Ludwik Węgrzyn
prezes Zarządu Związku Powiatów Polskich
starosta bocheński


Początek lipca, okres kanikuły, słowem sezon ogórkowy. Aż tu nagle bomba polityczna, medialna i kto wie jeszcze jaka. Po wielu sygnałach o możliwości zmiany przy sterze naszej narodowej nawy oraz równie dużej ilości dementi, nagle i nie spodziewanie 7 lipca ukazała się wiadomość: Prezes Rady Ministrów, Kazimierz Marcinkiewicz podaje się do dymisji. Patrząc na polską scenę polityczną z poziomu powiatowego działanie takie wydaje się być kompletnie irracjonalnym. Do premiera opinia publiczna odnosiła się nad wyraz poprawnie, dając mu zdecydowane pierwszeństwo i to nie tylko nad współpracownikami z rządu, kolegami z PiS-u, ale także nad prezydentem.
Próbując poznać odpowiedź na pytanie dotyczące przyczyn kolejnej dymisji najwyższego urzędnika w państwie (zaledwie kilkanaście dni temu premier Marcinkiewicz zdymisjonował Zytę Gilowską, wicepremier i minister finansów) moja wyobraźnia połączyła to wydarzenie z tekstem piosenki Wojciecha Młynarskiego. Piosenka nosi tytuł „Szajba” i opisuje przypadki ludzi „którzy jak to mówią chcą się wybić” oraz ich dalsze losy, czyli co z nimi robią tzw. bliźni, którzy za najważniejsze przykazanie naszego negatywnego polskiego dekalogu mają bezinteresowną zawiść. Uczucie takie dotyczy nie tylko ludzi z pierwszych stron gazet, ale jest raczej powszechne – od małej wioski do sfer rządzących. W Polsce chyba nie jesteśmy jeszcze przygotowani na tzw. włoski wariant funkcjonowania władzy wykonawczej, chociaż patrząc na skutki zmiany ekipy rządzącej, wynikającej ze zmiany opcji parlamentarnej wyłonionej w wyborach jesienią ub. r. i wywołane tą zmianą efekty liczone przez pryzmat wzrostu PKB w pierwszym półroczu br., to daj Panie Boże takie zmiany jak najczęściej. Wciąż nie wiemy jednak jak kryzys rządowy wpłynie na rynki kapitałowe. Przedsiębiorcy oczekują czy polski złoty zyska czy też straci na politycznych zmianach. Dla mnie bardzo ważnym, jak i nie zrozumiałym, wydaje się fakt, że ani ustępujący premier, ani desygnowany na jego następcę prezes partii obecnie sprawującej władzę nie podali żadnego racjonalnego powodu tej nagłej dymisji. Z jednej strony wśród skąpych doniesień o tym co działo się na posiedzeniu Rady Politycznej PiS, przecieka informacja o bardzo dobrej, ocenie pracy premiera i jego gabinetu, z drugiej zaś to samo gremium jednogłośnie opowiada się za jego odwołaniem. Ta sama rada polityczna pięć minut później, także jednogłośnie, desygnuje szefa partii na jeszcze nie wakujące stanowisko premiera.
W filmie z 1977 r. „Gorączka sobotniej nocy” John Travolta w sobotnią noc zmienia się z przeciętnego chłopca z rodziny włoskich emigrantów, w króla parkietów kalifornijskich dyskotek, a wpływ na to przeistoczenie się ma temperatura powietrza i amerykański mit o możliwościach zmiany pucybuta w milionera. Co prawda w ostatnich dniach czy też nawet tygodniach u nas w Polsce także wystąpiły upały jednak nie przypuszczam aby miały one wpływ na politykę, chociaż coraz bardziej staję się człowiekiem wierzącym w zjawiska nadprzyrodzone. Jeżeli na najważniejszym stanowisku w państwie następują zmiany to ja osobiście, ale przypuszczam, że także jeszcze kilka milionów obywateli, mamy prawo poznać przyczyny tych zmian. Charakterystyczne dla naszej rzeczywistości jest także to, że w mediach obecni sojusznicy partii rządzącej nie krytykują na szczęście ustępującego premiera, którego notabene w ostatnich miesiącach byli zastępcami, ale mają wizję wspaniałego, dynamicznego rozwoju kraju pod światłym przywództwem jeszcze nie powołanego następcy. Opozycja natomiast nie pozostawia na ustępującym Prezesie Rady Ministrów suchej nitki i mogłoby się wydawać, że taka jest jej rola gdyby nie to, że Marcinkiewicza i jego działania jako premiera akceptowało ponad 40% polskiego społeczeństwa. Czyżby wystarczyło być dobrym specjalistą od PR aby zyskać tak dużą sympatię Polaków? Ja osobiście o wiele wyżej oceniam krytycyzm polskiego społeczeństwa.
Oceniając zasługi premiera Marcinkiewicza i jego gabinetu dla polskich samorządów, zwłaszcza samorządu powiatowego, z dużą przykrością muszę wystawić ocenę negatywną. Przez ponad dwieście dni sprawowania władzy wykonawczej premier i jego ministrowie nie podjęli żadnych decyzji, które by w istotny sposób wpłynęły na możliwość poprawy warunków, w jakich działaczom samorządów i ludziom zatrudnionym w samorządzie przyszło pracować. Można nawet powiedzieć, że warunki te uległy znacznemu pogorszeniu. Z wyborczych planów i obietnic premierowi nie udało się niestety zrealizować nic. Nadal ogniskiem zapalnym, a może już w tej chwili wybuchowym, jest sytuacja w służbie zdrowia, zwłaszcza w szpitalach powiatowych. Po fali protestów i strajków negocjacje i rozmowy zakończyły się obietnicami tak fantastycznymi, że można by śmiało na ich podstawie napisać scenariusz do kolejnego filmu o gorączce sobotniej nocy. Ostatnie działania resortu zdrowia prof. Religi są brutalnym zamachem na samorządność, a mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że także zamachem na zapisy Konstytucji Rzeczypospolitej dotyczące samodzielności jednostek samorządu terytorialnego. Prof. Religa najpierw złożył solenne obietnice o podwyżkach, a obecnie wymusza na samorządach powiatowych, aby z własnych budżetów poniosły skutki tych podwyżek. Przez ponad pół roku rząd nie podjął żadnych działań, które pozwoliły by zrekompensować powiatom utracone dochody z tytułu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zmniejszenia odpłatności za książki pojazdów. To w skali kraju utrata dochodów powiatów w wysokości około pół miliarda. Brak takiej kwoty musi odbić się na ilości i jakości realizowanych zadań. Tych problemów jest o wiele więcej i taki właśnie nie zrealizowany pakiet pozostaje dla następnego rządu.
Miejmy nadzieję, że wszystkie poplątane nici problemów polskich samorządów uda się nowemu rządowi rozplątać i wtedy będzie to szekspirowski „Sen nocy letniej”.