Po wielu latach całkowitego uśpienia w polskiej energetyce wydarzenia przybierają bardzo ciekawy, ale i niebezpieczny obrót. Kto w porę i należycie zdefiniuje szanse oraz zagrożenia, ten wygra. Jesteśmy u progu energetycznej trzeciej fali inwestycyjnej, tej najbardziej pożądanej i nowatorskiej, dającej impuls do zmiany układu sił. Kropla zaczęła drążyć skałę. Jest tylko kwestią czasu, kiedy tę skałę rozsadzi.
Trzecia fala inwestycyjna
Przyjęta przez Sejm ustawa o OZE otwiera drogę do trzeciej energetycznej fali inwestycyjnej. Do ostatniej chwili trwała emocjonująca batalia o ostateczny kształt tego dokumentu. Najwięcej emocji wzbudzała tzw. prosumencka poprawka posła Bramory z koalicyjnego PSL. Przejdzie?! Czy nie przejdzie?! Te pytania najczęściej zadawali zainteresowani. Argumentów racjonalnych i irracjonalnych do ostatniej chwili przywoływano wiele. Obradowano w Senacie i Sejmie w godzinach wieczornych oraz nocą. Negocjowano formalnie i nieformalnie. Napięcie rosło. Poprawka przeszła. Po podpisaniu przez prezydenta ustawa o OZE wejdzie w życie 1 stycznia 2016 r.
Czego w istocie ten emocjonujący spór dotyczył? Na dalszy plan zeszły inne ważne elementy ustawy, definiujące rynek OZE w Polsce. Walczono w blasku fleszy, mikrofonów radiowych i kamer TV o tzw. prosumentów (czyli aktywnych, świadomych konsumentów). Co wywalczono? Realnie i w liczbach bezwzględnych niewiele. Ceny gwarantowane dla prosumenckich instalacji mają dotyczyć tylko 800 MW czyli 0,8 GW. W dwóch kategoriach do 3 KW i do 10 KW do 2020 r. powstanie ok. 200 000 tys. Instalacji. W przypadku przewidywanego i możliwego bumu inwestycyjnego cały prosumencki limit 800 MW może zostać wyczerpany już w dwa lata. Niemcy w samych panelach fotowoltaicznych mają zainstalowane ok. 38 GW. Poziom ten nadal rośnie, a nasz zachodni sąsiad posiada terytorium o ok. 15% większe niż Polska, dwa razy więcej ludności i PKB jest ok. siedmiokrotnie wyższe niż nasze. Moc już zainstalowanych niemieckich paneli fotowoltaicznych jest aktualnie 44 (!) razy większa niż wartość założona w naszej ustawie o OZE. Pomijam energetykę wiatrową, w przypadku której dysproporcje są podobne. W Wielkiej Brytanii w ostatnim czasie zbudowano ponad 2 mln prosumenckich instalacji i prawdopodobnie w kolejnym roku przekroczony zostanie poziomy 3 mln instalacji. Zatem o Polsce można powiedzieć, że góra urodziła mysz, w końcu to marne 0,8 GW. Jednak nic bardziej mylnego. Poprawka posła Bramory to kropla, która zaczęła drążyć skałę. Jest tylko kwestią czasu, kiedy ta skała zostanie rozsadzona.
Czy w tej gorącej atmosferze, na finiszu prac legislacyjnych, ktoś zadał sobie pytanie, jakie szanse i nadzieje dla naszej gospodarki i dla naszego PKB stwarza cały szeroko rozumiany przemysł powiązany z OZE, czyli głównie wiatrem, biomasą i fotowoltaiką? Owszem, panele PV i turbiny wiatrowe są w większości produkowane za granicą. Niemniej w Polsce na fali zapotrzebowania na te technologie wytwarza się coraz więcej. Powstają polskie fabryki paneli PV, konstrukcji dla farm wiatrowych na lądzie i morzu, a także dla farm PV. Do instalacji OZE potrzebne są firmy montażowe, kompetentni inżynierowie i technicy, informatycy, programiści i projektanci. Tych miejsc pracy nikt nam nie odbierze. Nie wyobrażam sobie, aby wraz z panelami PV zaczęli do Polski trafiać montażyści z dalekich krajów.
Energetyczni czempioni
Zostawmy OZE prosumenckie. Wróćmy do fundamentu, do podstawy naszej energetyki, czyli do czempionów energetycznych. W przypadku przedsiębiorstw energetycznych ustawa o OZE także wprowadza kilka niechcianych i ryzykownych nowinek. Miesiąc temu na tych łamach stwierdziłem, że największymi faktycznymi beneficjentami nowej ustawy o OZE będą energetyka korporacyjna i spalanie biomasy. Dotychczas ok. 50% całego wolumenu produkcji zielonej energii pochodziło ze spalania biomasy w technologii tzw. współspalania. Fakty są jednoznaczne, czy to się komuś podoba, czy nie. To technologia współspalania pozwoliła nam realizować unijny cel w zakresie OZE. Nadprodukcja zielonej energii w technologii współspalania doprowadziła również do krachu na rynku zielonych certyfikatów (najniższe notowanie zielonego certyfikatu to ok. 100 zł w lutym 2013 r.). Ustawa o OZE ogranicza wsparcie dla współspalania o 50% ale jednocześnie wprowadza furtkę dla spalania biomasy pod pojęciem tzw. współspalania dedykowanego. Kto zna temat, ten doskonale wie, że dzisiaj to tylko furtka, nisza z 12 instalacjami do tzw. dedykowanego współspalania biomasy. Ta nisza w krótkim czasie zapewne zostanie ilościowo zdublowana lub potrojona.
Zakładam scenariusz, że nowe aukcje dla OZE będą wygrywać właśnie takie instalacje. Decydujący jest tutaj rachunek ekonomiczny i czas inwestycji. I jedno, i drugie zapowiada się bardzo obiecująco. Nakłady inwestycyjne w zależności od mocy „przerabianej – doposażonej” jednostki konwencjonalnej to poziom 80-120 mln zł, a czas realizacji inwestycji wynosi średnio ok. 12 – 18 miesięcy. Biorąc pod uwagę zarysowaną sekwencję zdarzeń, można stwierdzić, że: instalacje do dedykowanego współspalania biomasy i czempioni energetyczni zwyciężą, a tym samym będą największymi rzeczywistymi beneficjentami nowej ustawy o odnawialnych źródłach energii.
Pamiętajmy jednak o poprawce posła Bramory i kropli drążącej skałę.
Wojciech Mazurkiewicz
prezes Zarządu AES Trading
Tytuł i śródtytuły od redakcji
Cały artykuł można znaleźć w marcowy wydaniu miesięcznika „Czysta Energia”
Komentarze (0)