Z profesorem Tomaszem Żyliczem z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego rozmawia Krystyna Forowicz


Handel pozwoleniami na emisję zanieczyszczeń zacznie obowiązywać od 2005 r. we wszystkich krajach członkowskich UE. Dlaczego Polska nie wdraża tego systemu?
Unia Europejska przygotowuje się do wdrożenia zbywalnych pozwoleń na emisję tylko w odniesieniu do dwutlenku węgla - gazu odpowiedzialnego za ocieplenie klimatu. UE jest zorientowana na spełnienie wymagań protokołu z Kioto, dotyczącego redukcji emisji gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla do atmosfery. Dla Polski redukcja tego gazu nie jest tak pilna i istotna jak ograniczenie innych zanieczyszczeń powietrza.
Dla nas nadal pilnymi do rozwiązania problemami są emisje dwutlenku siarki, tlenków azotu, lotnych substancji organicznych i wielu innych. Powinniśmy zabiegać o to, żeby można było kontrolować ich emisję za pomocą tego nowego instrumentu.
Natomiast ze strony UE będziemy mieli zachętę tylko w odniesieniu do dwutlenku węgla. Dobre i to, ale jest to znacznie mniej, niż by się przydało.

Emisja dwutlenku węgla znacząco spadła. Spowodowało to, iż nasz kraj dysponuje nadwyżką redukcji emisji, która mogłaby zostać sprzedana innym krajom. Mówi się o 500 - 750 mln USD. Czy kwota ta nie jest dostatecznie kusząca?
Czy zarobimy na sprzedaży niewykorzystanymi w pełni pozwoleniami na dwutlenek węgla zależy od tego, jak ukształtuje ...