Przez pryzmat polityki
Projektanci urządzeń wodociągowych i kanalizacyjnych w połowie lat 70. ubiegłego wieku nierzadko odnosili wrażenie, że ich praca jest niedoceniana. Tak było w przypadku zespołu ustalającego średnicę przewodu, tłoczącego ścieki z centrum miasta do odległej o ok. trzy kilometry oczyszczalni. Dla zadanych obliczeniowych objętościowych natężeń przepływu, w ekstremalnych warunkach dopływu do przepompowni, średnice zaproponowali po przeprowadzeniu obliczeń hydraulicznych oraz wyceny kosztów trzech wariantowych rozwiązań i wskazali rozwiązanie optymalne. Wydawało się im, że jeżeli zasady są przejrzyste, to decyzja jest wynikiem obliczeń. Jednak na radzie technicznej z udziałem projektantów i przedstawicieli inwestora, po prezentacji projektu, zaproponowano głosowanie. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem w tamtych latach poprzez głosowanie rozstrzygano wiele spraw, a wyniki głosowań zwykle były takie, jak oczekiwały tego władze wyższego szczebla. W wyniku głosowania wybrano wariant z największą średnicą (1200 mm), choć – zdaniem projektantów – optymalny był ten ze średnicą 1000 mm. Młodą część zespołu projektowego wynik głosowania zbulwersował, ale starsi koledzy wyjaśnili, że głosowanie przebiegło zgodnie z wolą zlecającego przedsiębiorstwa, które musiało wówczas występować o większe pieniądze, bo zawsze coś mu „obcinano” z wnioskowanych kwot. A w takim przypadku, gdy prawdopodobnie ...