Problem toksycznych odpadów gromadzonych w jednej z hal w Przylepiu przewija się w doniesieniach prasowych od roku 2014. Starosta Zielonogórski wydał wówczas zgodę na składowanie odpadów na terenach byłych zakładów mięsnych firmie Awinion z Budzynia.
– W Przylepie powstało trzy lata temu składowisko odpadów niebezpiecznych po byłym zakładzie mięsnym. Wynajęto magazyn, w którym zeskładowano przez firmę Awinion ok. 50 metrów sześciennych odpadów toksycznych – powiedział w rozmowie z Radiem Zachód Piotr Jankowiecki z Państwowej Straży Pożarnej w Zielonej Górze.
Bomba ze stażem
We wrześniu 2017 r. sprawę nagłośniła Gazeta Lubuska, zwracając uwagę, że beczki z niebezpiecznymi substancjami mogą zagrażać zdrowiu lub życiu mieszkańców. Potwierdził to Lubuski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Już wtedy z dokumentów wynikało, że wewnątrz hali może znajdować się do 5000 metrów sześciennych pojemników z odpadami.
Sprawa trafiła do prokuratury, która czekała na pobrane z odpadów próbki, na podstawie których można by ocenić zagrożenie dla ludzi i środowiska i postawić zarzuty. Z tym może być jednak problem. Za gromadzone na miejscu odpady odpowiadała firma Awinion z Budzynia, która ulotniła się po uprzednim ich porzuceniu. Ostatecznie miasto próbek nie pobrało, tłumacząc to koniecznością zabezpieczenia odpadów i brakiem funduszy na ten cel. Zielonogórski magistrat miał wystąpić wówczas do premier Beaty Szydło o uruchomienie rezerwy ogólnej budżetu państwa na przedmiotowe zadanie.
Temat nagłaśniała Gazeta Wyborcza, podając, że podobne “kukułcze jaja [firma Awinion – przyp. red.] podłożyła w wielu miastach Polski, najwięcej w Wielkopolsce”.
Dziennikarze ustalili, że firma wynajmowała stare hale, szopy, budynki i pakowała tam odpadów „ile wlezie”, wcześniej inkasując za ich przyjęcie pieniądze. Metoda miała wyglądać następująco: w każdym powiecie inny magazyn, zaczynają legalnie, ze zgodami, później porzucają odpady i znikają. Na procederze mogli zarabiać nawet miliony złotych.
Temat powraca, zegar wciąż tyka
Magazynu co pewien czas dogląda Państwowa Straż Pożarna.
– Współpracujemy w tym zakresie z wojewódzkim inspektoratem ochrony środowiska, z miastem, za każdym razem jesteśmy, kiedy trzeba otworzyć i sprawdzić, czy te toksyny nie zagrażają życiu i zdrowiu, czy nie ma jakichś stref zagrożenia wybuchem. Ale niestety z tematem musimy się wspólnie jakoś uporać. Jest to tzw. bomba ekologiczna i teraz te przepisy jak gdyby są zmieniane, będzie trudniej o takie sytuacje, ale póki co mamy problem – powiedział Radiu Zachód Jankowiecki.
Miasto ostatecznie zabezpieczyło kwotę 4 mln zł, które mają być przeznaczone na wywiezienie i utylizację odpadów z Przylepu. Jak zaznacza Radio Zachód, nadal nie wiadomo, kiedy te działania zostaną podjęte.
Źródło: Gazeta Lubuska, Gazeta Wyborcza, Radio Zachód
fdg
Komentarz #13029 dodany 2018-07-24 15:12:21
takich bomb jest w polsce wiele byc moze w kazdej opuszczonej stodole