Na trop nielegalnego składowiska wpadli dziennikarze Polsatu. To oni zlecili specjalistom przeprowadzenie badań. Okazało się, że na kilkunastu hektarach może być zakopanych nawet pół miliona ton niebezpiecznych substancji. Przeprowadzone badania wykazały, że pod powierzchnią temperatura wynosi ponad sto stopni Celsjusza.
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie o podejrzenie przestępstwa składowania odpadów w sposób zagrażający zdrowiu i życia człowieka oraz środowisku, które ma odpowiedzieć m.in. na pytanie czy doszło do skażenia terenu. Śledczy przesłuchali m.in. przedstawiciela Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Kolejne doniesienie do prokuratury złożył marszałek województwa.
Grunty (nie) do przejęcia
Miasto od 2015 r. stara się o rekultywację terenu, na którym znaleziono zakopane beczki. Od roku na własny koszt odbiera stamtąd ścieki. Rozpoczęło nawet proces przejmowania gruntów. W jego efekcie miano zabezpieczyć teren, a następnie zdobyć pieniądze na rewitalizację.
Bez przejęcia terenu – jak przypomina Przemysław Staniszewski, prezydent Zgierza – nie uda się pozyskać środków zewnętrznych. Szacunkowe koszty rekultywacji mogą wynieść nawet 6 mln zł. Gruntów nie udało się jednak do tej pory przejąć, ponieważ pojawił się większościowy udziałowiec Eko Boruty, spółki powołanej w celu rekultywacji terenu. Nie zgodził się on jednak na przejęcie terenu przez miasto, ale też domaga się umorzenia zobowiązań wobec miasta, wynoszących w sumie milion złotych.
– Podjąłem decyzję o wystąpieniu do starosty zgierskiego o wypowiedzenie spółce Eko Boruta użytkowania wieczystego i przekazanie miastu całego terenu – informuje prezydent Zgierza. – Ponadto zamierzam zawiadomić prokuraturę o działaniu spółki Eko Boruta wbrew interesowi mieszkańców, przede wszystkim w obszarze zagrożenia dla ich życia i zdrowia – dodaje.
Zagrożenie znane od lat
Specjalny zespół mający sprawdzić działania związane z dawnymi zakładami Boruta, powołała Najwyższa Izba Kontroli.
Radny sejmiku łódzkiego Dariusz Joński twierdzi, że w rozwiązaniu tego rodzaju problemów pomogłaby specustawa w sprawie likwidacji składowisk i odpadów. – Premier ma możliwość zaprezentowania takiej specustawy, a Sejm może ją przegłosować. Wówczas teren byłby przejęty przez Skarb Państwa, który ma prawo wydać kilka miliardów złotych, by to zutylizować – zaznacza w wypowiedzi dla Dziennika Łódzkiego.
Sprawą zajęli się także posłowie. Artur Dunin zapowiedział wystosowanie interpelacji poselskiej. Wysłał także wystosował pismo do dyrektora łódzkiego WIOŚ, Artura Owczarka.
Ten zaznaczył, że na terenie istnieją tak naprawdę trzy składowiska, a pracownicy WIOŚ starali się o powołanie likwidatora. Wszystkie są badane dwa razy w roku. Inspektorzy znają więc zagrożenie. Szef łódzkiego WIOŚ dodał też, że sam ma nadzieję, że miastu uda się w końcu przejąć teren.
Źródła: Polsat, Dziennik Łódzki
Komentarze (0)