„Express Bydgoski” poinformował niedawno, że włoska firma, która miała budować w Bydgoszczy spalarnię odpadów, domaga się od miasta odszkodowania w wysokości blisko 1,5 mln euro za zerwanie umowy na tę inwestycję, szacując swe straty na niemal 4 mln euro.

W marcu br. odbędą się pierwsze rozprawy sądowe, a prawnicy radzą miastu załatwić sprawę polubownie, bo Włosi mają ponoć „mocne kwity”.
W sumie to nieco żałosny epilog dość typowej historii sprzed kilku lat, jakich w kraju ostatnio wiele. W szczególności bowiem gospodarka odpadami, jak żaden inny segment rynku, penetrowany jest przez rozmaitych „genialnych” wynalazców, którzy mają jedyne i niepowtarzalne patenty na zaczarowanie każdego śmiecia i przetworzenie go w góry złota. Proste zaklęcia, takie jak piroliza, recykling, bioenergia, paliwa alternatywne, „podatek śmieciowy” i mityczne fundusze unijne, mają w prosty i w zasadzie bezkosztowy sposób załatwić i rozwiązać wszelkie problemy. Chyba każde miasto nawiedzają co jakiś czas tajemniczy emisariusze światowych koncernów, którzy na powitanie oświadczają, że Polacy nie potrafią sobie poradzić ze swoimi odpadami, ale dzięki unikalnej, przyjaznej środowisku technologii czy opatentowanej instalacji problem ten przestanie istnieć, a przy okazji władze stworzą co najmniej sto nowych, „zielonych” miejsc pracy. Ci spece mają, naturalnie, równie proste recepty na sfinansowanie tych inwestycji, oczywiście z cudzych (unijnych) środków. Do PIGO w każdym miesiącu napływa co najmniej kilka takich ofert. Niedawno przedstawiciel egzotycznego potentata całkiem serio zaproponował, że jest skłonny odbierać z Polski każdą ilość wysegregowanych PET-ów, bo dowiedział się, że u nas odpad ten trafia w przeważającej masie na składowiska. Tak samo wiele gmin otrzymuje oferty budowy za unijne pieniądze zakładów utylizacji odpadów, pod jednym wszakże warunkiem – że gmina wprowadzi „podatek śmieciowy”, który zabezpieczy inwestorowi odpowiednie wpływy finansowe od mieszkańców.
W tym kontekście warto zatem przypomnieć pouczającą historię bydgoskiej spalarni. W 2000 r. władze miasta podpisały – z pominięciem jakichkolwiek procedur przetargowych – potajemne porozumienie z bliżej nieznaną włoską firmą ITI, w którym zadeklarowały wolę budowy spalarni odpadów. Włoska firma okazała się zwykłym pośrednikiem, nie mającym nic wspólnego z gospodarką odpadami. Pomnę, że wówczas – jeszcze jako Polska Unia Gospodarki Odpadami – zaprotestowaliśmy przeciw tej inwestycji, gdyż w Bydgoszczy działała już jedna, nowoczesna i wydajna stacja segregacji odpadów firmy LOBBE (notabene z udziałami miasta) i wiadomo było, że niebawem powstanie druga, podobna instalacja, na modernizowanym składowisku odpadów. Nie było więc żadnego racjonalnego uzasadnienia dla budowy spalarni na zmieszane odpady komunalne. Co więcej – w umowie z Włochami miasto zapewniło, że zdobędzie dla tej inwestycji społeczną aprobatę i zapewni jej wyłączność na dostawę wszystkich komunalnych odpadów, tj. 200 tys. ton rocznie, gdy tymczasem Bydgoszcz wytwarzała wówczas niespełna 120 tys. ton rocznie. Uruchomienie spalarni oznaczałoby więc dla działających firm cofnięcie zezwoleń na działalność, a dla bydgoszczan co najmniej trzykrotny wzrost kosztów usuwania odpadów. Jak obecnie wiadomo, Włosi dość szybko załatwili sobie niskooprocentowany kredyt na tę inwestycję (90 mln zł), która miała się zwrócić po zaledwie 12 latach. Nowe władze miasta, wybrane w 2003 r., dopiero po kilku miesiącach dowiedziały się o roszczeniach Włochów, jednakże – z oczywistych względów – nie znalazły żadnego uzasadnienia dla kontynuowania tego projektu. Równie śmiałe co nieprzemyślane koncepcje poprzednich władz mogą kosztować bydgoszczan kilka milionów euro.

Bal na 50 par

Po raz trzeci w Ostródzie bawiono się na Karnawałowym “Balu Śmieciarza”, zorganizowanym przez PIGO. W Balu, który odbył się 11 lutego br., uczestniczyli przedstawiciele 20 firm członkowskich PIGO oraz sympatycy. Sponsorem imprezy oraz fundatorem nagród była firma DBK, autoryzowany dealer pojazdów DAF. Jedną z atrakcji Balu był konkurs karaoke, w którym największym talentem wokalnym wykazali się Sylwia Szymkowiak i Michał Dąbrowski. Przed imprezą firma DBK zaprezentowała swoje pojazdy, które użycza firmom komunalnym do testowania.
Do zobaczenia za rok!


To oczywiście nie jest odosobniony przypadek, bo wystarczy chociażby sięgnąć do październikowego wydania „Przeglądu Komunalnego” z 2005 r., w którym pisałem o tajemniczej włoskiej spółce, która „jest skłonna zainwestować” ponad 50 mln euro w budowę składowiska odpadów dla Olsztyna, tworząc przy tym 200 nowych miejsc pracy, bo – jak twierdzi jej prezes – Mazury to zielone płuca Polski. Mam nadzieję, że władze Olsztyna w porę zdołały właściwie ocenić tę ofertę.
W tym samym artykule pisałem również o dziwnej transakcji, polegającej na nabyciu przez nieznaną włoską spółkę od francuskiego Satera za zaledwie 10 mln euro dużych, przepełnionych składowisk odpadów w całej Polsce. Niedawno zaś prasa doniosła, że włoski inwestor ma pretensje do władz gminy, że nie uprzedziły go o fatalnym stanie tych składowisk i próbuje je zabezpieczyć (czytaj: zasypać) przywożonymi z Włoch popiołami lub odpadami komunalnymi.
Równie porażające są napływające (także do PIGO) oferty eksportu do Polski (przypadkowo z Włoch) zmieszanych odpadów, które „w kwitach” mogą być paliwami alternatywnymi i jako takie wwożone do kraju całkiem legalnie.
Przykłady takie można mnożyć i czy rzeczywiście znowu „przysłowie Polak sobie kupi?”.

Dariusz Matlak
prezes Zarządu PIGO

Tytuł od redakcji