W aktualnie obowiązującej ustawie wprowadzenie do wód powierzchniowych ryb z gatunków obcych jest uzależnione od zgody aż trzech podmiotów: ministrów ds. rybołówstwa i ds. środowiska oraz Państwowej Rady Ochrony Przyrody – organu ministra środowiska. W nowelizowanej ustawie proponuje się, by właściwym do wydawania zezwolenia był jeden minister – odpowiedzialny za rybołówstwo.
Wojciech Koźmiński, prawnik z Towarzystwa Miłośników Rzeki Regi, w swojej opinii dla „Wędkarskiego Świata” komentuje tę zmianę następująco: „Uważam, że proponowane pozostawienie kwestii decyzyjnej wyłącznie ministrowi ds. rybołówstwa może w krótkim czasie doprowadzić do bardzo niekorzystnych zmian w strukturze gatunkowej rodzimych ekosystemów wodnych. Każdy wie, że w kwestiach rybactwa oraz zachowania proporcji pomiędzy wędkarstwem a prowadzeniem gospodarki rybackiej na rodzimych akwenach ministerstwo ds. rybołówstwa, w odróżnieniu od resortu środowiska, a tym bardziej od Państwowej Rady Ochrony Przyrody, kieruje się przede wszystkim rachunkiem gospodarczym”.
Nowela wprowadza mechanizm konieczności uczestnictwa zespołu ekspertów w procesie opiniowania poprzedzającym wydanie decyzji. Powołuje go kierownik jednostki badawczo-rozwojowej, który jest pośrednikiem (?) składającym wniosek do ministra odpowiedzialnego za rybołówstwo. Zespół ekspertów ma sporządzić długą listę ustaleń, takich jak: rodzaj i zakres informacji, które zainteresowana strona powinna podać dla oceny ryzyka ekologicznego, ocena ryzyka wystąpienia ekologicznych działań niepożądanych oraz potrzeba przeprowadzenia kwarantanny, pilotażowego uwolnienia ryb czy monitoringu.
Jak widać, zespół ekspertów otrzymuje w projekcie ustawy wielką władzę. Czy zechce z niej skorzystać? Część branży wędkarskiej – poza Polskim Związkiem Wędkarskim, który corocznie prowadzi największe w Polsce akcje zarybiania różnymi gatunkami ryb, w tym nierodzimymi, np. karpiami (!), pstrągami tęczowymi i karasiami srebrzystymi – zwraca uwagę, iż zainteresowane środowisko naukowe (jednostek badawczo-rozwojowych) jest głuche na groźbę opiniowania zezwoleń przez te same osoby lub instytucje, które jako jedyne prowadzą badania i eksperymenty z wprowadzaniem gatunków obcych. Krótko mówiąc, na wpisanie do noweli konfliktu interesów oraz pokus korupcyjnych.
Drugą kwestią – zadziwiającą w dobie podnoszenia kar i społecznego przyzwolenia, a nawet nacisku na skuteczniejsze łapanie i karanie przestępców – jest liberalizacja ścigania i karania kłusownictwa w omawianej nowelizacji. Proponuje się, aby wszystkie czyny kłusowników, dotychczas kwalifikowane jako przestępcze, umocowane w ustawie i kodeksie karnym, stały się wykroczeniami, umocowanymi w kodeksie wykroczeń.
Łączy się to, w konsekwencji, z odstąpieniem od możliwości wymierzania kar więzienia (do tej pory istnieje zagrożenie do dwóch lat) oraz kar grzywny (w skrajnych przypadkach nawet do 720 tys. zł).
Wojciech Koźmiński w swojej opinii gorzko ironizuje: „To wspaniała świąteczna wiadomość dla wszystkich przestępców znad naszych wód, dla elektryków znad Parsęty, Regi i Iny, dla hurtowników skupujących i wywożących w głąb kraju setki kilogramów troci i łososi. To kolejny policzek i przejaw cynicznego lekceważenia przez organy państwa setek wspaniałych bezinteresownych ludzi, którzy za własne pieniądze, prywatnymi samochodami, wyposażeni w kupiony za własne pieniądze sprzęt, poświęcający własne zdrowie i czas, próbują z dużymi sukcesami zwalczać plagę panoszących się nad naszymi wodami różnej maści kłusowników”.
Jako autor dwóch interpelacji poselskich w sprawie kłusownictwa (w Sejmie III kadencji, 1997-2001) mogę tę opinię jedynie potwierdzić. Z analizy skali problemu wiem, że walka idzie o naprawdę grube pieniądze. Na pierwszy rzut oka propozycja rządu może wydawać się rozsądna – po co zamykać do więzienia biednych ludzi, którzy skłusowali parę rybek dla rodziny?! Tu jednak chodzi o całe doskonale zorganizowane mafie, które kłusują przemysłowo prądem, łowiąc sieciami tony (!) cennych ryb, takich jak troć i łosoś, dewastując ekosystemy rzek. Propozycja karania takich kłusowników grzywnami (najniższa 100 zł) zdumiewa i prowadzi wędkarzy do takich osądów: „Proponowana w takim kształcie nowelizacja ustawy o rybactwie śródlądowym realizuje przede wszystkim interesy kłusowników!”
Czy, wobec powyższego, nowe regulacje w projekcie nowelizacji tej ustawy są w ogóle potrzebne?
Nie. W takim kształcie przyniosą więcej szkody niż pożytku. Natomiast w nowelizacji tej ustawy powinno się poważnie rozważyć wyeliminowanie zarybiania gatunkami obcymi wszystkich akwenów, poza stawami hodowlanymi (wszak np. karp – gatunek obcy – jest hodowany w Polsce od stuleci). W Ramowej Dyrektywie Wodnej zapisane jest twarde zobowiązanie osiągnięcia dobrego stanu wód do 2015 r. Oznacza ono także, a może przede wszystkim, dobry, zrównoważony stan ekologiczny wód – czyli związany ze światem roślin i zwierząt (w tym oczywiście ryb). Nadzór nad tymi kwestiami, także nad dopuszczaniem gatunków obcych oraz reintrodukcją gatunków rodzimych, należy naturalnie do ministra środowiska. Nie da się pogodzić dyrektywy ze zmianami proponowanymi w nowelizacji firmowanej przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Radosław Gawlik, Zieloni 2004
Artykuł opublikowany w miesięczniku "Przegląd Komunalny" nr 1/2009
Komentarze (0)