– Łapię się za głowę, gdy widzę brzozy i klony cięte o tej porze. Przecież to barbarzyństwo! – dr Tomasz Bojarczuk, dyrektor arboretum w Kórniku.
Jak podaje "Gazeta Pomorska", w Toruniu, w samym tylko pasie drogowym, rośnie 214 tysięcy drzew. Za prawidłowość zabiegów pielęgnacyjnych odpowiadają dwie osoby – posiadają uprawnienia inspektora nadzoru nad zielenią, ale żadna z nich nie jest dendrologiem.
Tymczasem interes się kręci – przedsiębiorstwa zajmujące się zielenią kasują zwykle za przycięcie jednego drzewa od 300 do 1500 złotych. W tym roku Toruń zapłaci za takie usługi 400 tys. złotych. Dla porównania dwukrotnie większa Bydgoszcz – zaledwie ok. 120 tys. (Włocławek – 100, Grudziądz – 50 tys. zł).
Zespół dendrologów pracuje już nad zmianami w prawie, które przystopują zapędy pilarzy. W czerwcu odbędzie się zjazd, podczas którego naukowcy wystosują apel do samorządów o powstrzymanie bezsensownych cięć.
źródło: Gazeta Pomorska
Komentarze (0)