13-letni Jesse Hernandez bawił się z kolegami w parku na deskach przykrywających wlot do kanału ściekowego. W pewnym momencie jednak z desek się złamała i chłopiec spadł 8 metrów w dół. Został wciągnięty przez silny nurt w głąb sieci kanalizacyjnej. Jego koledzy natychmiast wezwali pomoc.
Rozpoczęła się skomplikowana operacja poszukiwawczo-ratownicza. Strażacy poszukiwali dziecka przy pomocy kamer zamontowanych na pływających robotach. Udało się go zlokalizować dzięki odkryciu śladu dłoni na ścianie kanału. Po zdjęciu pokrywy włazu w tej okolicy strażacy usłyszeli wołanie o pomoc. Po nawiązaniu kontaktu z dzieckiem strażacy wpuścili do kanału gumową rurę, za pomocą której chłopiec został wyciągnięty na powierzchnię.
Spędził 12 godzin w całkowitych ciemnościach kanałach, ale odniósł żadnych obrażeń i był przytomny. Został oczyszczony ze ścieków, zdezynfekowano też jego skórę. Natychmiast poprosił o telefon komórkowy, żeby zawiadomić o rodzinę, że żyje.
Chłopca odnaleziono 1,2 km od kanału, do którego wpadł. W czasie akcji spenetrowano prawie 750 metrów sieci kanalizacyjnej. W akcji poszukiwawczej brało udział 100 ludzi z różnych służb ratunkowych i porządkowych.
Strażacy przyznali, że odnalezienie chłopca było bardzo trudne, a to, że nic mu się nie stało, graniczy z cudem. Chłopcu udało się przeżyć, bo przypadkiem zatrzymał się w miejscu, gdzie znajdowało się powietrze, którym można było oddychać. W innym wypadku mógł zostać zatruty przez toksyczne gazy uwalniające się ze ścieków.
Uratowany chłopiec został przewieziony do szpitala, gdzie przejdzie kompleksowe badania.
Komentarze (0)