W lutowym wydaniu w „Zieleni Miejskiej” Piotr Tomczak zamieścił artykuł pt. „Kultura Wierzby”. Podał w nim interesujące, niektóre nawet zapomniane lub przez wielu niedocenione informacje o rodzimych gatunkach wierzby. Nie mogę się jednak zgodzić z autorem, gdy gloryfikuje ogławianie wierzb. Jako przyrodnik widzę to zjawisko diametralnie odmiennie i mam inne poczucie estetyki.

Czym w rzeczywistości są okresowo ogławiane wierzby? Są to twory okaleczone z dziuplastymi i wypróchniałymi kikutami, udającymi pnie. Straszą tym swoim przygnębiającym wyglądem i nie ma w nich nic z piękna, co próbują nam niektórzy wmawiać. To nieuleczalnie chore niby-drzewa, a właściwie ich pozostałości, powstałe wskutek „nawiedzenia” ich przez zabójcze piły lub siekiery. Niemal 50 lat obserwuję te żałosne, wypróchniałe twory i nie widziałem gnieżdżącej się w nich sowy pójdźki! Ptak ten zamieszkuje dziuple, lecz zlokalizowane wyżej, a nie na wysokości ok. 2 m, jaką mają nieszczęsne głowiaste wierzby. Dudek (Upupa epops) jest u nas nielicznym ptakiem lęgowym. Dzięcioły również mają lęgi na wysokich drzewach. W próchnie obumierających wierzb żyją roztocze, niektóre gatunki owadów oraz saprofityczne i patogeniczne grzyby, różne gatunki bakterii i wiele innych organizm...