To już nie są żarty. Inwazja niedużego owada z Azji na żywopłoty i bukszpany w polskich 
miastach przybrała w tym roku katastrofalne rozmiary. Ta historia pokazuje także, 
jakie konsekwencje ma sprowadzanie do nas gatunków inwazyjnych.

 

Inwazja – to już nie jest pojęcie rodem z filmów wojennych czy science-fiction. Inwazja ma miejsce tuż obok nas, w zaroślach, parkach, ogrodach w każdym polskim mieście. Jest niemal niedostrzegalna, gdy się zaczyna, ale jej skutki są opłakane. Ofiarą inwazji padły w tym sezonie polskie bukszpany oraz uformowane z nich płoty i żywopłoty. Zaatakował je przybysz z Azji – ćma bukszpanowa. Jej atak na Europę przy zachowaniu wszelkich proporcji istotnie przypomina coś w rodzaju tatarskiego najazdu, po którym nie zostaje kamień na kamieniu, czy raczej żywopłot na żywopłocie.
Właściciele parków, ogrodów, posesji i działek są załamani, bo po wizycie gąsienic żarłocznej ćmy bukszpanowej zostają po żywopłotach tylko łyse gałązki. Wielu z nich pielęgnowało bukszpany od lat, formując je w rozmaite kształty, od kuli czy prostokątów po bardziej złożone. Atak owadów demoluje i rośliny, i tworzone z nich figury. 
Na spodniej części liści bukszpanów pojawiają się zielone kuleczki, które wyglądają jak narośl. To ...