Coraz głośniej, także na łamach prasy o profilu społeczno-kulturalnym (patrz „Tygodnik Powszechny” z 30 kwietnia, artykuł Anny Matei) mówi się o zaniechaniach naszego kraju w dziedzinie ochrony środowiska. Aktualnie jako jeden z kilku najpoważniejszych problemów wymienia się stan w zakresie gospodarki odpadami.

Trudno się z tym nie zgodzić, tym bardziej że dyskusja prowadzona w gronie zainteresowanych zmierza do podobnych konkluzji. Pozostaje w tej sytuacji zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście nic nie można zrobić, bo prawo złe, brak instalacji, unieszkodliwianie odpadów zbyt drogie, mieszkańcy niesubordynowani itp. Otóż – nie negując powyższych opinii – tak naprawdę w ostatecznym rachunku wszystko zależy od stosunkowo wąskiej grupy osób zajmującej stanowiska, wyposażonej w kompetencje decyzyjne, a więc tzw. elit. W przypadku odpadów komunalnych odnosi się to do szefów gmin.

Istotna spójność
Aktualny stan prawny, cokolwiek złego byśmy o nim nie powiedzieli, rozdziela w tej materii funkcje stanowiące od wykonawczych. Te pierwsze pozostają w rękach gmin. Wykonanie należy do przedsiębiorców. Instrumenty egzekucyjne pozostają również w rękach gmin i częściowo inspekcji ochrony środowiska. Problem w tym, że – jeśli gminy chcą skorzystać ze swoich uprawnień – muszą dobrze przygotować dokumenty, które im to umożliwią, a więc plany gospodarki odpadami, regulaminy utrzymania czystości i porządku oraz zarząd...