Stało się. Zaczęto poszukiwania sympatycznego kosmicznego stworka E.T. z filmu Spielberga. Podjęto próbę odpowiedzi na stare pytanie o istnienie innych światów, takich jak Ziemia. Są przecież hipotezy o pozaziemskim pochodzeniu tego lub owego, że wspomnę tu tylko Ericha von Denikena.
Walcowaty statek kosmiczny Kepler o masie 1039 kg, niosący jedyny przyrząd pomiarowy, ogromny fotometr Keplera, rozpoczął poszukiwanie planet typu ziemskiego wokół innych słońc w gwiazdozbiorze Łabędzia. Typu ziemskiego, a więc o podobnej masie, odległości od gwiazdy, temperaturze… Zebranie tych danych pozwoli odpowiedzieć na pytanie, czy planeta znajduje się w strefie nadającej się do życia. Za taką uznaje się obszar z możliwością występowania wody w stanie ciekłym. Obecność planety w takiej strefie, oczywiście, nie oznacza automatycznie, że istnieje na niej życie.
O Keplerze, którego nazwisko posłużyło jako kryptonim misji, wiadomo na ogół, iż jest odkrywcą trzech praw opisujących ruch planet, wprowadził przecinek do ułamków dziesiętnych (to dla miłośników krzyżówek) i wynalazł lunetę tzw. keplerowską.
Johannes Kepler urodził się 27 grudnia 1571 r. w miasteczku Weil der Stadt niedaleko Stuttgartu. Ojciec, syn zbankrutowanego burmistrza Weil, zarabiał na życie jako najemnik i prawdopodobnie zginął w wojnie osiemdziesięcioletniej w Niderlandach. Matka, córka oberżysty, pracowała w sektorze ochrony zdrowia, czyli zajmowała się zielarstwem i znachorstwem, co spowodowało oskarżenie jej o uprawianie czarów. Urodzony w siódmym miesiącu „syn czarownicy” był bardzo słabego zdrowia i jako niezdatnego do „uczciwej” pracy rodzina wysłała go na studia teologiczne. Pastorem jednak nie został. Szybko dał się poznać jako znakomity matematyk oraz astrolog, stawiając horoskopy kolegom. Tuż przed zakończeniem studiów w 1594 r. rekomendowano go na nauczyciela matematyki i astronomii w protestanckiej szkole w Graz, gdzie spędził sześć lat, wydając „Mysterium Cosmographicum”. Była to pierwsza publiczna obrona teorii Kopernika. (Wygląda na to, że ci od Lutra mieli trochę więcej swobody). Wydanie owego dzieła przyniosło mu znajomość z Tycho de Brache, który zarekomendował go na stanowisko cesarskiego matematyka w Pradze, gdzie zamieszkał przy ulicy Karlovej. Czas był najwyższy, gdyż Graz został opanowany przez katolików, a gdy Kepler odmówił zmiany wyznania, został po prostu wraz z rodziną wyrzucony. Zasadniczym obowiązkiem nadwornego matematyka, jak sama nazwa wskazuje, było stawianie horoskopów jego cesarskiej wysokości. Teoretycznie praca na dworze była związana z pensją. Niestety, cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, król Czech i Węgier, arcyksiążę Austrii Rudolf II Habsburg, miał lekką rękę i stałe niedobory w kasie, co w oczywisty sposób przekładało się na status majątkowy jego matematyka, a także innych uczonych, głównie alchemików zatrudnianych przy dworze w celu ratowania skarbca i kabalistów. W 1611 r. cesarz Rudolf w wyniku napięć politycznych został zmuszony do abdykacji na rzecz swego brata Macieja i przyszłość Keplera znowu stała się niepewna. Ten jednak uznał go za nadwornego matematyka, ale pozwolił mu wyjechać z Pragi do Linzu.
W 1628 r. został doradcą astrologicznym naczelnego wodza Cesarstwa Rzymskiego – generała Wallensteina, wykonując obliczenia, na podstawie których nadworni astrologowie generała układali mu horoskopy. Mieszkał w Żaganiu. Wielcy tego świata chętnie otaczają się znanymi ludźmi (literaci, artyści…). Gorzej z płaceniem…. W 1630 r. czuł się zmuszony odbyć podróż do Regensburga, by upomnieć się o należną zapłatę. Na miejscu 15 listopada zmarł z wyczerpania. W torbie podróżnej zmarłego znaleziono 57 egzemplarzy obliczeń położenia efemeryd na rok 1631, 16 egzemplarzy tablic ruchu planet oraz… 7 fenigów.
Mimo możnych protektorów Kepler przez całe życie borykał się z brakiem pieniędzy i niepewnością przyszłości, na co nakładały się choroby. Z jego 12 dzieci zmarło siedmioro. I może dlatego w opublikowanym w 1619 r. „Harmonice Mundi”, w którym próbuje wytłumaczyć świat w kategoriach muzycznych, ruch Ziemi odpowiada tonom Mi, Fa, Mi, co – jego zdaniem – oznacza, że nasza planeta jest siedliskiem nędzy i głodu (miseria ut fames). Może teraz, gdzieś w nieznanej za jego czasów części kosmosu, odnajdzie inne tony „muzyki sfer”.
Wojciech Sz. Kaczmarek
Tytuł od redakcji
Artykuł pochodzi z "Przeglądu Komunalnego" nr 4/2009
Komentarze (0)