Wydawałoby się to wręcz nieprawdopodobne – Niemcy, znani i podziwiani za przysłowiowy porządek i proekologiczne przepisy, przemycają swe odpady do Polski i nielegalnie składują je na dzikich wysypiskach. W przygranicznych lasach odkrywa się ich coraz więcej, np. pod Policami znaleziono ponad 300 ton starych opon. Szacuje się, że tylko z Nadrenii-Północnej Westfalii wywieziono w ubiegłym roku ponad 150 tys. ton opon, plastiku, szkła i zużytej odzieży. Całkiem niedawno też w starej stodole pod Wrocławiem odkryto ponad 24 tony przywiezionych odpadów (w tym medycznych), natomiast pod Maszewem zachodniopomorscy inspektorzy ochrony środowiska ujawnili 3 tys. ton zużytych opakowań. Ponoć najbardziej intratnym dla niemieckich pośredników towarem są opakowania wielowarstwowe po artykułach spożywczych. Skalę tego zjawiska potwierdzają dane Straży Granicznej, której zachodniopomorska delegatura tylko w ubiegłym roku zawróciła z granicy prawie 600 nielegalnych transportów z odpadami. Wiadomo również, że trafiają do nas śmieci także z innych krajów, m.in. Belgii i Włoch.
Jakby nie dosyć było problemów z zagospodarowaniem naszych odpadów, możemy wkrótce stać się śmietnikiem Europy.
Żadne to pocieszenie, że jeszcze większy problem z niemieckimi odpadami mają Czesi. Tamtejsza inspekcja ochrony środowiska szacuje, że w ostatnich miesiącach do naszych południowych sąsiadów napłynęło 20 tys. ton obcych odpadów, które zrzucane są już nawet niedaleko Pragi. Dlatego czeski ministe...