Gdzie jest pies pogrzebany?
Konsorcja energetyczne szukają drogi, jak dobrać się do pokładów węgla brunatnego pod Legnicą. Władze samorządowe są przeciw. Kopalnia „Konin” rozpoznaje możliwość wydobywania innego złoża leżącego w gminach Gubin i Brody. Nasi zachodni sąsiedzi, którzy praktycznie skasowali potężną energetykę opartą na węglu brunatnym (wniesioną aportem przez byłą NRD do zjednoczonych Niemiec), są zaniepokojeni. Władze Brodów są przeciw, władze Gubina – za.
Ekolodzy w różnych krajach Europy i świata od lat mają swoje aksjomaty. Mówią „nie” elektrowniom atomowym, a „tak” – źródłom odnawialnym (opartym na słońcu, wodzie i wietrze) oraz oszczędności energii i ciepła, energetyce skojarzonej – tj. produkującej z jednego paliwa prąd i ciepło.
W tych „środowiskach” pojawia się także refleksja, że te przyjazne klimatowi źródła energii mogą być w okresie przejściowym (30-50 lat) niewystarczające. Szczególnie w naszym kraju, opierającym produkcję energii w ponad 90% na węglu (kamiennym i brunatnym).
Z tego punktu widzenia konieczność oparcia w tym czasie naszej energetyki na węglu kamiennym i brunatnym (kopalnia i elektrownia w Gubinie) byłaby może sensownym rozwiązaniem. Jednak trzeba tu przypomnieć, z jakimi zagrożeniami łączy się taka wielka odkrywka i elektrownia. Są to m.in. naruszenie stosunków wodnych na olbrzymią skalę, w tym obniżenie poziomu wód gruntowych i konieczność wybudowania zasilania w wodę sąsiednich miast i wsi, wyłączenie setek hektarów gruntów z użytkowania rolniczego i leśnego, wzrost emisji hałasu i pylenia oraz zmiana charakteru gmin na przemysłowy, trudna do pogodzenia z ich przyjaznym – np. dla turystyki – wizerunkiem.
Rząd zobowiązany deklaracjami na szczeblu UE (tzw. 3×20%) prezentuje kolejną poprawioną wersję „Polityki energetycznej do roku 2030”. Zawiera ona kilka wariantów wzajemnego układu źródeł energii („miksu energetycznego”), do jakiego powinniśmy zmierzać.
Wszystkie te programy opierają się na dwóch mitach – niezbędności energetyki jądrowej oraz trwałości produkcji prądu w oparciu o węgiel. Te dwa mityczne założenia są konsekwencją mocno kontrowersyjnej prognozy, zakładającej prawie dwukrotny wzrost zużycia energii elektrycznej do 2030 r.
Między innymi z powyższych powodów organizacjom ekologicznym i wielu naukowcom żaden z projektów rządu nie wydaje się przełomowy i odpowiadający na rzeczywiste wyzwania stojące przed naszym krajem. Polski Greenpeace, aktywnie zaangażowany w ochronę klimatu i zmiany energetyczne, przygotowuje z naukowcami alternatywny wariant rozwoju polskiej energetyki. Nazywa opracowanie przewrotnie „[R]ewolucją energetyczną dla Polski”, z podtytułem – scenariusz zaopatrzenia Polski w czyste nośniki energii w perspektywie długookresowej.
Porównuje się tu dwa warianty: rządowy – z „Polityki energetycznej…” (trwanie w dotychczasowych źródłach kopalnych z dodatkiem energetyki jądrowej oraz niewielkiego wzrostu udziału odnawialnych źródeł energii – OZE) oraz proponowany przez ekspertów scenariusz alternatywny. Ten ostatni udowadnia, że konieczna jest rewolucja w myśleniu decydentów, która musi spowodować, że Polska włączy się w główny nurt przemian energetyczno-klimatycznych, wyznaczany przez takie kraje jak Niemcy, Dania czy Wielka Brytania.
Politycy powinni wiedzieć, że OZE to byty materialne, realnie istniejące, a nie duchy. Dynamiczny rozwój OZE ilustruje fakt, iż tylko w 2007 r. moc siłowni wiatrowych na świecie wzrosła o 27%, a moc instalacji fotowoltaicznych (produkujących prąd ogniw słonecznych) – o 50%. Jeśli ktoś chciałby długoterminowo lokować kapitał, to w tym obszarze powinien znaleźć dobre możliwości.
Moc wiatraków w Niemczech, powstałych od 1991 r., to dziś już ponad 20 tys. MW, czyli prawie tyle, ile dzienne zapotrzebowanie na moc całej polskiej elektroenergetyki! Sektor odnawialnych energii daje tam 150 tys. miejsc pracy.
Jaki „mix” proponuje się w wariancie alternatywnym, który uzasadnia się prosto – „zmiany klimatu wymagają co najmniej rewolucji energetycznej”? Są to działania energooszczędne – spadek do 2050 r. zapotrzebowania na energię pierwotną o 13%, a na energię końcową o 7% oraz wzrost udziału OZE w energii pierwotnej do 48%. W zaopatrzeniu w energię prawdziwa rewolucja: do 2020 r. OZE mogą dostarczać 26% prądu, a w roku 2050 – aż 80%. Czy to niemożliwe? Duńczycy są w podobnej strefie klimatycznej i już dziś produkują 27% prądu, opierając się na OZE. A za ok. 40 lat, jak planują, może to już będzie całe 100%? W wariancie alternatywnym w 2050 r. Polska uniezależni się od węgla (zaledwie 6% prądu będzie produkowane w oparciu o węgiel kamienny, brunatny zostanie wycofany).
W scenariuszu rządowym węgiel ma stanowić aż 50% zaopatrzenia w produkcję energii. I to tu może być pies pogrzebany. Te ostatnie liczby pokazują, przed jakimi wyzwaniami stoją nasi politycy, nadający teraz kierunek przemianom energetycznym.
Efektem tych działań będzie utrzymanie bezpieczeństwa ekologicznego i energetycznego. OZE to przecież „krajowe”, zdecentralizowane źródła energii. Innym z efektów będzie łatwiejsza akceptacja kosztów (które będą niewątpliwie rosły na całym świecie w związku z ochroną klimatu) dzięki olbrzymiemu w skali kraju spadkowi zużycia energii pierwotnej i końcowej w połączeniu ze wzrostem gospodarki.
Efektem ekologiczno-klimatycznym ma być zredukowanie emisji dwutlenku węgla o gigantyczną liczbę 210 mln t/rok w 2050 r. – czyli z obecnych 7 ton CO2/mieszkańca do 2,5 t/mieszkańca Polski. Tego rodzaju poziomy, po ich osiągnięciu także w innych krajach, powinny – wg obecnej wiedzy – powstrzymać zmiany klimatyczne na naszym globie.
Polacy to odważny naród, który umie i lubi robić powstania i rewolucje. Także te pokojowe, jak pokazała nasza najnowsza historia. Polska energetyka i wspólny klimat wciąż czekają na swojego Balcerowicza.
Radosław Gawlik, Zieloni 2004