Radosław Gawlik
członek Rady Krajowej Zieloni 2004

W Polsce prowadzenie działalności ekologicznej oznacza niemal nieustanne spieranie się z władzami na różnych szczeblach. Ekolog jest dla rządzących w najlepszym wypadku petentem, najczęściej jednak przypada mu rola przeciwnika. Jeżeli uda mu się coś „ugrać”, to dopiero po walce. Politycy niemal odruchowo ustawiają ekologów po przeciwnej stronie barykady, widząc w nich wrogów postępu i rozwoju gospodarczego. Rzadko kiedy uważnie wsłuchują się w ich racje.
Modelowym przykładem niekończącej się walki pomiędzy ekologami i władzą jest spór wokół unijnego programu ochrony przyrody Natura 2000. Od wielu lat ekolodzy bezskutecznie zabiegają o poszerzenie terenów objętych ochroną. W Polsce mamy sporo takich obszarów, które powinny być chronione, a nie są. Kolejne rządy nie tylko nie uwzględniały opinii ekologów, lecz wręcz redukowały powierzchnie wcześniej wytypowane do Natury 2000. Ostatnio do ofensywy przystąpił nowy premier, Jarosław Kaczyński. Zaatakował ostro i na oślep.
Na konferencji prasowej Jarosław Kaczyński stwierdził, że środowisko naturalne należy chronić w taki sposób, żeby nie przeszkadzać inwestycjom. Powiedział też, że w krajach zachodnioeuropejskich mało jest obszarów objętych ochroną przyrody, a w Polsce dużo. Zdaniem premiera, Natura 2000 tak się u nas rozszerzyła, że praktycznie nic już zbudować nie można. W związku z tym należy ją doprowadzić do racjonalnego wymiaru, tzn. obejmującego kilka procent powierzchni kraju. Czy rzeczywiście rozwój polskiej gospodarki hamowany jest przez to, że mamy za dużo obszarów chronionej przyrody?
Treść wypowiedzi premiera daleko odbiega od stanu faktycznego. Można tylko przypuszczać, że nierzetelnych informacji na temat Natury 2000 udzielali mu przedstawiciele inwestorów, którym program ten przeszkadza w interesach. Ale mniejsza o domysły. Przede wszystkim nie jest prawdą, że Polska ma dużo obszarów chronionych w ramach Natury 2000. Obszary ochrony ptaków zajmują tylko 7,8% powierzchni kraju, a siedliska roślin i zwierząt chronione są zaledwie na 4,8% terytorium (procentowo najmniejszym ze wszystkich krajów unijnych). Dla porównania w Słowenii ochroną ptaków objęto 23% powierzchni kraju, a ochroną siedlisk innych zwierząt i roślin – 31%. Odpowiednie wskaźniki na Słowacji to 25 i 11%, w Hiszpanii 17 i 22%, w Estonii 12 i 16%. Jesteśmy zatem w ogonie Europy. Dodatkowo rażąca jest w Polsce dysproporcja pomiędzy wielkością obszarów kwalifikujących się do ochrony a tych, które są aktualnie chronione.
Nie jest prawdą, że program Natura 2000 na swoich obszarach uniemożliwia inwestowanie, choć, owszem, nakłada pewne ograniczenia. Zmusza do wykonania rzetelnej oceny oddziaływania na środowisko. Warunkiem zatwierdzenia inwestycji jest niepogorszenie stanu populacji chronionych gatunków. Na terenach Natury 2000 można budować drogi. Przykładem może być powstająca właśnie obwodnica Wyszkowa, przecinająca obszar Natury 2000, finansowana w większości ze środków unijnych. Najbardziej odpowiednim dla takich obszarów rodzajem inwestycji jest infrastruktura turystyczna. Zachowanie walorów dzikiej przyrody połączyć można z korzyścią ekonomiczną, zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju.
Polski rząd do 10 lipca miał czas na uzupełnienie listy terenów, które będą przyłączone do sieci Natura 2000. Był to kolejny termin, którego nie dotrzymano. Komisja Europejska wszczęła już procedurę zmierzającą do wymierzenia kar finansowych za te braki i, być może, wstrzymania części funduszy na rozwój. Unia nie chce przyznawać pieniędzy na inwestycje na terenach, które powinny wejść do sieci Natura 2000, a nie weszły. Z tego powodu zawieszono wiele funduszy. Dopóki obszar nie jest zgłoszony, nie można uruchomić procedur sprawdzających inwestycję. Tymczasem rząd okopał się na antyekologicznych pozycjach i zaciekle ich broni. Nie bardzo wiadomo, w imię czyich interesów.