Zmarł Wojciech Szczęsny Kaczmarek. Człowiek, który zmienił Polskę, Polskę samorządową. Miałem przyjemność i radość patrzeć, jak to robił. Nie robił tego sam, ale potrafił pociągnąć za sobą wielu. Mieliśmy wszyscy możliwość doświadczać jego oglądu świata poprzez jego publikacje, choćby te na łamach „Przeglądu Komunalnego”. Ciekawy był ten jego ogląd tak, jak i on sam był ciekawy dla mnie, dla nas. Poznałem Wojtka blisko dwadzieścia lat temu. Już wówczas patrzył daleko w przyszłość. Często tak daleko, że zupełnie tego nie rozumiałem. Jego pomysły, daleko wykraczające poza jego własne podwórko, dawały szanse na rozwój. Różnie się ta jego kariera zawodowa układała od czasu, gdy został prezydentem Poznania, ale nigdy nie zaprzedał swoich ideałów.
Był ciekawą osobą do tego stopnia, że jeszcze po latach, gdy przestał być prezydentem Poznania, na różnego rodzaju imprezach zawsze otaczał go wianuszek osób chcących z nim rozmawiać. Nigdy nikomu się nie przymilał – co najwyżej nie wyraził swojego zdania. A z drugiej strony był pobłażliwy dla osób, które nie były tak inteligentne jak on (czyli dla zdecydowanej większości). Często się z nim przekomarzałem, dogryzaliśmy sobie nawzajem i z reguły w tych zawodach przegrywałem. Nie szkodzi. Miał w sobie dużo ciepła, takiego bardzo ludzkiego, i potrafił je przekazywać. Sprzyjał mu w tym jego tembr głosu, tak dla niego charakterystyczny. Potrafił rozmawiać z ludźmi. Równie sprawnie rozmawiał z naukowcami, z biznesmenami, jak i z robotnikami. Nie szło mu chyba tylko z politykami. Był z zawodu fizykiem, chociaż myślę, że jego powołaniem była filozofia. Nienawidził etykietek przyklejanych ludziom. To, że ktoś był z lewicy albo z prawicy, niewiele dla niego znaczyło. Ważne było, jakim był człowiekiem. Zawsze dawał kredyt zaufania. Ale nie był to niekończący się kredyt. Dawał wędkę.
Wyznacznikiem jego postawy było zaangażowanie i nienarzekanie. Zawsze był pozytywnie nastawiony do świata i ludzi. Ale nie w sposób infantylny, a raczej mędrca czy też mentora. Gdy angażował się w jakąś sprawę, to do końca. Swoje racje przedstawiał w klarowny sposób, ale tylko wówczas, gdy ktoś chciał go słuchać. A ludzie chcieli. Był ciekawym człowiekiem i wielu z nas dużo mu zawdzięcza. Ja osobiście też. Zaraził mnie swoją wiarą w człowieka i swoją umiejętnością przebaczania, którą miał rozwiniętą do perfekcji.
Dziękuję Tobie dzisiaj, Wojtku, za wszystko. To nieprawda, że odchodzisz. Zostaniesz na zawsze w najważniejszym miejscu na świecie. W sercach wielu ludzi.
Paweł Chudziński
Komentarze (0)