„Zero Waste” a bioodpady

Idea „Zero Waste” wymaga bardzo jednoznacznego wyjaśnienia, czy należy ją rozumieć dosłownie, czy jest to tylko przenośnia, bo różnice w rozumieniu wywołują poważne konsekwencje.

Od pierwszych chwil, kiedy usłyszałem o idei „Zero Waste”, targały mną ambiwalentne odczucia. Z jednej strony kierunek, by zredukować ilości powstających odpadów do zera, jest ekologicznie pociągający, z drugiej zaś odzywał się we mnie praktyk, który mówił, że nie jest to możliwe w dzisiejszym świecie. Od początku istnienia człowiek wytwarza odpady organiczne, które są nierozerwalnie związane z procesami pozyskiwania, przetwarzania i przechowywania żywności. Dla każdego jest też oczywiste, że nie wszystkie elementy naszego pokarmu są jadalne albo niechętnie byśmy je zjadali. Klasycznym przykładem może być nasze rodzime jabłko.

Teoretycznie można zjeść jabłko w całości, ale nie wszyscy zjedzą ogryzek z pestkami i ogonkiem. W takim przypadku powstanie bioodpad. Jednak bioodpady to nie tylko niejadalne elementy produktów żywnościowych, ale również zepsuta żywność. Temu drugiemu możemy w pewnym stopniu przeciwdziałać, prowadząc przemyślane zakupy albo należycie dbając o właściwe przechowywanie żywności. Niestety, nie zawsze uda się spowodować, by nie uległa ona zepsuciu czy to w transporcie, handlu, czy u konsumenta. Według danych Eurostatu, w 2006 r. w Polsce było marnowanych 9 mln ton żywności, z czego przyjmuje się, że 42% przypada na gospodarstwa domowe. Te dane w porównaniu do statystyk krajowych wywołują pewne wątpliwości i pokazują, że gdzieś jest popełniony błąd. Przyjmując te liczby, wychodzi nam, że w Polsce marnowane jest rocznie przez konsumentów 3,78 mln ton żywności i powstaje z nich taka ilość bioodpadów. Jako że bioodpadów w naszych odpadach komunalnych jest powyżej 30%, to na potrzeby prostej analizy możemy przyjąć: skoro 3,78 mln ton = 30%, to 100% = 12,6 mln ton wszystkich odpadów komunalnych. Tylko że zmarnowana żywność to nie wszystkie powstające bioodpady. Niestety, nie ma na chwilę obecną danych, jaki procent bioodpadów stanowi zmarnowana żywność, ale z moich obserwacji wynika, że jest to poniżej 50% wytwarzanych bioodpadów. To by znaczyło, że albo statystyki dotyczące zbieranych w Polsce odpadów komunalnych są mocno niewiarygodne, albo informacje o ilościach marnowanej żywności są mocno przesadzone. Nie zmienia to faktu, że jednak żywność ulega zepsuciu. Wtedy jednak lepiej pozbyć się jej niż narażać na szkodzenie zdrowiu ludzi.

Można dalej przytaczać argumenty za tym, że z żywności zawsze będą powstawały odpady i w tym przypadku dosłowne rozumienie idei „Zero Waste” jest nierealną utopią. Należy, oczywiście, podejmować działania, których celem będzie przeciwdziałanie marnotrawieniu żywności. Takim przykładem jest senacki projekt ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności, skierowany do marszałka Sejmu 19 marca 2018 r., który po przeszło roku ma szansę ujrzeć światło dzienne jako pełnoprawna ustawa. Niestety, uzasadnienie ustawy opiera się na niewiarygodnych danych, które, często powtarzane, stają się obowiązującą prawdą. Co do samej skuteczności tej ustawy w przeciwdziałaniu marnowaniu żywności mam też poważne wątpliwości, ale lepsza już będzie taka niż całkowity brak działań. Nie zmienia to faktu, że wyznaczanie nieosiągalnego celu („Zero Waste”) już na starcie zniechęca zdecydowaną większość społeczeństwa do współuczestniczenia w codziennym redukowaniu ilości wytwarzanych odpadów. Jest to zupełnie naturalne, bo jeżeli wiem, że nie przeskoczę przepaści, to nie próbuje skakać.

Odrzucając zatem bezpośrednie rozumienie, można uznać, że idea „Zero Waste” to pewnego rodzaju droga, którą należy podążać. Ja tę drogę rozumiem dwojako. Po pierwsze, należy w miarę możliwości uczciwie redukować ilości powstających bioodpadów. Aby to osiągnąć, trzeba zadbać o edukację społeczeństwa w zakresie ochrony środowiska, zmianę modelu życia z konsumpcyjnego na zrównoważony, zgodny z naturą, oraz upowszechniać dzielenie się żywnością, której grozi zepsucie, z osobami potrzebującymi. To ostatnie należy robić na wszystkich etapach – od producentów żywności, przez handel, aż po konsumentów końcowych. Po drugie, należy zadbać, by wszystkie bioodpady, które jednak powstaną, zostały selektywnie zebrane i poddane recyklingowi w kompostowni lub biogazowni. Jest to równie ważne jak przeciwdziałanie powstawaniu odpadów organicznych. Konieczna jest zmiana myślenia w tym zakresie i zrozumienie, że bioodpady to cenny surowiec do produkcji materii organicznej potrzebnej do użyźniania gleby. Na takiej zasadzie działa obieg materii organicznej w naturze i musimy w naszych działaniach go odwzorowywać. Dzisiaj bioodpady, zamiast wracać do gleby po przetworzeniu jako nawóz, kończą na składowiskach lub w spalarniach i są bezpowrotnie stracone. Aby temu przeciwdziałać, należy pilnie wdrożyć programy budowania systemów selektywnej zbiórki bioodpadów. Ważne jest też, by powtarzać, że „Zero Waste” oznacza brak odpadów, bo są one w całości surowcem wtórnym.

Andrzej Sobolak

prezes Zarządu Stowarzyszenia Biorecykling