Uczestnicząc w konsultacjach zmian przepisów prawa odpadowego, wywołanych częstymi pożarami magazynów odpadów, dochodzę do wniosku, że przedstawiciele Ministerstwa Środowiska nie odkryli pierwotnej przyczyny powstawania tych pożarów. Podpowiem wprost: odpady się palą, bo ich recykling się nie opłaca!

Od lat wprowadzane są regulacje, które skupiają się na nieistotnych szczegółach, a nie na udrażnianiu zatorów w procesie zamykania obiegu odpadów. A przy braku wsparcia dla recyklingu odpadów wywołały palące problemy.

Jeżeli wraz z resztą Europy wybraliśmy kierunek gospodarowania odpadami w obiegu zamkniętym, to zamykajmy obieg, a nie branżę recyklingową. Pomysły monitoringu magazynów odpadów i bardzo wysokich stawek zabezpieczeń w krótkim czasie doprowadzą do zaniku polskiego recyklingu, który i tak jest zbyt mały na potrzeby naszego kraju. Jeżeli ktoś z pracowników Ministerstwa Środowiska poświęciłby kilka godzin i obdzwonił kilkanaście poważnych RIPOK-ów, dowiedziałby się, że wszystkie mają poważne problemy ze zbytem wysortowanych tworzyw sztucznych. Jest to wynikiem niedostatecznego rynku recyklingu, który nie jest w stanie konkurować z surowcami pierwotnymi lub tanimi zagranicznymi surowcami wtórnymi. Przyjęte rozwiązania ustawowe jeszcze tę sytuację pogorszą, wprowadzając dodatkowe, znaczne obciążenia dla firm recyklingowych i firm prowadzących odzysk odpadów. Wprowadzenie obowiązkowych zabezpieczeń, wbrew oświadczeniom Ministerstwa, jest właśnie odpowiedzialnością zbiorową środowiska za błędy prawne uniemożliwiające legalne zagospodarowanie odpadów i dopuszczanie przez lata do działania firm o podejrzanej reputacji. Teraz wszyscy uczciwi przedsiębiorcy będą płacić setki tysięcy złotych rocznie opłat dla instytucji finansowych za ustanawianie zabezpieczeń. Dla przeciętnego RIPOK-u, który szacuje konieczne zabezpieczenie na kwotę 12-50 mln zł, będzie to koszt zaczynający się od 300 tys. zł rocznie. Tych kosztów nie pokryje się z dodatkowych zysków ze sprzedaży surowców, tylko z opłat mieszkańców. Oferowane ceny za odzyskane odpady do recyklingu, które już dzisiaj nie pokrywają kosztów ich wysortowania, jeszcze spadną, bo recyklerzy też będą musieli płacić za przedstawianie zabezpieczeń. Tę różnicę również pokryją mieszkańcy, bo ktoś musi. Ustalanie opłat zabezpieczeń dla odpadów, które są surowcem i są odkupowane, jest nie tylko bezzasadne, ale również niezgodne z ustawą, która nakazuje w wysokości zabezpieczenia uwzględnić koszty ich zastępczego usunięcia. Jako przykład mogą być pokazane odpady kablowe, których wartość przy minimalnej zawartości miedzi 30% to jedyne 6000 zł/Mg. W takim przypadku jedynym kosztem usunięcia będzie otwarcie bramy i wywieszenie kartki „BRAĆ!”. Znikną już pierwszej nocy. Niestety, w propozycji Ministerstwa nie ma rozróżnienia na to, co jest wartościowe, a co nie jest, i trzeba będzie jeszcze od tych kabli jako odpadów palnych zapłacić 600 zł/Mg. Tak samo wymagane jest zabezpieczenie od metali kolorowych i złomu, które, zdaniem jednego z pracowników resortu, „generują skażenie biologiczne środowiska” – i to ma uzasadniać wprowadzanie opłat. Inna sprawa, że dopuszczane przez Ministerstwo zabezpieczenie w postaci ubezpieczenia czy gwarancji bankowej nie będzie działać. Ustawa wymaga, by marszałek mógł sięgnąć po zabezpieczenie w dowolnym momencie, to znaczy wiecznie. Takich zabezpieczeń „wiecznych” instytucje finansowe nie zaoferują i ograniczą je w czasie. Przyjęcie takiego zabezpieczenia przez marszałka będzie niezgodne z ustawą albo sprawi, że ono wygaśnie, gdy firma nie będzie płaciła składki. Moim zdaniem, to marszałek powinien mieć ubezpieczenie na znaczną kwotę, a podmioty, które chcą magazynować odpady, mogłyby wykupywać udział w tym ubezpieczeniu u marszałka. Ze wstępnych szacunków wynika, że może to być blisko 100 razy tańsze dla przedsiębiorców niż indywidualne ubezpieczenie, które u nieuczciwych firm i tak raczej nie zadziała. Do tego dołóżmy nieodpowiedzialnie drogi monitoring z kontrolą on-line w urzędzie marszałkowskim, który poniesie koszty zabezpieczenia danych przed szpiegostwem przemysłowym. Reasumując: finansowanie banków i ubezpieczalni, monitoring tanimi chińskimi kamerami na wzór „wysoko rozwiniętych krajów europejskich” (Rumunia) i drogi pożarowe wraz z dystansami bezpieczeństwa, których powierzchnia będzie większa niż powierzchnie składowania, mają ograniczyć liczbę pożarów. Przy takim myśleniu nie dziwmy się, że polski recykling zniknie z mapy gospodarczej, a skorzystają na tym nasi sąsiedzi. Oczywiście, nim z pewnością wzrosną ceny dla mieszkańców, jeszcze wiele ton odpadów zostanie bez instalacji „zgazowanych” przez obrotnych „specjalistów”, bo przecież mieszkańcy nie przestaną wytwarzać odpadów i coś trzeba będzie z nimi zrobić.

Liczba użytych cudzysłowów jest nieprzypadkowa, bo propozycje przegłosowane w ustawie i pojawiające się w rozporządzeniach dokładnie jak cudzysłów zadziałają na rozwiązanie problemu pożaru odpadów.

Andrzej Sobolak

prezes Zarządu Stowarzyszenia Biorecykling