Wygląda na to, że przyjdzie przeprosić projektodawców noweli ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (u.c.p.g.). Myliłem się bowiem co do tego, że nie ma w tym wszystkim istotowego zamysłu. Jest – i to bardzo mocny! Co prawda, dalej nie wiem, po co – łamiąc publiczne obietnice o woli utrzymania przedsiębiorczości – ,,na siłę” połączono dwa rynki: odbioru i zagospodarowania odpadów, skoro przynajmniej ten pierwszy ,,dorobił się” silnej i korzystnej dla konsumenta konkurencji.
Połączono je, oczywiście, w ten sposób, że ten drugi „wchłonie” w trzewia swojego monopolu czynności odbioru, dodatkowo wzmacniając monopolistyczny charakter nowej porewolucyjnej gospodarki śmieciowej. Zrobiono to zapisem: ,,lub (przetarg) na odbiór i zagospodarowanie” (że nie był to lapsus, wskazywała silna obrona przez projektodawców tego ,,wrzuconego” w Sejmie zapisu). Gdyby przyjąć, że nie chodziło o wyeliminowanie firm prywatnych z rynku odbioru, tj. o korzyści z tej noweli dla biurokracji gminnej, to można sobie doskonale wyobrazić rynek odbioru objęty przetargami i osobno – ,,związany” WPGO (tworzącym regiony) – rynek zagospodarowania. Jedyne wytłumaczenie ,,merytoryczne” to lęk przed podjęciem kwestii przepływu środków finansowych z daniny pogłównej do właścicieli instalacji i chęci zamiecenia tej kwestii pod dywan w ten sposób, że wszystko ,,wypierze” SIWZ i procedura przetargowa. Powód lichy, ale po części tłumaczy determinację w wylewaniu dzieci wolnego rynku do ścieku historii wraz z kąpielą rewolucji śmieciowej.
Niweczenie rynku odbioru
Mógłby sobie spokojnie funkcjonować, zmodyfikowany jedynie przetargami, rynek odbioru i budowany od podstaw rynek zagospodarowania (nie ma bowiem wątpliwości, że istotne słowo – epicentrum definicyjne – tj. „zagospodarowanie” oznacza w sensie podmiotowym właściciela instalacji regionalnej). Ta tendencja do niweczenia rynku odbioru uwidacznia się także w logice tworzenia rozporządzenia dotyczącego wymagań dla przedsiębiorców w zakresie odbioru, przy czym trzeba powiedzieć, że samorządowców wspiera tu nieformalne lobby firm, także zainteresowanych „superarcymonopolem”. Mówimy tu np. o tym, że ze sformułowania ustawowego o konieczności posiadania bazy magazynowo-transportowej w projekcie rozporządzenia wysnuwa się, zarówno kontekstowo, jak i poprzez zdania opisujące, niedwuznaczną tezę, że firma działająca w zakresie odbioru (w trybie u.c.p.g.) będzie musiała posiadać zezwolenie na zbieranie (w trybie ustawy o odpadach). Nie musi, oczywiście, w tym zakresie działać, musi jednak płacić wyposażeniem bazy umożliwiającej działalność w zakresie przetwarzania (przygotowania do zagospodarowania albo do ponownego użycia). A zatem przedsiębiorcy – dotąd nazywani „przewoźnikami” – będą musieli osiągnąć dużo wyższy standard. 5 października br. w siedzibie Ministerstwa Środowiska odbyło się spotkanie konsultacyjne z przedstawicielami przedsiębiorców w sprawie ww. wymagań. Zwróciliśmy uwagę, że jeśli pod pojęciem bazy transportowo-magazynowej miałoby się rozumieć posiadanie na tym obiekcie zezwolenia na zbieranie odpadów, to byłoby to dyskryminowanie podmiotów, które chcą uczestniczyć jedynie w rynku odbioru odpadów, a nie odbioru i zagospodarowania łącznie. Dyrektor Szymborska przyjęła tę uwagę ze zrozumieniem i obiecała, że rozważony zostanie podział wymagań dedykowanych firmom jedynie odbierającym odpady (posiadającym bazy transportowe z funkcją magazynową, np. pojemników podstawianych klientom) oraz firmom multifunkcyjnym, tj. transportowym, ale jednocześnie funkcjonującym także na rynku zagospodarowania (w tym przygotowania do zagospodarowania) odpadów (zatem posiadającym zezwolenie na zbieranie).
Kreowanie próżni
Na czym miałby jednak polegać ten mocny zamysł w sferze budowy instalacji do zagospodarowania? Na kreowaniu próżni i tworzeniu podciśnienia użytecznego do budowy gminnych (i międzygminnych) instalacji zagospodarowania odpadów. Czy chcemy tego, czy nie, 31 grudnia br. zakończy się przepływ kapitału prywatnego do tej sfery, instalacje będą mogły mieć status wyłącznie publiczny (w tym wypadku JST), ewentualnie rozwodniony doproszeniem prywatnych do partnerstwa (tzw. PPP). Minister rozwoju regionalnego miała w ubiegłej kadencji dwie grubsze porażki: kolej i… odpady. Tu właśnie chodzi o próżnię zasysającą inwestycje indykatywne tak, aby w 2013 r. poszło jak z płatka. Dlatego nawet tam, gdzie przedsiębiorcy walczą z czasem, aby na koniec tego roku mieć legitymację do wejścia na salon WPGO, pojawiają się zgrabne sztuczki JST, które są zarazem organami w tych postępowaniach. A to bezczynność, a to konieczność wszczęcia postępowania w trybie k.p.a., a to interpretacje rozszerzające itp. Jedna z subtelniejszych metod to gra ,,na przelicznik”. Ponieważ w definicji instalacji regionalnej znalazł się wymóg obsługiwania co najmniej 120 tys. mieszkańców (bez podania jednocześnie ekwiwalentu wagowego), dla przedsiębiorców aplikujących o wpisanie prowadzonych przez nich projektów instalacji regionalnych do WPGO ważny jest przelicznik tonażowy. Pojawiła się bowiem tendencja, iżby przelicznik ten brać „z sufitu”, np. porównawczo (względem średniej z UE), co może prowadzić do manipulacji i zaniżania parametrów konkretnej instalacji w relacji do definicji ustawowej. Dyrektor Szymborska wraz z zespołem (Departament Gospodarki Odpadami w MŚ) próbują uporządkować i ogarnąć radosną twórczość na granicy konfliktu interesów urzędników z JST. Z tego źródła klaruje się intencje, które w oświetleniu ustawy mają charakter kluczowy. I tak instalacją regionalną może być osobno zakład MBP, kompostownia masy zielonej i składowisko pozostałości po sortowaniu, po procesach MBP itp., ale np. nie wolno do liczby 120 tys. brać jakiejkolwiek sumy w zakresie tych trzech instalacji, np. pojemności, zdolnych do obsługi pojedynczo 40 tys. mieszkańców. Nie jest również instalacją regionalną odrębna terytorialnie „mechanika” i odrębna „biologia”. Nie mogą być także uznane za instalację regionalną np. dwie MBP obsługujące po 60 tys. mieszkańców (razem 120 tys.), występujące jako oddzielne – także terytorialnie – zakłady, a tym bardziej należące do odrębnych podmiotów. Dlatego tym bardziej tak istotne jest poważne potraktowanie kwestii przelicznika.
Trochę jest eko, mniej w tym logiki, ale jeśli już tak wypadło, to użytkownikom prawa należy się zdecydowany i władczy odpór wszelkim formom pozaustawowego wykluczania i próby ,,prywatyzacji” procesów w zakresie gospodarowania odpadami, wskutek wejścia w życie wspomnianej noweli. Z drugiej strony, nie do przyjęcia jest traktowanie ustawy jak powielaczowych wytycznych i próba interpretacji tych zapisów ,,lekko”, jako poetycko-kierunkowych. Wtedy dopiero mielibyśmy do czynienia z azjatycką formą ,,układania się” nowych struktur!
Witold Zińczuk
przewodniczący Rady Programowej ZPGO
Śródtytuły od redakcji