Pożar prywatnej hali z substancjami niebezpiecznymi w dzielnicy Zielonej Góry – Przylepie wybuchł w sobotę po południu. W hali składowano m.in. różne substancje chemiczne. Wobec emisji z pożaru m.in. wezwano mieszkańców okolic do pozostania w domach i zamknięcia okien. W sobotę wieczorem zdecydowano o ewakuacji dzielnicy.
W rozmowie z PAP Frątczak pochwalił decyzje odpowiednich organów służące bezpieczeństwu mieszkańców. Przywołał natomiast obrazy stacji telewizyjnych, które pokazały gapiów obserwujących działania strażaków i starających się dotrzeć jak najbliżej pożaru.
W jego ocenie nadal w społeczeństwie jest problem jest z odbiorem pewnych poleceń, apeli, ostrzeżeń. „System ostrzegania, informowania jest bardzo ważnym elementem w ochronie ludności, tylko musimy mieć pewien nawyk jako społeczeństwo – reagowania” – zaakcentował.
„Widzieliśmy wszyscy te wybuchy, kule ognia. Sam wiem, co mogą przeżywać strażacy, którzy tam są. Oczywiście, jest nowoczesny sprzęt, są samochody, są działka, z których na dużą odległość podaje się środki gaśnicze, natomiast stanowi to na pewno ogromne zagrożenie dla strażaków, którzy pracują na miejscu” – ocenił Frątczak.
Działania przy pożarze tej skali mogą potrwać jeszcze wiele godzin
Zdaniem eksperta działania przy pożarze tej skali mogą potrwać jeszcze wiele, wiele godzin – przy zaangażowaniu wielu służb, w tym środowiskowych. B. rzecznik KG PSP przypomniał przy tym, że w każdym regionie są specjalistyczne grupy ratownictwa chemicznego, które z automatu dysponowane są do tego typu zdarzeń.
Każda taka grupa posiada sprzęt nie tylko do likwidacji skażeń, ale również określania skażeń, w tym kierunku ich rozprzestrzeniania się. Ich praca służy określaniu występujących zagrożeń dla mieszkańców okolicznych terenów, ale też zabezpieczaniu strażaków biorących udział w akcji.
Takie pożary to bardzo często nie jest przypadek
B. strażak i rzecznik KG PSP przypomniał też w rozmowie z PAP falę pożarów składowisk odpadów w drugiej połowie poprzedniej dekady. Wśród nich największym był pożar wysypiska w Zgierzu w 2019 r., przy którym przez tydzień pracowało ponad 1 tys. strażaków. „Te pożary na pewno nie powstawały przez przypadek” – zaznaczył.
Zmiana przepisów trochę zmieniła sytuację
Frątczak wskazał, że w związku ze wzrostem liczby pożarów składowisk odpadów w 2018 r. znowelizowano ustawę o odpadach oraz o Inspekcji Ochrony Środowiska. Celem zmian było m.in. zwiększenie nadzoru nad działalnością wymagającą zezwolenia na zbieranie lub przetwarzanie odpadów oraz minimalizacja nielegalnych praktyk w tym obszarze.
„Niestety takich składowisk w Polsce nadal jest bardzo wiele. I chociaż tych pożarów na pewno jest mniej, bo zmieniło się prawo – jest ono bardziej restrykcyjne, wzrosły kary – ale na pewno nadal jest to problem. Także dla nas, strażaków, bo jedziemy w dane miejsce i jest to niejednokrotnie walka z żywiołem nie do końca zdefiniowanym” – podkreślił.
„W tego typu miejscach składuje się najróżniejsze substancje niebezpieczne – jest to praktycznie cała tablica Mendelejewa. Są to pożary bardzo trudne do ugaszenia. Także teraz, pomimo zaangażowania większej liczby strażaków i samochodów, ten pożar w dalszym ciągu nie jest opanowany i rozprzestrzenia się” – przyznał w sobotę Paweł Frątczak.
Komentarze (0)