Jakie są przyczyny wzrostu stawek „opłaty śmieciowej”?
Lista przyczyn aktualnego wzrostu jest długa. Jest przytaczana w przestrzeni publicznej przez gminy boleśnie konfrontowane z oczekiwaniami finansowymi operatorów. W większości wskazuje się na przyczyny bezpośrednie: wzrost opłaty marszałkowskiej, koszty pracy, nowe obowiązki firm, przyrost masy odpadów komunalnych, chiński ban (od początku 2018 r. Chiny nie przyjmują papieru i tektury, tekstyliów, niektórych metali oraz tworzyw sztucznych – przyp. red). Trwa przy tym przerzucanie się odpowiedzialnością za aktualny stan gospodarki odpadami. W ujęciu bardziej systemowym wskazałbym na:
- stopniowe psucie regulacji prawnych, z kumulacją w końcówce bieżącego roku, brak wizji systemu na kilka lat do przodu;
- zaniechania i błędy poczynione przez wszystkich bez wyjątku uczestników systemu gospodarowania odpadami;
- brak bieżącej kontroli systemu, na wszystkich jego poziomach (gmin, urzędów marszałkowskich, inspekcji, resortu środowiska).
Które z wprowadzonych zmian legislacyjnych, jak choćby możliwość dopłat do systemu z opłaty pochodzącej ze sprzedaży surowców, realnie wpłynie na opłatę dla mieszkańców?
Aby sprzedać cokolwiek potrzebny jest odbiorca. W surowcach odzyskanych z odpadów jest wyraźny kryzys rynku odbiorców. Raz: z powodu braku zapotrzebowania na regranulaty (tworzywa) czy makulaturę (papier). Dwa: z powodu zbyt małej przepustowości istniejących instalacji recyklingu (bo nie wiadomo w co inwestować przy tak rozchwianym rynku). Trzy: bo jakość surowców pochodzących z odpadów komunalnych, zwłaszcza z instalacji przetwarzania odpadów zmieszanych, jest fatalna z punktu widzenia możliwości ich (ekonomicznie uzasadnionego) przetworzenia. Cztery: bo w selektywnie zebranych odpadach nadal jest nadmiar odpadów wielomateriałowych, których przetworzenie jest ekonomicznie i środowiskowo nieuzasadnione.
Z drugiej strony, przy obecnym rozproszeniu systemu gospodarki odpadami gminy (zwłaszcza te nie należące do związków) zależne są od instalacji komunalnych (dawnych RIPOK-ów, które tylko w części są faktycznie komunalne). Między bajki włóżmy więc oczekiwanie resortu, by gminy zarabiały na handlu surowcami odzyskanymi z odpadów. Tym bardziej, że instalacje, od których gminy są zależne, nawet jeśli zarobią grosze na sprzedaży surowców to zatrzymają te (niewielkie) zyski dla siebie, nie redukując przy tym cen przyjęcia odpadów na bramie swoich instalacji. Nie tędy więc wiedzie droga do zamrożenia czy redukcji opłat za gospodarowanie odpadami.
A możliwość obniżania stawek z tytułu posiadania kompostownika?
Można to skomentować jedynie krytycznie. Intencja może była i słuszna, szkoda, że tak daleka od realiów gospodarki odpadami w gminach. No cóż, wiadomo co jest dobrymi chęciami wybrukowane.
Efekt będzie taki, że odpady biodegradowalne były w piątym pojemniku i nadal w nim będą, a opłaty wnoszone przez mieszkańców zostaną niestety pomniejszone, bo zapewne zdecydowana większość domków jednorodzinnych zacznie jakimś cudem kompostować odpady (jedynie w złożonej deklaracji). Brak jest przy tym definicji przydomowego kompostowania, a tym samym podstaw do prowadzenia kontroli w tym zakresie.
Czy i ewentualnie jakie rozwiązania legislacyjne – oprócz już wdrożonych – mające na celu ograniczenie podwyżek opłat za odbiór i zagospodarowanie odpadów pobieranych od mieszkańców powinno zaproponować Ministerstwo Klimatu lub samorządy i właściciele instalacji?
Dostrzegam tutaj błąd w sformułowaniu pytania. Zmiany legislacyjne w ustawie UCPG jedynie w warstwie medialnej prowadzą do ograniczenia podwyżek opłat. W realu wręcz przeciwnie. Większość poprawek z osobna, oraz w łącznym działaniu, przekłada się wprost na wzrost kosztów systemu gospodarki odpadami. O tym w jakiej skali piszą każdego dnia samorządy konfrontowane z koniecznością korekty stawek opłaty, bo oferty firm wywozowych składane w kolejnych przetargach szybują w górę, przebijając nawet ustawowo określone limity. Wygląda to na gremialne testowanie wytrzymałości samorządów, a w dalszej kolejności mieszkańców, jak daleko można się posunąć w podnoszeniu kosztów. Jedyna nadzieja w tym, że obywatele coraz śmielej mówią “nie”, takich kosztów gospodarki odpadami nie chcemy ponosić. Obawiam się jednak, że widmo zalania ulic nieodbieranymi odpadami spowoduje, że jednak gmina za gminą ulegać będą presji “rynku” (cudzysłów nie jest przypadkowy, bo do realnego urynkowienia gospodarki odpadami droga bardzo daleka i nie wiem czy to słuszny kierunek).
W tym bałaganie próżno szukać prostych i skutecznych metod zatrzymania lawiny podwyżek. Potrzeba bowiem nie tylko (może nawet nie przede wszystkim) konkretnych zmian legislacyjnych. O wiele bardziej istotne jest praktyczne działanie wszystkich uczestników odpadowego rynku. Ale na jeden element warto zwrócić uwagę. Jedną z powszechnie wskazywanych przyczyn podwyżek jest wzrost opłaty marszałkowskiej do kwoty 270 zł za tonę odpadów składowanych. Ta opłata jest doliczana w kalkulacjach ofert do każdej odebranej tony odpadów, podczas gdy jest odprowadzana finalnie jedynie od odpadów składowanych. Niestety gminy (związki) w swoich rocznych analizach jedynie sporadycznie zwracają na to uwagę, nie poddają tego elementu kontroli i analizie. A powinny!
Natomiast resort namawiam do szybkiej analizy i korekty stawki opłaty marszałkowskiej, ze skutkiem od 1 stycznia 2020 r., ze wskazaniem jej zamrożenia na poziomie obecnych 170 zł za tonę. Rachunek jest prosty. Pozwoliłoby to na zredukowanie ponoszonych przez mieszkańców opłat o około 10-15 proc. (może nawet więcej w tych gminach, gdzie jeszcze opłaty nie poszybowały do granic ustawowych, a odpady per capita są poniżej średniej krajowej). Przy stawce 30 zł od osoby to 4,5 zł oszczędności miesięcznie (czyli około 200 zł rocznie na rodzinę). Proszę przy tym nie mówić, że zamrożenie stawki opłaty marszałkowskiej jest niemożliwe z uwagi na regulacje prawne! Wszak nie taki gwałt na systemie prawnym w gospodarce odpadami już widywaliśmy.
Jak prognozuje Pan kolejny rok w kwestii cen „opłaty śmieciowej”?
Bałagan wywołany zmianą ustaw o u.c.p.g. będzie narastał, choćby za sprawą przewidywanych problemów z BDO, czy brakiem możliwości bieżącego zagospodarowania odpadów komunalnych. Co gorsza zawirowania wokół kosztów gospodarki odpadami będą mocno rozciągnięte w czasie,
bo gminy w różnych terminach będą dostosowywały swoje regulaminy do wymagań prawnych oraz w różnych terminach będą organizować nowe przetargi na obsługę systemu. Uwolnienie rynku zagospodarowania odpadów pozostanie niestety iluzoryczne. Nie liczę więc na gremialne zwiększenie liczby ofert w poszczególnych przetargach i wynikające z tego uruchomienie mechanizmów konkurencyjności. Wytworzyły się bowiem liczne silne powiązania, wynikające z dotychczasowych rozwiązań systemowych, a aktualnie realizowane przetargi ekspirują w perspektywie kilkuletniej.
Umacniać się będzie niestety pozycja odbiorców odpadów, dyktujących swoje warunki cenowe, a w ślad za nimi pójdą także odbierający odpady. Jedni i drudzy są bowiem nękani coraz wyższymi wymaganiami oraz kosztotwórczymi rozwiązaniami. Gminy natomiast będą ( nie tylko z uwagi na społeczny napór ) szukać nerwowo sposobów na obronę. Przestrzegałbym jednak przed nieprzemyślanymi i źle policzonymi zmianami systemu naliczania opłat. Taka bowiem zmiana zawsze będzie dla jakiejś części płatników w danej gminie niekorzystna. Bardzo rozważnie należy moim zdaniem także podchodzić do kwestii wykluczania nieruchomości niezamieszkałych z gminnych systemów gospodarki odpadami. Warto to rozważać jedynie wtedy gdy system odbioru odpadów poddany jest bardzo ścisłemu monitoringowi ze strony gminy. W pozostałych przypadkach,
gdy takiej kontroli brak, spodziewałbym się gwałtownego wzrostu masy odpadów per capita…
Stanowczo także odradzam opuszczanie przez gminy związków komunalnych do których należą. Trudno oczywiście generalizować, bo mamy do czynienia z bardzo różnymi okolicznościami, ale walka w pojedynkę będzie skazana na porażkę. W aktualnych okolicznościach prawno-rynkowych należy, wręcz przeciwnie, myśleć o łączeniu przez gminy swoich sił w zakresie gospodarowania odpadami. Jest teraz dobry moment by takie analizy i rozmowy zacząć prowadzić. Także w kontekście możliwego skorzystania z dobrodziejstwa in-house.
Jest on bowiem oczywiście możliwy do zastosowania, ale uzasadniony ekonomicznie jedynie gdy zapewniona jest odpowiednia skala takiego przedsięwzięcia. Wymaga to zindywidualizowanego rachunku opłacalności w perspektywie minimum kilkuletniej.
Jokes
Komentarz #34910 dodany 2019-12-23 13:10:21
Jaka paranoja z tym całym bdo. Po zalogowaniu system chodzi jak krew z nosa natomiast numery telefonów opublikowane na stronie bdo jako "specjalna infolinia w razie jakichkolwiek wątpliwości" są cały czas zajęte lub nikt nie odbiera! no nie dodzwonisz się. Takie rzeczy tylko w Polsce.