Jak nietrudno było przewidzieć, atmosfera wokół emisji dwutlenku węgla stopniowo gęstnieje. A niedawna polska demonstracja w Brukseli stała się wydarzeniem medialnym, które tę atmosferę dodatkowo i mocno podgrzało. Robi się więc coraz „ciekawiej”, a dalszy rozwój sytuacji celnie i zwięźle zapowiada slogan reklamowy pewnej popularnej marki piwa: „Będzie się działo!”

Póki co oponenci żywo zainteresowani tym trudnym tematem straszą „naród” wielkim wzrostem cen energii, jeśli UE nie wycofa się z pomysłu handlu pozwoleniami na emisję CO2 w systemie aukcyjnym od 2013 r. Obie strony przekonują, lobbują i protestują na rzecz swoich racji, podpierając się rozmaitymi – czasem sprzecznymi, a często przesadzonymi – „faktami”, analizami i wnioskami. W całym tym hałasie trudno się skupić i spokojnie zastanowić nie tyle nad tym, co realne, bo to osobna kwestia, ale nad tym, co ogólnie korzystne.

Impulsem do głębszych przemyśleń może tu być wywiad, jakiego Stavros Dimas udzielił „Polityce”. Unijny komisarz ds. środowiska mówi tam, że „Głównym czynnikiem, który będzie miał wpływ na ceny energii, jest liberalizacja i integracja rynku energii, a nie koszty emisji CO2. Poza tym niezależnie od pakietu klimatyczno-energetycznego Polska musi i tak inwestować w sektor energetyczny ze względu na rosnące potrzeby energetyczne.” Dalej pan komisarz z grubsza tłumaczy pewne zawiłości energetycznej polityki UE oraz jej przełożenie na interes Polski, branży OZE i samych obywateli. Trudno to zgrabnie streścić, ale główne przesłanie jest takie: kluczem do sukcesu – i kompromisu – jest efektywność, a polska energetyka nie jest w tym prymusem. Jeśli się szybko i wyraźnie podciągnie, to egzamin z emisji będzie zaliczony i na dłuższą metę skorzystają na tym wszyscy. A unijne limity i naciski to metody, które rzeczywiście są dość surowe, ale mają do tego wzrostu efektywności dopingować. Pan komisarz mówi nawet, że gdyby nie było kryzysu klimatycznego, to należałoby go wymyślić, bo paradoksalnie jest to najskuteczniejszy motywator do słusznego działania.

Do tego wszystkiego mogę tylko dodać refleksję o charakterze bardzo doraźnym. Otóż niezależnie od sporów o meritum, w obliczu zbliżającej się Konferencji COP 14 w Poznaniu przydałoby się wyciszyć nasze protesty przeciw emisyjnym limitom. Bo dla zagranicznych mediów, jak wiadomo nie bardzo nam przychylnych, będzie to okazja, aby przedstawić nas w niezbyt dobrym świetle. I nawet gdyby źródłem tego światła była energooszczędna żarówka, to cały PR wyjdzie nam z tego dość ciemny. A przecież piar to dzisiaj podstawa.

Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna