Dla tych, którzy chcą przejść przez życie nie przysparzając niepotrzebnych ran środowisku – porady na podstawie doświadczeń własnych
Porady dla „będących w ruchu”
1. Będąc przechodniem lub turystą – w chwili, gdy zużyję daną rzecz lub opakowanie – pierwszym odruchem nie powinno być uczucie potrzeby pozbycia się zbędnego „balastu”. Prawdziwy przyjaciel środowiska najpierw analizuje, czy w tym miejscu może pozbyć się zbędnego przedmiotu-opakowania w sposób „przyjazny’ dla otoczenia. Jeśli więc w jego zasięgu jest „stacja recyklingu”: wrzuca pustą butelkę lub pojemnik z tworzywa do odpowiedniego pojemnika, tak samo postępuje ze szkłem lub papierem. W sytuacji gdy taki „surowcowy” odpad nie może liczyć na pobliski system selektywnej zbiórki – dobrze wychowany człowiek czeka z pozbyciem się odpadu na „okazję”. Pozytywnym zwyczajem młodzieży jest noszenie plecaków – ułatwia to gromadzenie odpadów do chwili natknięcia się na uliczny zestaw segregacji (niektórzy nawet posiadają w wyposażeniu plecaka woreczek na odpady „mokre” – na przykład opakowania po lodach). Możliwe scenariusze zachowań „przechodnia-turysty” można ocenić w skali trzypunktowej:
· wyrzucenie „gdzie popadnie” (zachowanie karygodne),
· wyrzucenie potencjalnego „surowca” do kosza na odpady wymieszane (zachowanie nie zalecane – nie dotyczy to jednak odpadów „niesurowcowych),
· wyrzucenie do pojemnika selektywnej zbiórki (zachowanie pożądane).
2. Osobnym dylematem jest sposób postępowania „spacerowicza” z ewentualnymi resztkami pożywienia. Dokładanie ogryzka, skórki banana, arbuza itp. do kosza-pojemnika na odpady wymieszane – zwabia napastliwe owady i po kilku godzinach w gorącym dniu przysparza uciążliwości zapachowych. Lepszym sposobem jest bezpośrednie „oddawanie” ziemi tego co z niej „wyszło”. Ale musi to być czynione rozsądnie – poza strefą „widokową”, tam gdzie mrówki i inne „czynniki” środowiskowe spokojnie zajmą się bez przeszkód ze strony ludzi dalszą „utylizacją” takich odpadów. Jeśli więc nie ma warunków dla takiego „przyrodniczego zagospodarowania” – lepiej odpad tego typu wrzucić do kosza-pojemnika.
Porady dla „zakotwiczonych”
3. Nie wrzucam puszek metalowych do kubła ze śmieciami. Gromadzę je do reklamówki (żeby nie zaśmierdły trzeba na koniec zmywania naczyń – umyć także puszki po konserwach, trzeba też opłukać puszki po piwie i napojach, najlepiej je zgnieść aby więcej „złomu” zgromadzić w reklamówce). Nie ma publicznej selektywnej zbiórki złomu– ale są ludzie ubodzy, którzy z odpadów wybierają wszystko to co daje się spieniężyć. Ułatwiam więc życie tym „recyklerom” dla których reklamówka z zawartością metali położona obok kubła w boksie śmietnikowym – szybko staje się cennym znaleziskiem!
4. Ogrzewanie mam gazowe, więc podobnie robię z makulaturą. Zbieram w domu każdy papier i gazety. Jak uskłada się kilka kilogramów – wiążę to sznurkiem i "wystawiam" pod dachem (aby nie zamokło) dla zbieraczy. Raz nawet nie zdążyłem tego donieść do boksu – chłopiec idący do szkoły poprosił abym mu dał paczkę, którą on zaniesie do szkoły bo tam klasy rywalizują w zbiórce makulatury. Nie korzystam z pojemników do selektywnego zbierania papieru – moja makulatura jest o wiele czyściejsza – a więc łatwiejsza do dalszego zagospodarowania.
5. Butelki plastikowe i tworzywa zgniatam już w domu – jeśli uskłada się cała reklamówka, to jest okazja do „ekologicznego” spaceru z pieskiem do ulicznej stacji segregacji – tak samo w przypadku gdy uzbierają się szklane niekaucjonowane opakowania.
6. Najwięcej „zielonej” satysfakcji mam z tego, że od wielu lat – od kiedy mam ogródek działkowy – nie wyrzucam bioodpadów. Nawet fusy z kawy i herbaty, nie mówiąc o obierkach, resztkach kuchennych, zwiędłych kwiatach itp. – odkładam do szczelnego solidnego wiaderka z przykrywką. Jak uzbiera się pełny ładunek – zabieram do ogródka i zasilam kompost w tak cenne bio-składniki. Z politowaniem dla braku ekoświadomości patrzę na tych, którzy posiadając piękne duże ogrody przydomowe – nawet skoszoną trawę wystawiają jako „odpad”! Jeśli sam nie mogę tego kompostować – korzystniej dla środowiska jest wywieźć taki pokos w miejsce w którym taki naturalny materiał szybko rozłoży się łącząc się z glebą – nikomu nie przysparzając uciążliwości. Takie kopce stają się pożądanym środowiskiem dla wielu pożytecznych organizmów. Najgorszym dla przyrody wariantem jest dodanie bioodpadów do masy śmieci na składowisku. Deponowanie bioodpadów na składowisku jest źródłem uciążliwości i trudnych zanieczyszczeń – należy więc czynić wszystko co leży w zasięgu naszych możliwości – aby organika nie trafiała na składowiska!
Obliczyłem, że realizując ten indywidualny plan eko-działań – od mojej rodziny na składowisko trafia mniej niż połowa moich domowych odpadów. Gdyby tak zaczęli postępować wszyscy sąsiedzi – okazałoby się, że sami obywatele RP sprostaliby bez pośrednictwa swojej administracji unijnym standardom w odpadach komunalnych. Dlatego dla tych, którzy nie chcą czekać na „cud nad Wisłą” – skodyfikowałem swoje powyższe „eko-zasady”.
W mojej miejscowości – z różnorakich przyczyn – nie ma w pobliżu mojego mieszkania stacji recyklingu z pojemnikami do selektywnej zbiórki odpadów. Ratuję więc swoje sumienie ekologiczne w zakresie oszczędzania środowiska przed odpadami – w każdy możliwy dla mnie sposób.
1. Nie wrzucam puszek metalowych do kubła ze śmieciami. Zbieram je do reklamówki (żeby nie zaśmierdły trzeba na koniec zmywania naczyń – umyć także puszki po konserwach, trzeba też opłukać puszki po piwie i napojach, najlepiej je zgnieść aby więcej „złomu” zgromadzić w reklamówce). Nie ma publicznej selektywnej zbiórki – ale są ludzie ubodzy, którzy z odpadów wybierają wszystko to co daje się spieniężyć. Ułatwiam więc życie tym „recyklerom” dla których reklamówka z zawartością metali położona obok kubła w boksie śmietnikowym – szybko staje się cennym łupem.
2. Podobnie robię z makulaturą. Zbieram w domu każdy papier i gazety. Jak uskłada się kilka kilogramów – wiążę to sznurkiem i "wystawiam" pod dachem (aby nie zamokło) dla zbieraczy. Raz nawet nie zdążyłem tego donieść do boksu – chłopiec idący do szkoły poprosił abym mu dał paczkę, którą on zaniesie do szkoły bo tam klasy rywalizują w zbiórce makulatury.
3. Żal mnie ściska, że nie mogę szkła i tworzyw sam zagospodarować. Ale zacisnąłem zęby – przecież „europejskość” do czegoś zobowiązuje. Zbieram do sporych worków w piwnicy opakowania szklane i tworzywa (zgniecione) – jak jadę samochodem to zabieram tego typu odpady – wrzucam do najbliższych pojemników na selektywną zbiórkę. Na pytanie dlaczego nie ma tych pojemników na mojej ulicy – słyszę odpowiedź, że to się nie opłaca, bo pojemniki i ich obsługa kosztuje więcej niż sprzedane surowce. Na moją uwagę, że przecież ja płacę za usuwanie odpadów – urzędnicy mówią: tak, ale urząd tych pieniędzy nie ogląda, idą one do kasy firm wywożących odpady, które nie są zainteresowane aby w ramach tej opłaty troszczyć się jeszcze o deficytową selektywną zbiórkę odpadów. Mam nadzieję, że takie nieracjonalne przyczyny organizacyjno-prawne szybko znikną! Przecież organizacja systemu selektywnej zbiórki – to ustawowy obowiązek Gmin!
Najwięcej „zielonej” satysfakcji mam z tego, że od wielu lat – od kiedy mam ogródek działkowy – nie wyrzucam bioodpadów. Nawet fusy z kawy i herbaty, nie mówiąc o obierkach, resztkach kuchennych, zwiędłych kwiatach itp. – odkładam do szczelnego solidnego wiaderka z przykrywką. Jak uzbiera się pełny ładunek – zabieram do ogródka i zasilam kompost w tak cenne bio-składniki. Z politowaniem dla braku ekoświadomości patrzę na tych, którzy posiadając piękne duże ogrody przydomowe – nawet skoszoną trawę wystawiają jako „odpad”!
Zdzisław Smolak
Komentarze (0)