Ceny wody wodociągowej muszą wzrosnąć
Od ponad ćwierć wieku zarządy wodociągowe chcąc dowieść, że kolejne podwyżki wody są racjonalne, na radach samorządowych odwołują się do średniej krajowej lub okolicznych ? w danym rejonie ? cen wody. Można odnieść wrażenie, że trwa wyścig, kto ma niższą cenę. Powstała nawet strona internetowa grupująca, w kontekście ceny wody, kilkaset krajowych wodociągów. Populistyczne rozumienie zjawiska napędzało się wówczas samo: kto ma mniejszą cenę wody, ten ?lepiej? ją dostarcza.
Sytuacja przybrała jeszcze ciekawszy obraz, kiedy ceny wody zaczęły być regulowane przez PGW Wody Polskie. Odbiorcy wody odetchnęli w nadziei, że dalej wprowadzane podwyżki będą sprawdzane przez instytucję krajową, a nie ślepo aprobowane przez grono samorządowców (zwyczajowo wspierające działania wyłonionego przez siebie zarządu zakładu wod-kan). Stało się to jednak w przełomowym momencie. Momencie, który zaprzeczył powszechnie nagłaśnianej tezie, że sprzedawana po najniższej cenie woda jest najtańsza (patrz powód wprowadzenia standardu ekonomicznego poziomu strat wody opracowanego przez International Water Association ? IWA). Tę ważną chwilę można było zdyskontować już wcześniej. Wystarczyło zapomnieć o planach pięcioletnich (tzw. pięciolatkach), z których aż do bólu naśmiewali się spadkobiercy socjalizmu. Wystarczyło zapomnieć, że kadencja radnego trwa pięć lat? Z jakiego powodu ceny wody wodociągowej powinny, a nawet muszą (!) wzrosnąć w najbliższej przyszłości w imię dobrze pojmowanych interesów wszystkich odbiorców wody ? omówimy szerzej tę sytuację.
Cała prawda o cenach wody
Pojęcie ceny wody zostało zdemaskowane przez najlepszych specjalistów na świecie współpracujących z IWA w końcu ubiegłego wieku. Ujawniona prawda polegała na tym, że najniższa cena wody nie jest arytmetycznie ani ekonomicznie najmniejsza. W celu wypracowania w zakładzie wod-kan rzeczywiście najniższej ceny wody, należy zminimalizować dwa strumienie kosztów ? inwestycyjne i eksploatacyjne ? w wieloletnim cyklu życia majątku wodociągowego. Kompletnie nie liczy się tu ? jak myślą niewtajemniczeni jeszcze prezesi czy dyrektorzy ? czy zakład ma najniższą cenę w regionie itd. W tym świetle w naszym kraju obowiązują trzy ceny wody wodociągowej. Jest tak mimo tego, że w cennikach wykazuje się wyłącznie jedną cenę wody (pomińmy tu akademickie, dla niniejszego tematu, szczegóły w stylu: odbiorcy domowi, przemysł, przesył, konserwacja itd.). Przedstawmy przykładowe ceny (dotyczącego jednego dostawcy wody), które w postaci reguły (a nie dokładnej cyfry) dotyczą każdego ? bez wyjątku ? krajowego zakładu wod-kan:
– cena pozorna (np. 2,80 zł/ m3), którą chwali się przykładowy dostawca wody przy swoich podwyżkach (wielu sądzi mylnie, że jest to cena najniższa podczas, gdy tak naprawdę jest ceną najwyższą); w skrócie ? tego rodzaju dostawcy wody uważają, że ?brak nawożenia pola nie zaszkodzi uprawom?;
– cena rzeczywista (np. 3,50 zł/m3) to taka, którą na przestrzeni wielu lat zapłacą odbiorcy wody, którzy obecnie płacą cenę pozorną (to jest 2,80 zł/m3, jednak w przyszłości cena ta poszybuje w górę; jest to jednocześnie cena najwyższa, o czym przekonamy się w dalszej części artykułu);
– cena najniższa (np. 3,20 zł/m3) to taka, dzięki której można zaoszczędzić w ciągu wielu lat nawet na budowę nowego ujęcia i stacji uzdatniania wody (już w skali przeciętnej gminy).
To, czego zdaje się jeszcze nie rozumieją krajowi odbiorcy wody i niektórzy dostawcy wody (oraz szczególnie samorządowcy), to równanie:
cena pozorna = cena najwyższa
Przedstawiona zależność pojmowana jest zwyczajowo w sposób dosłowny ? odbiorcy wody żyją w przeświadczeniu, że najmniej płacą za wodę ? płacąc cenę pozorną (2,80 zł/m3). Jednak prawda jest bardzo szokująca. Oferowana odbiorcom cena pozorna jest ceną najwyższą, maksymalną. Czytelnik prawdopodobnie domyśla się już (z uwagi na wcześniejszą charakterystykę/opis ceny pozornej), jakie czynniki leżą u podstaw powyższej tezy. Opisywany tu problem narodził się z zaniedbania szeregu elementów składowych systemów wodociągowych i instytucjonalnych.
Wodociągowe bolączki
Przyglądając się krajowej gospodarce wodociągowej na przestrzeni ostatnich dziesiątek lat, spostrzega się kolejno prześladujące ją zmory. Takim pierwszym zombie można nazwać procentowy wskaźnik strat wody. Mimo że International Water Association przestała go szeroko stosować w końcu ubiegłego wieku ? wiele krajowych instytucji (i nie tylko) z satysfakcją i uporem godnym współczucia ?męczy? go dalej. Opiera na nim wnioski i wizualizuje w sprawozdaniach.
Drugim zombie ? o wiele groźniejszym ? jest krótkowzroczność. Dość powszechnie nie uwzględnia się w relacjach kosztowych zjawisk leżących poza horyzontem pięciu lat! Ostatecznie decyduje to o fakcie, że pozornie najniższa cena wody bardzo poważnie drenuje portfele odbiorców wody. Wysysa z nich pieniądze w sposób ciągły i systematyczny (z tego powodu trudno odbiorcom dostrzec ten fakt). Nie dostrzega go nawet większość dostawców wody wodociągowej!
Trzecim zombie jest przekonanie, że bezzwrotne dotacje są czystym zyskiem. Owszem, są takim, ale wyłącznie dla samej firmy wodociągowej. Generalizując ? ponieważ wszystkie inwestycje wchodzą w koszt amortyzacji ? w 100% muszą zostać uwzględnione w cenie wody sprzedawanej odbiorcom! To odbiorcy wody ? wszyscy ? płacą za wszystkie dotacje, za pomoc unijną itd. Podkreślmy ? nawet za bezzwrotne dotacje. Tego rodzaju szeroka dostępność pieniędzy unijnych czy bezzwrotnych dotacji potrafi się w omawianej tu sytuacji srogo zemścić na odbiorcach wody (kiedy nie optymalizuje się łącznego strumienia kosztów inwestycyjnych i eksploatacyjnych, co jest dość powszechnym zjawiskiem w Polsce).
Długość cyklu życia majątku
Zanim skrytykujemy zjawisko braku dbałości o koszt wody, wstąpmy na chwilę do Czech. Od kilkunastu lat trwa tam bardzo szeroko prowadzona walka ze stratami wody. Nikt nie opowiada bajek w rodzaju: u nas wycieki trwają kilka godzin, zanim je usuniemy (wszyscy wiedzą, że ich przeciętny czas trwania to 100 i więcej dni ? zanim przerodzą się w awarię). Z jakiego powodu ten prawie cztery razy mniejszy kraj od Polski zakupił więcej urządzeń do wykrywania wycieków niż poczyniły to nasze krajowe wodociągi? Z jakiej przyczyny prowadzi się tam tak natężoną walkę ze stratami wody? Czyżby jej nie było? Nie. Czechy mają jej więcej ? jako zasobu. Pytamy dalej: skąd taka nadgorliwość, przecież nasze krajowe zakłady wodociągowe nie ograniczają tak powszechnie strat wody?!
Odpowiedzmy sobie szczerze. Cały problem rozpoczął się wiele lat temu, w momencie rozpoczęcia tworzenia wieloletnich planów modernizacji majątku wod-kan (które były i są nadal wykonywane przez nasze krajowe wodociągi przy okazji podwyżek cen wody). Samej idei wykonywania takich planów nie można określić pejoratywnie. Natomiast ich wykonanie dokumentacyjne oraz oddzielna ocena (poklask czy prawna aprobata) wymaga bezsprzecznej krytyki. Gdzie występuje podstawowy błąd? Jest nim kompletne nieuwzględnianie długości cyklu życia majątku wraz z jego kosztami oraz skrośnym i ścisłym związkiem z procesami eksploatacyjnymi.
Uprośćmy to na potrzeby niniejszego artykułu i zobrazujmy na przykładzie wymian odcinków przewodów wodociągowych. Cykl życia tej najpoważniejszej części majątku wodociągowego jest elastyczny i przeważnie kilkunastokrotnie dłuższy od okresu pięciu lat. Jeżeli ? dla przykładu ? zmniejszymy koszty towarzyszące awariom sieci wodociągowej (np. poprzez wcześniejsze wykrywanie wycieków/ograniczanie strat wody), wówczas osiągniemy dłuższy czas życia przewodów. Należy wtedy ? dalej zgodnie z przykładem ? dodać do ceny pozornej (2,80 zł/m3) przykładowe 0,4 zł, by to zrealizować (gdyż zakład wod-kan poniesie dodatkowe nakłady na wykrywanie wycieków). Zyskiem jest w tym przypadku fakt, że przewody wymienimy np. o 10 lat później (czyli mamy dodatkowo 10 lat ich bezinwestycyjnego użytkowania plus zysk z odłożenia inwestycji w czasie). Jeżeli tego nie zrobimy ? wymiana powinna nastąpić 10 lat wcześniej, co obciąży poprzez amortyzacje cenę wody nie na 0,4 zł, ale na 0,7 zł. Na tej bazie można zrozumieć równanie podane wcześniej ? opisującego cenę pozorną jako najwyższą. Niektórzy powiedzą, to nie nasz problem, niech się martwi kierownik zakładu wod-kan za 30 lat. Takim ?eksploatatorom? brak jakiegokolwiek, nawet powierzchownego zrozumienia tematu. To dlaczego ? można ich spytać ? takie wymiany przeprowadza się co roku? Bardzo poważne skutki braku obliczeń ekonomicznego czasu/cyklu życia przewodów rodzą się co roku, a nie co 30 lat! Dlatego cena 2,80 odpowiada cenie 3,50 zł/m3. Najwyższa cena to cena pozorna, gdyż już po dwóch, trzech latach występuje konieczność jej podniesienia ? szybko wzrastają koszty amortyzacji przewodów itd. Między innymi z tego powodu, następuje ciągła konieczność podnoszenia cen! Pełna analogia dotyczy studni i stacji uzdatniania wody, które podlegają tym samym regułom. Aspekt prawidłowej wymiany odcinków sieci opisywany był w niniejszym miesięczniku w jednym z artykułów, który ukazał się w ubiegłym roku. Należy przy tym przeprowadzać obliczenia, a nie kierować się wskaźnikami. Nie wystarczy tu, w przypadku nowej sieci gminnej (gdzie nie ma jeszcze tylu awarii) ? uśmiechanie się i mylne sądzenie: ?nie ma problemu?. Albo eksploatator lekceważy koszty, albo ogranicza je prawidłowo (od początku).
Po pierwsze ? mądrze zarządzać
Często słyszymy również: ?posiadamy zespół do wykrywania wycieków, ograniczamy straty wody itd.?. Niestety większość eksploatatorów, mając wszelkie urządzenia, nie posiada kompletnie żadnych obliczonych, specyficznych dla danego zakładu wod-kan, celów (określających dokładnie wielkość strat ? do wypracowania ? przypadających na awarię itd.), dzięki którym ograniczy koszty wieloletnie. Myślą, że wykrywanie wycieków jest tak proste jak przycinanie trawy. Nie mają prawidłowego planu wieloletniego, gdzie wykrywanie wycieków (koszty eksploatacyjne) jest ściśle powiązane (również wydajnością i sprawnością procesu wykrywania) z kosztami inwestycyjnymi. Nawet nie czują takiego zagadnienia.
Niektórzy, ci najsłabsi ?eksploatatorzy?, popełniają kolejny błąd. Nie uznają nic ponad cele podstawowe działalności wodociągowej. Celem podstawowym jest oczywiście prawidłowe dostarczanie wody pitnej o niezbędnym wydatku, ciśnieniu, wymaganych właściwościach fizykochemicznych oraz bakteriologicznych. W większości przypadków wystarczą do tego tradycyjne i powszechnie znane narzędzia/metody. Nie stanowi to żadnych problemów. Prawie we wszystkich przypadkach takie podstawowe cele potrafią zrealizować nawet słabiej branżowo wykształceni zarządcy zakładów wodociągowych i ich pracownicy. Zdaje się jednak, że wszystko ponad tu wspomniane, stanowi dla nich tak olbrzymi wysiłek intelektualny, że nie potrafią sobie absolutnie wyobrazić sposobu ?nawożenia? sieci wodociągowej. Dotyczy to w szczególności sieci wiejskich. Są onebardzo zaniedbywane od dziesiątek lat. O dziwo ? nie ustępuje im jednak gros sieci miejskich.
Przypomnijmy. International Water Association opracowała standard ekonomicznego poziomu strat wody około 20 lat temu! Jest to standard tak stary, że nie publikuje się już nowych artykułów na jego temat. Wszyscy na świecie, którzy chcieli, weszli na poziom jego wdrożenia i wykorzystywania. W naszym kraju opisano go po raz pierwszy w postaci pozycji książkowej w 2002 r. (Speruda S., Radecki R.: Ekonomiczny Poziom Wycieków, Wydawnictwo Translator, Warszawa 2002). Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat pokazało się szereg artykułów i książek na jego temat. Między innymi w miesięczniku ?Wodociągi-Kanalizacja?. Wydawało by się, że nie ma żadnych przeszkód w jego zrozumieniu?
Są za to bardzo poważne przeszkody w jego wdrożeniu. Powiedzmy przewrotnie: ?żyjemy w kraju, gdzie pali się książki; regulator, zabrania korzystania ze ?zgniłej wiedzy? Zachodu; twórcy wieloletnich planów wod-kan nie będą się również plamić kapitalistyczną wiedzą; odbiorcy wolą płacić drożej za wodę, żeby nikt nie myślał, że w kraju jest bieda; samorząd siedzi na zebraniach z zamkniętymi oczami, przyklaskując wybranym przez siebie dyrektorom; kierownicy zakładów wod-kan cieszą się z wielkich dotacji i inwestycji??.
Czym różni się pod względem skutków ten surrealistycznie namalowany obraz od sytuacji, w której obecnie jest zdecydowana większość krajowych zakładów wodociągowych? Prawdopodobnie niczym. Jeżeli lekceważymy nowości, które mogą obniżyć cenę wody? Jak wyglądamy? Dosłownie ? jak rolnik dumnie jadący na najdroższym traktorze (bo dostał go za darmo z Unii). Rolnik, który nie wie, czym jest nawożenie pola?
Dobre plany wymagają pracy
Odnośnie do ?nawożenia? ? wszyscy poważni naukowcy i autorzy publikacji na świecie zgadzają się co do jednego. Produkcja i dostawa wody wodociągowej nie stanowi ? z powodu ewidentnej prostoty ? jakiegoś specjalnie skomplikowanego zagadnienia inżynieryjnego. W pierwszej lepszej fabryce można przykładowo znaleźć pomieszczenie o wymiarach 10×10 m, w którym jest więcej skomplikowanych urządzeń i automatyki niż w całym zakładzie wod-kan.
Produkcję i dostawę wody należy rozpatrywać raczej jako kwestię ekonomiczną wspomaganą inżynierią (właśnie zwraca na to uwagę standard IWA), w celu obniżenia wieloletnich kosztów i zmniejszenia ceny wody. Z tego właśnie powodu standard IWA nie ma szansy się nigdy zestarzeć. W jego świetle nie ma czegoś takiego odrębnego jak wymiana przewodów ? niemająca związku ze stratami wody i ich kosztami. Nie ma ?samodzielnych? studni czy ujęcia wody ? rozpatrywanego oddzielnie od strat wody. Nie ma żadnego istniejącego odrębnie majątku inwestycyjnego, który by nie potrzebował (!) ściśle określonego powiązania z procesami ograniczającymi straty wody. Straty wody, ich koszty oraz procesy je ograniczające są kluczowymi narzędziami w standardzie IWA. Większe natężenie owych procesów zwiększa ekonomiczny/najtańszy czas życia majątku i na odwrót. Jednak istnieje w tym aspekcie konkretne optimum, inne dla każdego zakładu wod-kan, które należy obliczyć w wieloletnim planie. Tak, mowa tu o planie, który są zobowiązane mieć krajowe zakłady wod-kan. Standard IWA wskazuje jednocześnie, że kierowanie się krajowymi wskaźnikami (czy dowolnymi innymi) przy działalności wodociągowej nie prowadzi do dostawy taniej wody, a do wielkiego bałaganu! Tak jak nie ma dwóch takich samych ujęć wody, tak nie ma dwóch takich samych zakładów wodociągowych i takich samych sieci. Należy każdorazowo obliczyć przy jakim natężeniu procesów w konkretnie danych warunkach woda będzie najtańsza. Przy jakiej kolejności ich realizacji? W jakich latach itd. Ująć to wszystko w wieloletni plan, w którym (1) koszty inwestycji i odpowiednio natężone ? w stosunku do danej inwestycji ? (2) koszty eksploatacji wygenerują najniższy koszt 1 m3 wody. Oczywiście, jest to pracochłonne, wymaga wysiłku i obliczeń (jest to absolutnie niewykonalne bez planu i kalkulacji), ale nie ma innej ścieżki. Nie ma ? jeśli chodzi o minimalną cenę wody ? innych prawidłowo wykonanych planów wieloletniej dostawy wody. Tym bardziej nie ma prawidłowych odrębnych planów modernizacji i inwestycji, które nie mają związku z natężeniem procesów ograniczających straty. Póki co jednak, w naszym kraju jest na odwrót. Takie ?niedorobione? wieloletnie plany wod-kan, których należy się ? w powyższym świetle ? wstydzić, znajdują pełną aprobatę ?czynników wyższych? (przy zatwierdzaniu cen itd.).
Złudny zwycięzca
Uchylmy nieco zasłonę milczenia: eksploatator, który spełnia wyłącznie wymogi inżynieryjne dostawy wody nie prowadzi ? zgodnie ze standardem IWA ? żadnej gospodarki wodociągowej, która może mu przynieść chlubę i uznanie. Tak naprawdę nie dba on o koszty dostawy wody ani o interes odbiorców wody. Jego proponowana cena wody nie jest nigdy najniższa (2,80 zł), a zawsze najwyższa (3,50 zł). Realia krajowej gospodarki wodociągowej wskazują, że ? jak dotąd ? znikoma liczba wodociągów może poszczycić się wkroczeniem na ścieżkę minimalnych kosztów wieloletnich. Dość powszechnie panuje wyścig: ?kto pierwszy poleci w kosmos?, czyli kto ma nowocześniejsze urządzenia itd. Nad prawdziwymi kosztami wody pochyla się może kilkanaście?kilkadziesiąt przedsiębiorstw wodociągowych w kraju (a jest ich przecież kilka tysięcy!).
Ponówmy na koniec nasze pytanie: dlaczego ceny wody wodociągowej muszą wzrosnąć w przyszłości? Z banalnie prostego powodu: albo mądrzejsi eksploatatorzy wezmą sobie do serca standard IWA (zmierzający do otrzymania najmniejszych cen) i wówczas niezbędne będzie stosunkowo małe ich zwiększenie, albo? nie. W tym drugim przypadku ceny wody będą dużo większe. Zauważmy, że w każdym z tych dwóch przypadków, wszystkich kosztów ? bezmyślnych czy nowoczesnych działań ? nie pokryje żaden zakład wodociągowy ze swojego konta. Zapłacą za nie wyłącznie odbiorcy wody. W powyższym świetle ceny wody muszą bezwzględnie i nieodwołalnie wzrosnąć? Tertium non datur.
Sławomir Speruda