Kakofonia, której nikt nie jest w stanie zrozumieć. Sprawa dotyczy energii uzyskiwanej przez małe elektrownie wodne. A truizmy się piętrzą… Oto kilka z nich:
• Podpisując Traktat Akcesyjny, Polska zobowiązała się do uzyskania dużej części energii z tzw. czystych źródeł oraz do wprowadzenia właściwej gospodarki wodami opadowymi. Nie jest istotne, w jakim terminie zadanie to ma zostać wykonane. Chyba tylko ludzie głęboko wierzący w cuda sądzą, że uda się zrealizować ten plan na czas i zgodnie ze zobowiązaniami.
• Polska jest najbardziej zagrożona brakiem wody i stepowieniem w Europie, a niewłaściwa gospodarka ściekami powoduje coraz większe zatrucia wód podziemnych.
• W inżynierii środowiska absurdem jest wykonywanie jednego zakresu prac bez równoległego prowadzenia działań w innej dziedzinie przyrody. Stąd pojęcie zrównoważonego rozwoju.
• Chcąc mówić o zatrzymaniu degradacji wód, nie możemy zapominać o zabezpieczeniu przeciwpowodziowym.
• Na tym świecie człowiek jest jednym z milionów stworzeń różnych gatunków, a nie jedynym uprawnionym do życia.
• Woda daje czystą energię. Budowa elektrowni wodnych musi być wykonywana w duchu poszanowania środowiska m.in. poprzez wykonywanie właściwych przepławek dla ryb.
• Zahamowanie podtopień, powodzi i niekontrolowanych spływów powierzchniowych wód opadowych osiągnąć można poprzez układ wielorakich zbiorników wodnych, zaporowych, oczek wodnych, stawów i… zbiorników elektrowni wodnych.
Fakty
W gmachu Ministerstwa Gospodarki 27 października Br. odbyła się, zorganizowana wspólnie przez Ministerstwo Gospodarki oraz Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej, konferencja pt.: „Rozwój energetyki wodnej w Polsce”. Szkoda, że nie ma zwyczaju upubliczniania materiałów z takich wydarzeń. Sądzę, że naprawdę mogłyby to być interesujące. Tym bardziej że zakończyła się podpisaniem Deklaracji współpracy na rzecz rozwoju energetyki wodnej w Polsce. Celem konferencji – jak podano w informacji KZGW – była dyskusja o problemach związanych z wykorzystaniem zasobów wodnych dla hydrotechniki oraz pokazanie korzyści z niej płynących. W spotkaniu udział wzięli przedstawiciele władz państwowych, sektora energetycznego oraz instytucji zainteresowanych rozwojem odnawialnych źródeł energii.
Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej jest zobligowany do dbania o gospodarkę wodną w całym kraju, również z uwzględnieniem determinantów zewnętrznych. Prezes KZGW, Leszek Karwowski, słusznie zauważył, że jednak musimy godzić aspekty gospodarcze i środowiskowe. Pod tym można podpisać się obiema rękoma. Oby tylko te aspekty były brane pod uwagę. Do tego dochodzi jeszcze trzeci aspekt – polityczny. W zależności od sympatii politycznych można zaobserwować marazm bądź dużą aktywność w gospodarce. I to jest tragiczne, bo sympatie te zmieniają się zgodnie z kalendarzem wyborczym.
Jak podkreśliła wiceminister Joanna Strzelec-Łobodzińska: Rozwój energetyki wodnej w Polsce wpisuje się w realizację krajowej polityki energetycznej oraz unijnych dyrektyw, zakładających zwiększenie wykorzystania odnawialnych źródeł energii.
Ponadto dodała, że elektrownie wodne wytwarzają ponad 30% energii elektrycznej z OZE.
Sytuacja w Polsce jest tragikomiczna. Wszyscy wiedzą, ile trzeba zrobić, a zwłaszcza ile można zrobić. Czasami wystarczyłoby po prostu pomagać, a nie przeszkadzać administracyjnie inwestorom tym mniejszym i większym.
Wiceminister J. Strzelec-Łobodzińska przypomniała też, że zgodnie z dyrektywą Parlamentu Europejskiego i Rady z 23 kwietnia 2009 r., Polska musi zwiększyć udział energii ze źródeł odnawialnych w bilansie energetycznym do 15% w 2020 r. Można zaobserwować coraz większą ilość elektrowni wiatrowych. Elektrownie wodne, szczególnie te małe, są na ogół ukryte w lasach, ale tworzą niepowtarzalny mikroklimat i są miejscową enklawą środowiskową. Tylko z migracją ryb są czasami kłopoty. Co ciekawe, indywidualni inwestorzy na ogół wykonują wymagane przepławki. Z dużymi zaporami jest już bardzo źle. Są często barierami dla wodnego łańcucha pokarmowego i pełnią funkcję osadnika dla najbardziej trujących zanieczyszczeń. Casus Zbiornika Jeziorsko jest tego najlepszą ilustracją. Należy tutaj zgodzić się z kolejną tezą pani minister – w osiągnięciu udziału energii ze źródeł odnawialnych pomoże wzrost inwestycji w energetykę wodną.
Wszyscy inżynierowie podzielają też chyba pogląd wiceministra skarbu państwa, Jana Burego, który zaapelował o stworzenie dobrych warunków prawnych i instytucjonalnych dla rozwoju tego rodzaju energetyki. Pomimo zapewnienia prezesa Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej o podjęciu prac nad uproszczeniem warunków udostępniania terenów pod inwestycje w tego typu źródła energii, można wątpić, czy czasami ta narada nie powinna odbyć się kilka lat wcześniej. O konieczności współdziałania ministerstw i instytucji centralnych na rzecz zrównoważonego rozwoju mówi się od dawna. Niestety, jak obiecano – tak się… dalej tylko mówi!
Dwa mankamenty
Są dwa mankamenty prawno-funkcjonalne unormowania rozwoju wszelkich inwestycji w inżynierii środowiska. Szerokie grono inżynierów i inwestorów codziennie musi lawirować pomiędzy przepisami prawnymi i wytycznymi poszczególnych resortów. A gdy dochodzą do tego starania o środki pomocowe, powstaje totalne zamieszanie. Psucie prawa odbywa się cały czas. „Nadrzędność” wytycznych NFOŚiGW nad rozporządzeniem Ministra Środowiska i jeszcze wyżej Prawa wodnego w inwestycjach związanych z realizacją KPOŚK, koordynowanych przez KZGW, trwa nadal, pomimo nowelizacji aktów prawnych. Obowiązuje „sobiepaństwo” i udowadnianie durnemu inwestorowi (gminie), kto ważniejszy. Jakoś zapomina się przy tym o źródle utrzymania pracowników urzędów centralnych. Przecież gdyby nie podatki z gmin, nie byłoby tych mądrali.
Drugim mankamentem jest powoływanie dziwnych, niefachowych organizacji w celu opiniowania fachowych projektów aktów prawnych. Jest to typowy lobbing bez oglądania się na dobro ogółu. Zainteresowanych odsyłam do dowolnego projektu aktu prawnego i spisu opiniodawców. Gwarantuję niezłą zabawę.
Omawiana konferencja zakończyła się uroczystym podpisaniem Deklaracji o współpracy na rzecz rozwoju energetyki wodnej w Polsce. Jest dobrze! Pod Deklaracją, swoje podpisy złożyli: Joanna Strzelec-Łobodzińska, podsekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki, Jan Bury, sekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa oraz Leszek Karwowski, prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Zdziwienie i mity
Na omawianej konferencji zabrakło jeszcze jednego animatora w ramach inżynierii środowiska. W moim pojęciu jest nim minister środowiska. Nie zamierzam dochodzić przyczyn tej absencji. Niemniej symptomatyczny jest fakt spotkania zorganizowanego przez ministra Macieja Nowickiego wskutek dużego zainteresowania inwestorów budową elektrowni wodnych na Dunajcu. W wydarzeniu tym wzięli udział prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej, Leszek Karwowski, dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie, dr inż. Jerzy Grela, oraz generalny dyrektor ochrony środowiska, Michał Kiełsznia. Jedyna osoba łącząca oba spotkania, to prezes KZGW. Niestety, nie ma informacji o tym, czy się wypowiedział.
Istotne zastrzeżenie jest następujące – komunikat o tym wydarzeniu MŚ ogłosiło 28 października. Na stronach ministerstwa można przeczytać, że małe elektrownie wodne mogą być lokalizowane jedynie na dotychczas istniejących piętrzeniach ze względu na swój stosunkowo niski potencjał energetyczny i wskutek potencjalnych znacznych szkód środowiskowych. Jeżeli to dotyczy Dunajca, to chciałbym jeszcze przeczytać o tych szkodach. „Szkoda”, że nie ma wyjaśnienia. A może w MŚ nie wiedzą co to „szkoda”?
Ale już kolejna informacja o opinii ministra musi budzić nieufność i zdziwienie. Cytuję: „Zdaniem pana ministra małe elektrownie wodne ze względu na swój stosunkowo niski (w porównaniu z innymi źródłami energii odnawialnej) potencjał energetyczny przy jednoczesnych znacznych szkodach środowiskowych takich inwestycji, nie powinny powstawać wszędzie. Ich lokalizacja winna uwzględniać wyłącznie istniejące już w tej chwili piętrzenia na rzekach. Aby to zagwarantować, potrzebne są takie zmiany w prawie, które w sposób transparentny i jasny dla potencjalnych inwestorów zagwarantują realizację tej strategii, opierającej się na konstytucyjnej zasadzie działania w duchu zrównoważonego rozwoju oraz zgodnej z Polityką Ekologiczną Państwa”.
W takim razie, co począć z niedziałającymi zbiornikami i zaporami dla młynów wodnych? W samej Wielkopolsce wykonano jakiś czas temu na potrzeby Akademii Rolniczej spis ponad 600 takich obiektów! Domniemywam, że w innych województwach sytuacja jest podobna. Co ciekawe, w większości tych młynów przepławki i obejścia istniały! Wystarczy pojechać rowerem nad rzeczki i można wypatrzeć te odnogi. W wielu miejscach funkcjonują do dzisiaj. Obecnie młynów wodnych (poza względami turystyczno-estetycznymi) nie potrzeba. Ale czy na pewno nie można tam wykonać małych elektrowni wodnych?
W Internecie można przeczytać, że pod nadzorem Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej przygotowany w ciągu miesiąca zostanie plan działań, który umożliwi zmiany w prawie regulującym powstawanie małych elektrowni wodnych na rzekach w Polsce. Modyfikacje prawa mają zagwarantować istnienie transparentnego systemu, obowiązującego w całym kraju. Jednocześnie dotychczas wydane decyzje środowiskowe dla takich inwestycji zostaną poddane audytowi, szczególnie pod kątem uwzględniania oddziaływania skumulowanego inwestycji (jeśli znajdują się blisko siebie). Teraz należy czekać na rezultaty. Oby na mówieniu się nie skończyło.
Trochę danych
Obecnie w Polsce istnieje ok. 600 MEW, których moc szacowana jest na ok. 160 MW, co stanowi 0,4% produkcji energii w kraju. Niestety, nie ma odpowiedniego spisu takich obiektów. Według danych stowarzyszenia MEW, nawet tak małe procentowo pokrycie potrzeb energetycznych kraju ze źródła, jakim jest elektrownia wodna, pozwala na uniknięcie wyemitowania 650 tys. ton CO2, 5,2 tys. ton SO2, 1,4 tys. ton NOx oraz 700 ton pyłów i 20 ton węglowodorów. Ponieważ obecnie istotną rolę odgrywa zarówno redukcja zanieczyszczeń uwalnianych do atmosfery, a w szczególności CO2, jak i innych gazów cieplarnianych, oraz oszczędność konwencjonalnych źródeł energii, elektrownie wodne są szansą na pogodzenie obu wyzwań. Budowa takich obiektów mogłaby z powodzeniem determinować powstanie wielu ośrodków turystycznych, stwarzając tam wyśmienite warunki dla wypoczynku i rekreacji.
Szacuje się, że na polskich rzekach istnieją warunki do uruchomienia ok. 900 MEW o łącznej mocy zainstalowanej 350 MW. Elektrownie te byłyby w stanie wyprodukować rocznie 1200 GWh energii elektrycznej. A to z kolei pozwoliłoby zaoszczędzić 800 tys. ton węgla. Na Pomorzu i Ziemi Lubuskiej jest wiele rzek i cieków wodnych o dużych różnicach poziomów i szybkim nurcie. Na niektórych z nich (np. pod Dębnem w woj. zachodniopomorskim) powstały już MEW i zainteresowanie tego typu energią rośnie).
Do 2020 r. ilość małych elektrowni wodnych może, wg fachowców, wzrosnąć do 1000 szt. Elektrownie te produkowałyby łącznie 1500 GWh energii elektrycznej, co stanowi 1% krajowej produkcji. Czy wobec tego warto pochylić się nad tym problemem?
Już nawet ten niewielki procent przyniósłby przecież wiele korzyści polskiej energetyce. Poprawie ulegnie napięcie w sieciach rozdzielczych, zmniejszone zostaną straty energii podczas jej przesyłu oraz zredukowane ilości emitowanych do atmosfery zanieczyszczeń. Nastąpi też poprawa warunków ekologicznych – małe elektrownie są bardziej korzystne dla ryb, gdyż woda spiętrza się w niewielkim stopniu, co ułatwia budowę i funkcjonowanie przepławek. Poza tym spiętrzanie wody i stopnie wodne na przepławkach spowodują poprawę warunków tlenowych w rzekach. Po prostu jakość wody będzie wyższa.
Potencjał polskich rzek, określany przez fachowców, jako krajowe zasoby wodno-energetyczne, skoncentrowany jest głównie na dorzeczu Wisły. Potencjał dorzecza Wisły to ok. 68% ogólnego potencjału całego kraju, z czego 2/3 przypada na samą Wisłę. Potencjał rzek przymorza wynosi 1,8% potencjału krajowego, a Odry nieco ponad 30%. Autorzy tych wniosków nie wzięli jednak pod uwagę dawnych młynów wodnych, jak również faktu, że prawie 25% „rzek górskich” jest na terenie Pomorza. Przynajmniej wg Polskiego Związku Wędkarskiego i opłat wnoszonych za użytkowanie tych wód. Prawda, że dziwne?
Może jednak koordynować?
Największe jednak zdziwienie budzi fakt przeprowadzania dwóch opisanych spotkań na szczeblu centralnym o dwóch różnych obliczach i wzajemnie wykluczających się konkluzjach. Biorąc pod uwagę argumenty przeciw budowie MEW, zamieszanie to może powodować coraz większą frustracje inwestorów. Może więc jednak należy koordynować, a nie mówić o koordynacji. Myślę, że sytuacja taka jest niepokojąca i ponownie skończy się tylko na mówieniu o energii ze źródeł alternatywnych. Obym nie miał racji.
Zenon Świgoń, rzeczoznawca PZITS, Ochrona Wód i Sieci Kanalizacyjne, asesor marszałka wielkopolski ds. ocen projektów RPO
Komentarze (0)