Trochę ponad 16% obecnego wyniku Niemiec i blisko 65% wolumenu Norwegii z roku… 2008. Tak szacunkowo rozkłada się perspektywa 20 GW mocy zainstalowanej źródeł odnawialnych, którą zapowiedział pełnomocnik rządu ds. OZE i wiceminister klimatu, Ireneusz Zyska. Czy cezura trzech lub czterech lat to realny okres na osiągnięcie takich wskaźników? A może powinniśmy mierzyć jeszcze dalej?

Nie jest tajemnicą, że rodzimy sektor energetyki odnawialnej dopiero raczkuje w porównaniu z Europą Zachodnią czy krajami skandynawskimi. Według danych Agencji Rynku Energii, na koniec kwietnia br. moc zainstalowana odnawialnych źródeł energii wyniosła 13,39 GW – wobec 12,49 GW w końcu zeszłego roku. Dla porównania, na początku 2020 r. branża niemiecka liczyła 124 GW mocy zainstalowanej OZE, a jak podawali analitycy z Ambasady RP w Oslo, Norwegowie już 13 lat temu notowali dokładnie 30,789 GW.

Nie sposób porównywać Polski z krajami ościennymi, ponieważ przykładowo Republika Czeska, ze względu na m.in. ukształtowanie terenu, ma znaczne trudności w rozwoju kompleksów wiatrowych, które w roku 2010 notowały ok. 150 MW mocy zainstalowanej, a tamtejsza fotowoltaika – trochę ponad 40 MW. Nieco lepiej jest na Ukrainie, choć w przypadku wschodniego sąsiada w grę wchodzą większa powierzchnia, relatywnie...