Z Jerzym Swatoniem, ministrem środowiska, rozmawia Wojciech Dutka

Panie ministrze, czy ma Pan jakieś priorytety na najbliższe miesiące?
Oczywiście, mam plan działania. Po pierwsze, muszą być dokończone wszystkie akty prawne, niezbędne z punktu widzenia wprowadzania zmian zgodnie z dyrektywami unijnymi. Musimy ponownie znowelizować Prawo ochrony środowiska i Prawo wodne, przebudować ustawę o organizmach genetycznie zmodyfikowanych, uchwalić ustawę o handlu emisjami. Trzeba wydać ok. 70 rozporządzeń wykonawczych. Zapewniam, że w Ministerstwie nie ma dnia, w którym nie pracowalibyśmy nad prawem i nie dyskutowalibyśmy na temat różnych propozycji rozwiązań. Po drugie, chciałbym w większym stopniu korzystać z pomocy rad, które z mocy ustawy są ciałami doradczymi ministra, czyli m.in. z Państwowej Rady Ochrony Przyrody, Rady Ochrony Środowiska, Rady Geologicznej czy Rady Leśnictwa. Te ciała funkcjonują, ale np. choćby ze względu na presję czasu różne modyfikacje prawne nie były dotychczas zbyt często z nimi konsultowane (przygotowanie posiedzenia Rady wymaga określonego czasu i wielu rozmów).

Minister Śleziak niedawno powoływał nowe rady. Czy ich skład i zadania się zmienią?
W niektórych przypadkach muszą się zmienić. Na przykład Państwowa Rada Ochrony Przyrody musi się zmienić, bo w międzyczasie została przyjęta nowa ustawa o ochronie przyrody i, jak zwykle w takich przypadkach bywa, z chwilą przyjęcia nowej ustawy na nowo konstytuuje się te ciała. Co prawda, w normalnym trybie zmian dokonuje się wtedy, kiedy jest się niezadowolonym z funkcjonowania danego organu, ale tu nie ma takiej sytuacji. Oznacza to jedynie, że Rada musi się zmienić w następstwie przyjętego aktu konstytuującego tę Radę – zostanie ona powołana w oparciu o nową ustawę o ochronie przyrody.

Czy będzie Pan kontynuował dotychczasową politykę?
Tak, generalnie będzie kontynuacja dotychczasowych działań. Natomiast, jeżeli w październiku okaże się, że rząd otrzyma wotum zaufania i ma dłuższą perspektywę, to na pewno jednym z ważniejszych działań będzie zwiększenie siły i zdolności funkcjonowania inspekcji ochrony środowiska poprzez odzespolenie albo przekształcenie w agencję ochrony środowiska. Tyle, że tego nie da się zrobić w ciągu 2-3 miesięcy, to jest temat co najmniej na pół roku lub jeszcze dłużej.

Podejmie Pan próbę zrealizowania części programu wyborczego SLD?
Premier Belka przedstawił wykaz zadań, które rząd chce wykonać do końca września. W tak krótkookresowym planie realizacja takiego programu byłaby nierealna. Jeżeli po wrześniu rząd otrzyma wotum zaufania, to będziemy realizowali dalsze zadania w oparciu, co zrozumiałe, o koalicję nas wspierającą.

Co dalej z wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska?
W dalszym ciągu tłumaczymy ich rolę oponentom i bronimy systemu funduszy. Nie chcę doprowadzić do likwidacji jakiegokolwiek szczebla funduszy. Próbujemy pokazać pozytywy funkcjonowania wojewódzkich funduszy jako osób prawnych. To nie oznacza, że nie przygotowujemy pewnych modyfikacji, które miałyby stworzyć warunki do tego, żeby nie powtarzały się pewne patologie. Część modyfikacji już została wprowadzona, dalszą część wprowadzimy przy najbliższej nowelizacji ustawy Prawo ochrony środowiska. Fundusze ochrony środowiska powinny stanowić zwarty system finansowo-prawny. Za 2-3 lata na funduszach ma się opierać absorpcja środków unijnych, więc w konsekwencji nie może każdy projekt unijny być realizowany według różnych procedur. Muszą być jednolite kryteria oceny, realizacji, oprocentowania. Unia nie zaakceptuje dotychczasowej różnorodności, nie będzie zatwierdzała 16 różnych systemów dla każdego polskiego województwa. Moim zdaniem, nie należy wojewódzkim funduszom odbierać osobowości prawnej – wymaga to jednak ujednolicenia procedur, ujednolicenia zasad udzielania wsparcia finansowego dla projektów, na które pozyskujemy środki unijne.

Co z zagospodarowaniem przestrzennym?
Premier Belka przedstawił exposé, w którym przyjęto koncepcję, że nie będzie daleko idących reform strukturalnych w tym rządzie. Ten rząd ma mało czasu, a musi uporać się z kilkoma pilnymi sprawami, takimi jak reforma finansów publicznych czy służby zdrowia. W związku z tym w planie tego rządu nie ma reformy w zakresie działów administracji państwowej. To będzie problem nowego rządu. Minister Śleziak walczył o tzw. strategiczne planowanie przestrzenne, co wymaga zmiany ustawy o działach administracji państwowej. Najpierw trzeba jednak doprowadzić do uściślenia składowych, z jakich zbudowana jest gospodarka przestrzenna, a później do takich zmian ustawowych, żeby była możliwość przekazania tzw. strategicznego planowania przestrzennego w gestię ministra środowiska. Obecnie, w oparciu o istniejące prawo, jest to niemożliwe. Minister środowiska musiałby przejąć całość planowania przestrzennego, na co nie jest organizacyjnie przygotowany, musiałoby to doprowadzać do zmiany kształtu Ministerstwa Infrastruktury, a takich zapowiedzi w exposé premiera nie było.

Jednym z priorytetów Ministerstwa była strategia gospodarki wodnej…
Prace przebiegają zgodnie z przyjętym harmonogramem i we wrześniu Strategia Gospodarki Wodnej na 50 najbliższych lat zostanie poddana pod publiczną dyskusję.

Czy widzi Pan realne zagrożenia w realizacji zadań, za które Pan jako minister odpowiada?
Widzę takie zagrożenia, zwłaszcza w realizacji Traktatu Akcesyjnego. Za dotrzymanie warunków przyjętych okresów przejściowych odpowiada rząd, a w przypadku ochrony środowiska – minister środowiska. Jednak większość zadań realizują samorządy terytorialne i brakuje przełożenia na linii minister – samorządy. Teraz to przełożenie jest na zasadzie wzajemnej perswazji czy dyskusji. Natomiast rodzi się pytanie, czy nie powinno być innego, silniejszego przełożenia, czy nie powinna być wypracowana jakaś formuła zawierania umów, która zresztą w niektórych przypadkach, np. w Funduszu Spójności, jest przewidywana. Tutaj właśnie widzę zagrożenie. Zdarza się, że np. grupa gmin deklaruje realizację wspólnego projektu, a po kilku miesiącach, wziąwszy pieniądze na opracowanie dokumentacji, mówią, że się rozmyślili i w tym składzie nie będą go realizować. Najczęściej projekt wtedy upada i mamy do czynienia z dyskusją, czy publiczne pieniądze zostały właściwie wykorzystane. Jest jeszcze gorzej, gdy projekt jest w trakcie realizacji, gminy biorą środki z Unii, a nagle po wyborach się rozmyślają i mówią – nie będziemy dalej realizować tej inwestycji, bo nam się zmieniła koncepcja. Wtedy trzeba środki zwrócić i pojawiają się pytania, kto ma to zrobić, w jakim trybie itd. A w ostatecznym rozrachunku, jeżeli nie wypełnimy zobowiązań Traktatu Akcesyjnego, rozliczą ministra.

Kierując Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, miał pan dobrą pracę. Dlaczego zgodził się Pan zostać ministrem, czy to była kwestia ambicji?
Ambicji też, bo jak ktoś nie ma ambicji, to w ogóle nie powinien takich funkcji obejmować. Jeżeli się poważnie podchodzi do spraw zawodowych, to się coś chce zrobić, a jeżeli coś się chce zrobić, to nie wystarczy ośmiogodzinny dzień pracy, trzeba na pracę poświecić całość swojego czasu. Z drugiej strony, odczytuję to jako dowód zaufania i oceny tego, co dotychczas robiłem. Miałem bardzo dobrą pracę w Katowicach i gdy zaproponowano mi stanowisko wiceprezesa Narodowego Funduszu, nie byłem przekonany, czy dobrze robię, przenosząc się do Warszawy. Później przyjąłem stanowisko prezesa Funduszu, więc dlaczego, kiedy mi zaproponowano stanowisko ministra, miałem powiedzieć „nie”? Czy tylko dlatego, że prezes Narodowego zarabia więcej niż minister?

Dziękuję za rozmowę.