W piątek, 22 listopada br., do północnych obszarów Kalifornii dotarła tak zwana rzeka atmosferyczna, zrzucając ogromne ilości deszczu. Tak klimatolodzy określają długie pasmo wilgoci, które tworzy się w atmosferze nad ciepłymi wodami oceanu, a następnie, przemieszczając się na lądem może powodować intensywne opady deszczu i śniegu.
Brak możliwości ewakuacji
Szczególnie mocno, w skutek wynikających z tego opadów, ucierpiało hrabstwo Sonoma na północ od San Francisco. Woda w niektórych miejscach sięgnęła tam ponad metra wysokości. Część dróg do tej pory jest nieprzejezdna, a wiele posesji uległo całkowitemu zalaniu.
Wcześniej, prewencyjnie ewakuowano około 150 osób, które mieszkały w pobliżu grożącej wylaniem rzeki Russian.
– Woda nadeszła naprawdę szybko – relacjonuje Ben Conte z miejscowości Forestville. – U nas wszystkie nisko położone obszary zostały zalane i mocno zniszczone powodzią.
– To były rekordowe opady deszczu, które trwały przez trzy dni – dodaje Matt Windrem strażak z lokalnej straży pożarnej. – Przyznam, że nie pamiętam podobnych powodzi w tym rejonie.
Wpływ „bomby cyklonowej”
Synoptycy ostrzegają przed ryzykiem osuwisk na obszarach najbardziej dotkniętych ulewami. W niektórych miejscach, poprzednie ulewy przeszły zaledwie kilka dni wcześniej.
Dodajmy też, że na początku ubiegłego tygodnia, w północno-zachodnie Stany Zjednoczone uderzyła tzw. bomba cyklonowa. To z kolei gwałtownie rozwijający się układ niżowy, w którym ciśnienie może obniżać się o co najmniej 24 hektopaskale w ciągu doby. Tego rodzaju zjawiska przynoszą intensywne opady deszczu z silnym wiatrem.
Dodajmy, że do licznych szkód doszło nie tylko w Kalifornii, ale też stanach Waszyngton i Oregon. A dwie osoby poniosły śmierć.
Komentarze (0)