Dmuchawy są bardzo wydajnymi urządzeniami. Jedna może zastąpić czterech – pięciu pracowników zajmujących się zamiataniem. Jednym z ich minusów jest emitowany hałas. Pracują nawet do 100 dB. W związku z tym do łódzkiego urzędu często trafiały skargi. Skarżyli się m.in. pracownicy rektoratu Politechniki Łódzkiej znajdującego się w parku Klepacza.
Ale to nie hałas jest najbardziej groźny, a spaliny i pyły wzniecany przez te urządzenia, które emitują więcej zanieczyszczeń niż niektóre samochody osobowe. Przyczyniają się też do powstawania smogu. Szkodliwe pyły, które zdążyły już opaść na ziemię, ponownie wzbijają się w powietrze.
– Ciężkie liście szybko opadają, ale pyły unoszą się w powietrzu kilka godzin czy też w sprzyjających warunkach nawet kilka dni – mówi, cytowany przez Dziennik Łódzki, dr Zbigniew Głuszczak z katedry Gospodarki Regionalnej i Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego. – Używanie dmuchaw w sytuacji gdy walczymy ze smogiem to bezmyślne działanie. Z punktu widzenia środowiska lepsze byłyby zwykłe grabie i miotła – uważa.
Co prawda umowy zawarte przez łódzki urząd z firmami sprzątającymi obowiązują w Łodzi do końca października 2019 r., ale urząd zalecił by firmy ograniczyły korzystanie z tych urządzeń do niezbędnego minimum. W kolejnych przetargach mają znaleźć się zapisy, że firma sprzątająca powinna posiadać urządzenia bardziej przyjazne środowisku.
Pięć lat temu sejmik województwa opolskiego zabronił używania dmuchaw do liści. Jego przestrzeganie sprawdzają strażnicy miejscy. Od stycznia br. zakaz używania tych urządzeń na terenach miejskich wprowadziła też Warszawa.
Źródło: Dziennik Łódzki
Komentarze (0)