Wszystko, co ma swój początek, musi mieć swój koniec. Tak samo jest z moją pracą zawodową. „Grzebanie” w austriackich odpadach rozpocząłem od znamiennej daty: 1 kwietnia 1977 r. i mimo że to prima aprilis, nie był to żart. Śmieciom pozostałem wierny do dziś – ale było warto.
Moją zawodową działalność w firmie M-U-T zakończyłem 15 stycznia br. Z jednej strony, po tylu latach pracy uspokojenie i spojrzenie na naszą branżę z emerytalnego dystansu jest nawet wskazane, ale z drugiej – są takie osoby, z którymi trudno mi się rozstawać bez słowa. Bo to dzięki Wam czuję się jeszcze młodo, bo to tak, jakbym był Waszym „rówieśnikiem”, ale zegar tyka nieubłaganie i trzeba to przyjmować z pokorą.
Bardzo miło wspominać będę nasze handlowo-techniczno-naukowe rozmowy, bo choć merytorycznie często nie należały one do łatwych, to podbudowywały i pozwalały na duży optymizm, że może inni pójdą za Waszym przykładem i kiedyś Polska wyjdzie na „komunalną prostą”. Ze względu na narodowe, można śmiało powiedzieć: szlacheckie przywary będzie to jednak bardzo trudne.
Zawsze starałem się przekazać Wam doświadczenia kraju, któremu zawdzięczam komunalną edukację i który ekologicznie stoi bardzo wysoko, ale wiem, że wielu z Was edukacji tej, najczęściej z różnych subiektywno-ekonomicznych powodów, nie przyjmowało do wiadomości. Naturalnie...