W grudniowym numerze „Przeglądu Komunalnego” znalazł się tekst prof. Marka Jerzego Gromca, który zaintrygował mnie śródtytułem: Czego nie udało się wdrożyć w ramach nowego Prawa wodnego?
Moje zainteresowanie tą właśnie tematyką nie jest przypadkowe, gdyż w pierwszej połowie lat 90-tych aktywnie uczestniczyłem w pracach Tymczasowej Rady Gospodarki Wodnej Dorzecza Środkowej Wisły i tamże wielokrotnie toczyliśmy dyskusje o tym, w jakim kierunku powinno iść prawo wodne. Opieraliśmy się o pierwsze bardzo ciekawe projekty rozwiązań (było ich kilka) ustawowych, w dość dużym stopniu zbliżonych do prawodawstwa francuskiego.
Nie wdając się w szczegóły przypomnę tylko, że wizje nowego prawa wodnego konstruowane były przy trzech kluczowych założeniach. Po pierwsze rzeczywistego zlewniowego gospodarowania wodą, po drugie koncentrowania środków finansowych w regionach wodnych i po trzecie funkcjonowania swoistych regionalnych parlamentów wodnych.
Niewiele brakowało, by takie właśnie nowoczesne prawo wodne zostało przyjęte w Parlamencie RP. Stało się jednak inaczej. Po ok. 10 latach otrzymaliśmy ustawę raczej ewolucyjną niż rewolucyjną, która moim zdaniem tylko werbalnie wprowadza tak potrzebną zasadę zlewniowego gospodarowania wodą.
I tu wyjaśniam, dlaczego zaintrygował mnie wspomniany śródtytuł. Myślałem, że odpowiedzią na zawarte w tym śródtytule pytanie będzie konstatacja, że nie udało się w ramach nowego prawa wodnego wdrożyć realnego zlewn...