Jak przekonały mnie wielokrotne rozmowy z potencjalnymi inwestorami z obszaru gospodarki odpadami komunalnymi, w gruzach leżą prawne (systemowe) uregulowania z tej dziedziny (co zapewne negatywnie odbije się na wypełnieniu przez Polskę zobowiązań akcesyjnych). Podobna sytuacja ma miejsce w zakresie wyboru rozwiązań technologicznych.

Pocieszające jest jednak to, że w prawie coś drgnęło i zaczyna iść w kierunku europejskiej normalizacji, więc dlaczego nie można tego wprowadzić w obszarze technologii? Przecież prostsze jest dopuszczenie odpowiednich rozwiązań technologicznych niż dokonywanie zmian prawnych, bo wystarczy tylko ścisła inżynierska logika i interes eksploatatora.
Przedstawiciele Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Ministerstwa Środowiska mówią jednak, że nie wolno im nic sugerować odnośnie technicznych rozwiązań instalacji. Oznacza to, że inwestor może realizować wszystko, jak chce – i dobrze, że tak jest, bo jak demokracja, to demokracja i każdy może z niej korzystać – pozostaje jednak pytanie, dlaczego za publiczne, unijne pieniądze?
 
Akceptować buble?
Takie procedury można porównać do nieracjonalnego kagańca, którego funkcjonowanie jest dalekosiężne i praktycznie niezniszczalne (czyt. niereformowalne), bo nawet, gdy widzimy, że popełniło się błąd, to przy chęci inwestorów do jego naprawienia lub usunięcia go z innych projektów jest to – ze względu na proceduralne mitręgi i zniechęcające praktyki urzędnicze – wręcz niemożliwe. Ale jest to przecież ważki problem „instytucjonalnego” wręcz marnotrawstwa, gdzie przepisy wprost „skazują” ostatecznego płatnika na konsumowanie skutków błędów, które determinują później koszty eksploatacji… Czy powinno się tolerować taki mechanizm w kraju, który zadeklarował przyjęcie dorobku prawnego Wspólnoty?
Więc dalej mamy zaciskać zęby i wbrew etyce inżynierskiej akceptować technologiczne buble ze świadomością, że te niedoróbki na własnej skórze odczuje eksploatator? Bo to już nie jest problem tych, którzy do tego dopuścili, a przecież to oni powinni stać na straży racjonalności całości inwestycji. Najprościej byłoby przy realizacji projektów skorzystać z opinii eksploatatorów, ale to jakoś przechodzi niezauważalnie w walce z paragrafami.
A skoro takiej instytucji jak NFOŚiGW nic w tym zakresie nie wolno (chociaż na te projekty przekazuje środki), to może też do oceny opiniowanych technologii nie wolno jej pracownikom znać i stosować „Wytycznych dotyczących wymagań dla procesów kompostowania, fermentacji i mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów (wg stanu prawnego na dzień 15 grudnia 2008 r.)”, przygotowanych na zlecenie Departamentu Gospodarki Odpadami Ministerstwa Środowiska? (pytanie to proszę potraktować jako retoryczne!).
Ciekawi mnie, czy jest dopuszczalne zwrócenie uwagi przez pracowników NFOŚiGW na taki „drobiazg” jak np. dobór maszyn. Czy mogą oni, podczas analizowania dokumentacji niektórych hipotetycznych projektów budowy zakładów przeróbki odpadów, stwierdzić, że zakup takich urządzeń jak ładowarka o pojemności 3 m3, która ma obsługiwać rozdrabniarkę z zasobnikiem o pojemności mniejszej niż 1 m3 i sita o zasobniku mniejszym niż 2 m3, jest nielogiczny? A wszystko jeszcze w imię pełnej synchronizacji ruchowej!
Czy zwrócenie uwagi, że wydajności tych maszyn nie są dobrane do ogólnej wydajności instalacji i jej przeznaczenia, jest również niedopuszczalne? Czy urzędnikom wolno zauważyć, jakiemu minimalnemu uziarnieniu powinien odpowiadać materiał strukturalny przeznaczony do kompostowania i jakiego typu rozdrabniarki do tego celu są przydatne, a jakie nie?
Czy wolno przekazać informacje dotyczące wyposażenia tych maszyn, tak aby możliwa była sprawna, jednoosobowa współpraca ładowarki, rozdrabniarki, sita i mieszarko-rozdrabniarki, którą można oceniać żywą gotówką pozyskaną dzięki oszczędnościom eksploatacyjnym?
Czy dopuszczalne jest postawienie wymogu, aby osoby, które opracowały projekt przesłany do NFOŚiGW, podpisały oświadczenie, że zapoznały się z „Wytycznymi”, a przygotowany przez nie projekt im odpowiadał? Czy jest to zamach na swobody obywatelskie i dlatego taki wymóg jest niedopuszczalny?
Tych pytań jest więcej, ale i te wystarczą, by zmusić do zastanowienia się nad racjonalnością pewnych działań. W takich przypadkach NFOŚiGW nie sugerowałby żadnych konkretnych produktów, gdyż odpowiednich rozwiązań jest kilkanaście, a jedynie proponował, by inwestor i projektant kierowali się zdrowym rozsądkiem.
Czy naprawdę nie ma w NFOŚiGW ludzi z praktyką i technicznym wykształceniem? Przecież to właśnie tam powinni być najlepsi technolodzy i specjaliści z kilkuletnią praktyką, aby byli w stanie ocenić poprawność proponowanych technologii i osłonić gospodarkę komunalną przed zalewem „cudownych” prostych rozwiązań, które w eksploatacji okazują się bublami i naszpikowane są logistycznymi błędami!
Jeżeli tacy ludzie tam są, a wiem, że są, to pozwólmy im działać i to od zaraz!
Proponuję więc przestudiowanie „Wytycznych”. To powinno pomóc w uzyskiwaniu przyzwoleń tylko na technologie spełniające stosowne wymagania techniczno-technologiczne i zagwarantować równą (dla wszystkich) konkurencję. Oznacza to, że dopuszczane byłyby jedynie te technologie, które te wymogi spełniają. I o to chodzi! Dlaczego nie staramy się równać w górę, tylko ściągamy w dół?
Jeżeli są jakieś wątpliwości co do tego, jak robią to inni, to można skorzystać z doświadczeń krajów UE, gdzie pozycja tzw. niezależnego eksperta (a takich mamy w Polsce mnóstwo) postawiona jest przy doborach technologii i jej wyposażenia, na najwyższym miejscu, gdyż w przypadku „bubla” to on za niego odpowiada. Jeden nieudany projekt oprócz konsekwencji finansowych prowadziłby do utraty tytułu eksperta.
„Wytyczne” dotyczące instalacji MBP są obecnie, niestety, tylko wytycznymi, ale mam nadzieję, że niedługo będą one obowiązywać jako prawo. Można powiedzieć, że są one zrobione na wysokim poziomie, a ich zastosowanie wyciągnie nas z technologicznego bałaganu.
 
Spalarniana utopia
Proszę więc porównać, jak daleko dopuszczane przez NFOŚiGW instalacje odbiegają od „Wytycznych”, zwłaszcza jeżeli chodzi o przeróbkę frakcji organicznej pozyskiwanej ze zmieszanych odpadów komunalnych. Chodzi o część odpadów uzyskiwaną po przesianiu na sicie o oczkach w rozmiarze 0-80 mm i o to, jakie dodatkowe inwestycje modernizacyjne będą musiały być zrobione w wykonanych obiektach lub tych już do realizacji zatwierdzonych, aby spełnić wszystkie wymagania (gospodarka wodna i gospodarka powietrzem poprocesowym, uzyskiwanie założonych parametrów i efektów ekologicznych), którym trzeba będzie sprostać w latach 2010-2013. Tylko kto to będzie wtedy finansował i za czyje pieniądze?
Uważanie, że wszystko załatwi 12 planowanych spalarni, jest utopią, bo – po pierwsze – żadna z nich nie ma jeszcze przyzwolenia społecznego, a po drugie – one nie rozwiążą problemu pozostałych do utylizacji odpadów. Spalarnie budowane w innych krajach UE opierają swoje technologie na tzw. frakcji odpadów pozostałych, a nie zmieszanych, jak to się chce przeprowadzić w Polsce (koszty, koszty i jeszcze raz koszty inwestycyjne i eksploatacyjne!).
Jako przykład niech posłuży postawienie w Wiedniu i oddanie do eksploatacji na jesieni 2008 r. trzeciej spalarni właśnie dla pozostałych odpadów komunalnych. W Wiedniu realizacja tej inwestycji zajęła siedem lat, pomimo że spalarnie mają tam pełną akceptację społeczną. Budowa trwała dwa lata, a przygotowanie, prace projektowe i konsultacje społeczne, bez których nie ma przyzwolenia UE – pięć lat!
Istotne jest to, że frakcja 0-80 mm musi być przerabiana w zamkniętych technologiach (pierwszy stopień) z kontrolowaną gospodarką zarówno wodną, jak i powietrza poprocesowego. Musi obejmować więc płuczkę, biofiltr, a w szczególnych przypadkach płuczkę z dodawaniem 98-procentowego kwasu siarkowego w celu eliminacji zapachowej powodowanej związkami amoniaku.
Czy wszystkie obecnie dopuszczane przez NFOŚiGW rozwiązania spełniają te kryteria?
Do tego dochodzi uzyskanie parametru AT4 (aktywność oddychania; parametr wyrażający zapotrzebowanie tlenu w ciągu 4 dni, mg O2/g s.m.) i to już po przejściu przez bioreaktory, co w przypadku wielu dopuszczonych do realizacji technologii jest prawie niemożliwe. Ile jest w Polsce zamkniętych bioreaktorów, które pozwalają na spełnienie tych wymogów? A co z wartością opałową poniżej 6 tys. kJ/kg s.m., zarówno dla stabilizatu, jak i dla frakcji nadsitowej?
Przepraszam za kłopot i burzenie zastałego spokoju, ale gdy patrzę na brnięcie w tym marazmie prawno-technologicznym, to nie mogę pozostać obojętny. Uważam, że właśnie NFOŚiGW powinien stać na straży poprawnego technicznego wykonania instalacji komunalnych i dlatego powinno się go pozbawić tego kagańca, który zakładany jest ze względu na źle pojmowaną zarówno demokrację, jak i wolny rynek. Wolny rynek tak, ale na odpowiednim techniczno-technologicznym poziomie, szczególnie gdy w grę wchodzą publiczne – unijne pieniądze! Zasłanianie się przed przekazywaniem do NFOŚiGW informacji dotyczących oferowanych technologii tajemnicami zawodowymi zakrawa na kpinę, bo uniemożliwia rzetelną, merytoryczną ocenę projektu i dopiero po jego realizacji wychodzi „szydło z worka”.
Dlatego wszyscy, którym zależy na polskiej gospodarce komunalnej, powinni swoim głosem wesprzeć NFOŚiGW, aby miał odpowiednie uprawnienia, korygujące „radosną twórczość” polskiej i nie tylko polskiej myśli technologicznej. Dlatego zapraszam do szerokiej dyskusji, która może nam wszystkim tylko pomóc.
 
Jerzy Staszczyk
Tytuł i śródtytuły od redakcji