe. Pisałem o tym już kilka razy i nie chcę już do tego wracać.
Pojawiły się jednak argumenty przeciw zmianie ordynacji opakowane inaczej. Ostatnio w “Rzeczypospolitej” wypowiedział się kolejny z autorów pierwszej stawy samorządowej J. Stępień. Także w jego wypowiedziach zawsze obecne jest, mniej lub bardziej ukryte, założenie że ta metoda musi doprowadzić do konfliktów między radą i burmistrzem i co się stanie gdy ta rada nie udzieli brzydkiemu, skorumpowanemu oczywiście, burmistrzowi absolutorium. Przypomnijmy sobie absolutorium jest rozliczeniem zarządu z gospodarki finansowej. Tylko i wyłącznie. To, że z różnych względów bywało wykorzystywane do walki politycznej jest dowodem na niesprawność dotychczasowego systemu.
Kolejnym argumentem jest brak w systemie samorządowym konstruktywnego wotum nieufności. Tu akurat jestem za. Dalej należy najpierw uporządkować źródła dochodów i gospodarki finansowej. Ależ panie senatorze Związek Miast Polskich mówił o tym od samego początku, tylko pan był jakby przeciw. Oczywiście ma pan rację, ale spełnienie tego warunku oznacza, o czym bardzo dobrze wiemy obaj, odsunięcie nabrzmiałego przecież problemu zarządzania gminami ad Kalendas Graecas. I nie wiem, czy nie o to chodzi.
Potem pada potrzeba wprowadzenia zewnętrznego audytu i samorządowej służby cywilnej. Wyjaśniam w tym miejscu, że zgodnie ze wszystkimi zapisami ustawowymi gospodarka finansowa samorządów podlega nieustannej kontroli NIK, Regionalnej Izby Obrachunkowej oraz wojewody. Sprawozdanie z wykonania budżetu gminy należy przesłać do Izby na tyle wcześnie, by mogła ona je ocenić przed terminem sesji absolutoryjnej. Jeszcze dodatkowo audyt? To pomyślmy dalej, może uda się jeszcze coś dodać. Kontakt z realiami trochę się jednak urywa.
Moim zdaniem przynajmniej trzy argumenty przemawiają za bezpośrednim wyborem burmistrza: 1) forma kolegialna organu wykonawczego wyczerpała swe możliwości, koalicyjne zarządy tak mniejszościowe, jak i większościowe uwikłane w niekończące się dyskusje i głosowania, nie są zdolne do zarządzania; 2) w większości krajów Europy od kilku lat widoczna jest tendencja wzmocnienia organu wykonawczego, jako ponoszącego wyraźną odpowiedzialność za bieg spraw publicznych, co ma spowodować uzyskanie równowagi pomiędzy organami stanowiącymi i wykonawczymi; 3) społeczeństwo oczekuje powstania mechanizmu wyłaniania liderów.

Wojciech Sz. Kaczmarek