Od redaktora
W społeczeństwie panuje opinia, iż na odpadach, a szczególnie tych selektywnie zebranych, zarabiają wszyscy, tylko nie mieszkańcy. A przecież często to oni segregują odpady, by następnie wrzucić je do odpowiedniego pojemnika lub worka. I przypuszczają, że za ich „ciężką” pracę firmy odbierające odpady zarabiają krocie. Niestety, większość ludzi nie ma pojęcia, jaką drogę przebywa odpad zmieszany lub selektywnie zebrany i ilu procesom zostaje poddany. Dlatego wielu zaczyna się buntować przeciwko płaceniu za ich odbiór. Być może wpływ na to ma również zbieracz złomu, filmowy „Edi” – w końcu on zarabiał na odpadach, choć jego życie i wygląd przeczą możliwości zdobycia w ten sposób fortuny. Poza tym kampanie i akcje edukacyjne po części argumentują, iż odpady są wartościowe, więc powinny trafiać do odpowiedniego pojemnika, a nie na składowisko. Twardy orzech do zgryzienia mają więc gminy, gdyż ustalanie odpowiedniej stawki opłat za odbiór odpadów często będzie wiązać się z podwyżką cen i uzmysłowieniem mieszkańcom, iż za posegregowane przez nich odpady też należy zapłacić. A to wywołuje falę niezadowolenia, ponieważ jak dotąd niektórym wydawało się, iż odbiór selektywnie zebranych odpadów jest bezpłatny… Część ludzi z pewnością nie zmieni swoich przyzwyczajeń, aczkolwiek pojawiają się obawy, że tych zmieszanych odpadów będzie zdecydowanie więcej, szczególnie w zabudowie wielorodzinnej, gdzie kontrolowanie każdego mieszkańca nie jest łatwym zadaniem. Zapewne większe zróżnicowanie stawek opłat okaże się silniejszą zachętą do sortowania. Doktor inż. Emilia den Boer w swoim artykule zaznacza, iż przy znacząco niższych kosztach zagospodarowania odpadów surowcowych w porównaniu do zmieszanych, po osiągnięciu określonych efektów selektywnej zbiórki łączny koszt zbierania i zagospodarowania może być niższy niż w przypadku odpadów zmieszanych (bez selektywnej zbiórki). Jednakże by uzyskać oczekiwane rezultaty, należy pamiętać o tym, iż budowanie świadomości ekologicznej to długotrwały proces.