Jak pewnie wielu z Państwa pamięta, byłem gorącym orędownikiem tego rozwiązania. Z drugiej strony przedstawiałem już wymogi nieodzowne do tego, by był on regulatorem ekonomicznym, a nie kolejnym urzędem powołanym w innym celu niż wzrost efektywności branży i dobro klientów.
Cztery warunki powodzenia
Warto bowiem przypomnieć, że jednym z podstawowych warunków jego powołania jest stabilność legislacyjna w branży, która planowanej regulacji będzie podlegać. Trudno dzisiaj za taką stabilność uznać całkowitą zmianę Prawa wodnego, jak również zapowiadaną zmianę rozporządzenia dotyczącego jakości wody dostarczanej przez przedsiębiorstwa wodociągowe. Pierwszy warunek legł zatem w gruzach.
Kluczowym elementem w regulacji każdej branży jest odpowiednio długie vacatio legis. Pisałem już niegdyś o konieczności co najmniej dwuletniego trwania takiego okresu. Nie jest to przecież czas na zapoznanie się przez przedsiębiorstwa z nowym aktem prawnym, lecz termin absolutnie niezbędny do zebrania przez regulatora danych, na których będzie bazował w procesie regulacji. Bez zapewnienia właściwej jakości danych nie może być mowy o regulacji ekonomicznej. Z zapowiedzi, których właśnie wysłuchałem, wynika, że planowany termin wprowadzenia regulatora to… 1 stycznia 2018 r. Zatem drugi warunek także nie zostanie spełniony.
Trzeci element właściwego systemu regulacyjnego to spójność. Rozumiem przez to związany z sobą legislacyjnie system kreowania oczekiwań wobec podmiotu regulowanego. W przypadku przedsiębiorstw wodociągowych istotnymi aspektami takiego systemu są tworzenie programu inwestycyjnego, ustanawianie poziomu świadczenia usług wodociągowych i kanalizacyjnych na terenie obsługiwanym przez przedsiębiorstwo oraz – jako efekt końcowy, lecz ściśle związany z poprzednimi – zakres regulacji taryfowej. Obecnie – i moim zdaniem słusznie – to gminy kreują plany inwestycyjne, a przez uchwalanie regulaminu gwarantowania usług kształtują również poziom jakości ich świadczenia. Jeżeli myślimy o profesjonalnej regulacji ekonomicznej, te dwa pierwsze elementy muszą być podstawową przesłanką dla kreowania taryf. Czy tak właśnie będzie? Nie wiem. Nie potrafię tego dzisiaj stwierdzić, ponieważ… nie ma jeszcze projektu stosownego aktu prawnego.
Czwartą i chyba w tym przypadku najistotniejszą składową, odpowiadającą za powodzenie wdrożenia regulatora, jest zapewnienie kadry o wysokich kompetencjach w obszarze ekonomii i techniki. Kadry, która będzie równorzędnym partnerem do dyskusji z pracownikami przedsiębiorstw wodociągowych. Jeśli jest prawdą, że regulator jako instytucja ma powstać od początku przyszłego roku, oznacza to, że czasu na rekrutację kompetentnych pracowników już nie ma. I, niestety, nie przekonują mnie argumenty, że regulator osadzony w instytucji PGW Wody Polskie na poziomie regionalnym spełni swoje zadanie. Jest tam wielu bardzo kompetentnych pracowników w zakresie zarządzania wodami i ich ochroną. Nie znam jednak nikogo, kto zajmowałby się problematyką regulacji ekonomicznej. Uwzględniając fakt, że regulacji ma podlegać blisko dwa tysiące przedsiębiorstw, należy sobie zadać pytanie, czy to przypadkiem nie jest żart albo mówiąc kolokwialnie: jakaś „podpucha”… Bo nikt przy zdrowych zmysłach i dobrych intencjach nie podejmowałby tak ryzykownych działań. Cóż, a więc i czwarty wymóg pozostaje niespełniony.
Drugie Węgry?
Wiem, że ten tekst nie nastraja optymistycznie, jednak tak wygląda dzisiaj rzeczywistość wodociągowa, widziana moimi oczyma. Zadaję sobie pytanie, o co w tym wszystkim chodzi? Czy o rozwój branży, która ma dostarczać dobrą i bezpieczną wodę przez najbliższe kilkadziesiąt lat, czy też o coś innego? Branża wodociągowa realizuje rocznie inwestycje warte kilkadziesiąt miliardów złotych. To inwestycje tak oczekiwane przez pana premiera Morawieckiego, zapewniające pracę setkom tysięcy ludzi i generujące ogromne wpływy do budżetów oraz wspierane olbrzymimi dotacjami z Unii Europejskiej. Czy to już koniec? Czy zakończyła się historia osiągania przez polskie przedsiębiorstwa wodociągowe poziomu Europy Zachodniej? Mam nadzieję, że nie, że to tylko mój niewłaściwy ogląd sytuacji i nie pójdziemy śladem Węgier, gdzie od sześciu lat nie było podwyżek taryf uprzednio dwukrotnie obniżonych. Gdzie przedsiębiorstwa wodociągowe nie inwestują już wcale, a niektóre z nich muszą otrzymywać dotacje z budżetu państwa, by opłacić rachunki za energię elektryczną. Tam z pewnością regulator ekonomiczny służy zgoła innym celom. Żal mi węgierskich kolegów i ich przedsiębiorstw, które kiedyś miały szansę dogonić tzw. Europę. Nie chciałbym, by za parę lat komuś było żal polskich firm wodociągowych.
Paweł Chudziński, prezes Aquanet
Komentarze (0)