Że tak powiem
Władze II Rzeczypospolitej nie posunęły się tak daleko jak Napoleon i poza wprowadzeniem instytucji zatwierdzania wybranego przez lokalną społeczność burmistrza żadnych dalszych kroków nie podjęły. Teoretycznie było to zbliżone do obowiązującego dzisiaj systemu holenderskiego, w którym wybranego burmistrza mianuje królowa.
Podział Europy w wyniku II Wojny Światowej spowodował daleko idącą asymetrię w mniej więcej spójnym rozwoju europejskiego samorządu terytorialnego (poza oczywistym wyjątkiem ZSRR). Polska wraz z innymi państwami, które zostały zdominowane przez Związek Radziecki znalazła się w strefie wpływów filozofii autorytarnej i monopolu partii komunistycznej. Prawodawcy radzieccy, mimo ostentacyjnej opozycyjności w stosunku do carskiego samodzierżawia, dobrze sobie przyswoili jego zasadnicze cechy. Samorząd, który z definicji oznacza decentralizację i bezpośredni, lub tylko pośredni, udział społeczeństwa w sprawowaniu władzy choćby tylko w skali lokalnej stoi w absolutnej sprzeczności z filozofią silnej, centralnej władzy – jakkolwiek by się ona nazywała.
Co prawda, podobnie jak po pierwszej Wojnie Światowej, w obliczu zniszczeń i konieczności odbudowy, samorząd terytorialny natychmiast się odrodził, ale dotrwał jedynie do momentu likwidacji opozycji politycznej.
Próbując zachować pozory demokracji zachowano mechanizm wyborczy do utworzonych Rad Narodowych, ale większość społeczeństwa pamięta jak to wyglądało. Nie mogę się jednak oprzeć refleksji, że wcale nie wszyscy. Dość często słychać opowieści jak to niektórzy pełnili funkcje z wyboru: a to naczelnika gminy, prezydenta, a to funkcje w Radzie. Jakoś się im zapomina, że rolę wyborców pełnili odpowiedni sekretarze, a reszta społeczeństwa już tylko „patriotycznie i bez skreśleń” głosowała na listę Frontu Jedności Narodu. Osiągana wówczas frekwencja wyborcza rzędu 99% nie mieści się w głowach dzisiejszych „samorządowców”, szczególnie młodszego pokolenia.
Restytucja samorządu terytorialnego nastąpiła, jak zwykle, przy okazji załamania systemu. 8 marca 1990 uchwalono ustawę o samorządzie na szczeblu gminy. Ustawę która łamała jednolity system państwowej administracji publicznej i stanowiła początek całkowitej jej transformacji.
Był to wówczas akt odwagi, któremu towarzyszył znaczny wysiłek legislacyjny związany z przygotowaniem i uchwaleniem ustawy o zmianie konstytucji, o samorządzie terytorialnym, o ordynacji wyborczej do rad gmin oraz tzw. ustawy kompetencyjnej.
Administracja publiczna podzieliła się na dwie – chyba można użyć określenia opozycyjne części – samorządową, która dążyła do poddania możliwe szerokiego zakresu kompetencji publicznych demokratycznie wybranym władzom lokalnym postulując utworzenie powiatów oraz województw samorządowych i rządową, która usiłowała zachować stan posiadania tzn. wszystkie kompetencje nadzorcze i kontrolne, a także cały obszar kompetencji społecznych.
Związek Miast Polskich argumentował wówczas, iż wszystko co dzieje się w państwie, za wyjątkiem takich spraw jak: obronność, wymiar sprawiedliwości, polityka zagraniczna itd. odbywa się na terytorium lokalnym i jako takie powinno zostać przekazane do kompetencji gmin. Z uwagi na zróżnicowanie gmin i ich możliwości wykonawczych postulowano powołanie powiatu, tworu komplementarnego do gminy, wykonującego kompetencje z którymi mniejsze gminy nie mogłyby sobie poradzić. Analogicznie na szczeblu regionalnym postulowano powołanie instytucji samorządowej koordynującej rozwój regionalny.
Przełom nastąpił w 1996 r. kiedy wprowadzono tzw. ustawę pilotażową powierzającą miastom powyżej 100 tys. mieszkańców wykonywanie kompetencji uznawanych wówczas za powiatowe.
Wojciech Sz. Kaczmarek
Podział Europy w wyniku II Wojny Światowej spowodował daleko idącą asymetrię w mniej więcej spójnym rozwoju europejskiego samorządu terytorialnego (poza oczywistym wyjątkiem ZSRR). Polska wraz z innymi państwami, które zostały zdominowane przez Związek Radziecki znalazła się w strefie wpływów filozofii autorytarnej i monopolu partii komunistycznej. Prawodawcy radzieccy, mimo ostentacyjnej opozycyjności w stosunku do carskiego samodzierżawia, dobrze sobie przyswoili jego zasadnicze cechy. Samorząd, który z definicji oznacza decentralizację i bezpośredni, lub tylko pośredni, udział społeczeństwa w sprawowaniu władzy choćby tylko w skali lokalnej stoi w absolutnej sprzeczności z filozofią silnej, centralnej władzy – jakkolwiek by się ona nazywała.
Co prawda, podobnie jak po pierwszej Wojnie Światowej, w obliczu zniszczeń i konieczności odbudowy, samorząd terytorialny natychmiast się odrodził, ale dotrwał jedynie do momentu likwidacji opozycji politycznej.
Próbując zachować pozory demokracji zachowano mechanizm wyborczy do utworzonych Rad Narodowych, ale większość społeczeństwa pamięta jak to wyglądało. Nie mogę się jednak oprzeć refleksji, że wcale nie wszyscy. Dość często słychać opowieści jak to niektórzy pełnili funkcje z wyboru: a to naczelnika gminy, prezydenta, a to funkcje w Radzie. Jakoś się im zapomina, że rolę wyborców pełnili odpowiedni sekretarze, a reszta społeczeństwa już tylko „patriotycznie i bez skreśleń” głosowała na listę Frontu Jedności Narodu. Osiągana wówczas frekwencja wyborcza rzędu 99% nie mieści się w głowach dzisiejszych „samorządowców”, szczególnie młodszego pokolenia.
Restytucja samorządu terytorialnego nastąpiła, jak zwykle, przy okazji załamania systemu. 8 marca 1990 uchwalono ustawę o samorządzie na szczeblu gminy. Ustawę która łamała jednolity system państwowej administracji publicznej i stanowiła początek całkowitej jej transformacji.
Był to wówczas akt odwagi, któremu towarzyszył znaczny wysiłek legislacyjny związany z przygotowaniem i uchwaleniem ustawy o zmianie konstytucji, o samorządzie terytorialnym, o ordynacji wyborczej do rad gmin oraz tzw. ustawy kompetencyjnej.
Administracja publiczna podzieliła się na dwie – chyba można użyć określenia opozycyjne części – samorządową, która dążyła do poddania możliwe szerokiego zakresu kompetencji publicznych demokratycznie wybranym władzom lokalnym postulując utworzenie powiatów oraz województw samorządowych i rządową, która usiłowała zachować stan posiadania tzn. wszystkie kompetencje nadzorcze i kontrolne, a także cały obszar kompetencji społecznych.
Związek Miast Polskich argumentował wówczas, iż wszystko co dzieje się w państwie, za wyjątkiem takich spraw jak: obronność, wymiar sprawiedliwości, polityka zagraniczna itd. odbywa się na terytorium lokalnym i jako takie powinno zostać przekazane do kompetencji gmin. Z uwagi na zróżnicowanie gmin i ich możliwości wykonawczych postulowano powołanie powiatu, tworu komplementarnego do gminy, wykonującego kompetencje z którymi mniejsze gminy nie mogłyby sobie poradzić. Analogicznie na szczeblu regionalnym postulowano powołanie instytucji samorządowej koordynującej rozwój regionalny.
Przełom nastąpił w 1996 r. kiedy wprowadzono tzw. ustawę pilotażową powierzającą miastom powyżej 100 tys. mieszkańców wykonywanie kompetencji uznawanych wówczas za powiatowe.
Wojciech Sz. Kaczmarek