Rozmyślam ostatnio o monopolu i monopolistach. Ta kwestia interesuje mnie szczególnie w kontekście wyboru dostawców, usługodawców itd., przedstawiających nam swoje oferty.
Właśnie – coś zmieniło się u nas w tym obszarze. Niewątpliwie przeżywamy boom inwestycyjny w naszych firmach. W związku z tym boom panuje w przedsiębiorstwach budowlanych i dostarczających materiały, narzędzia oraz urządzenia. I bardzo dobrze! Zawsze cieszę się, gdy komuś powodzi się, bo jest wówczas zadowolony, a zadowoleni ludzie są przyjaźnie nastawieni do otoczenia i w związku z tym istnieje spora szansa, że do mnie też. Jednak trzeba zacząć od tego, że to zadowolenie musi mieć swoje podstawy, wynikające nie tylko z zarobionych pieniędzy.
Tworzymy specyfikacje przetargowe. Z reguły czynimy to zgodnie ze sprawdzoną wiedzą i w dobrej wierze. Chcemy zapewnić jak najlepszy byt naszym firmom, przynajmniej na kilkanaście kolejnych lat. Planujemy więc wiele działań, stosują się do „najlepszych zachodnich wzorców”. Problem w tym, że te wzorce zostały opracowane w zupełnie innej rzeczywistości. Pamiętam jeszcze czasy, gdy w specyfikacje przetargowe wpisywano nazwę firmy dostarczającej zawory, bo był to jedyny dostawca, a później producent takiej armatury (na wysokim poziomie technicznym) w Polsce. Wiele czasu upłynęło, zanim udało się to ukrócić. Po kilku latach powstała kolejna fabryka produkująca konkurencyjne wyroby, a potem następna polska firma osiągnęła taki poziom, który umożliwił jej dogonienie dwóch liderów. W ten sposób powstaje prawdziwa konkurencja. Jeśli tylko chcemy ją mieć. Ale czy na pewno zawsze tego pragniemy? Cóż, o tym już nie jestem przekonany.
Za co płacimy?
Inaczej sprawa wygląda, gdy konkurencja na rynku dostaw jest niewystarczająca. Wiem, że ta sytuacja wydaje się mało prawdopodobna, ale, niestety, nie jest nierealna. Dzieje się tak, zwłaszcza gdy zamówienie dotyczy wyłącznie jednej branży, a np. ze względu na trudności transportowe związane z gabarytami materiałów dostawa jest możliwa wyłącznie w przypadku produkcji na terenie Polski. Kiedy taka firma wykurzy z polskiego podwórka choćby szczątkową konkurencję, zaczyna dyktować warunki. Takich przedsiębiorstw wprawdzie jest niewiele, choćby ze względu na konieczne do poniesienia nakłady kapitałowe, ale dzięki temu łatwiej im dominować. Wówczas wszyscy płacimy za… No właśnie, za co? Może za to, że zbyt restrykcyjnie podchodzimy do zamówień publicznych? A może za to, że ustawa jest niedoskonała? A może tylko za zbieg okoliczności? Niezaprzeczalnym faktem jest to, że często jesteśmy w posiadaniu urządzeń czy też materiałów najdroższych w Europie. A to dość dziwne, skoro prawdopodobnie jesteśmy teraz w naszej branży największym rynkiem dóbr inwestycyjnych na Starym Kontynencie. W końcu tam, gdzie rynek jest duży, powinny być niskie ceny. Chyba że ten wielki rynek okazuje się zamknięty dla konkurencji.
Zarządzać jak swoim…
Do kolejnego ograniczania konkurencji dochodzi na etapie opisu tego, w co ma być wyposażona nasza wyśniona inwestycja. Myślę, że w większości przypadków jest to robione zupełnie nieświadomie i całe szczęście, że istnieją instytucje, które to kontrolują i wybijają nam takie głupie pomysły z głowy. Pytanie brzmi, co się stanie, gdy te instytucje przestaną nas nadzorować? Wiem, iż zaraz usłyszę protesty, że to nieprawda, że to krzywdzące, i tak dalej. Ale ja nie generalizuję, nie piszę przecież o wszystkich, a z drugiej strony nie piszę też zupełnie bezpodstawnie. Bo dzieje się tak, że czasami nasz generalny wykonawca jest stawiany pod ścianą przez firmę, która ma dostarczyć na przykład lodówkę, bo wcześniej tak opisaliśmy tę lodówkę, że znalazł się tylko jeden dostawca. I wówczas próbuje on sprzedawać swoje lodówki naszemu wykonawcy drożej niż za cenę katalogową. To zakrawa na groteskę, bo zamiast kupować nasze produkty z rabatem, płacimy za nie więcej. Uważam, że o firmy wykonawcze trzeba dbać (choćby po to, by mieć komu zlecać realizację inwestycji za pięć czy dziesięć lat), a w tym momencie wyrządzamy tymże firmom szkodę, wspomagając np. wspomnianego producenta lodówek. Kompletnie bez sensu!
Co z tego wynika? Cóż, właściwie to… nie wiem. Ale liczę na Państwa, że coś wymyślicie. Bo nie sposób wszystkiego kontrolować. Taki totalny nadzór prowadzi do paraliżu procesu decyzyjnego. A przecież płacą nam za podejmowanie decyzji, a nie za ich unikanie. Istotne jest w tym wszystkim to, by w większość dokonywać dobrych wyborów, jak najbardziej korzystnych dla firmy. Może się powtórzę, ale kiedyś mój przyjaciel powiedział mi, iż powinienem zarządzać firmą tak, jakby to była moja firma. I pomimo że czasami w niektórych ustach brzmi to jak zarzut, to myślę, iż jest to najlepsza wykładnia właściwego zarządzania. Tak jak swoim. Tak się staram.
Paweł Chudziński, prezes Aquanet, Poznań
Komentarze (0)