Czy zrównoważona, niskoemisyjna, zasobooszczędna i konkurencyjna gospodarka obiegu zamkniętego [GOZ] jest w ogóle możliwa, zarówno w wymiarze globalnym, jak i lokalnym? Może jest to tylko modne, nośne hasło na kampanię wyborczą, papierowy trend, a może jednak wyzwanie związane z realną potrzebą reakcji na zmieniającą się rzeczywistość i kurczące się zasoby środowiska?

W mojej ocenie GOZ (ang. Circular Economy) to naturalna i konieczna strategia oddziaływania na presje wywoływane przez konsumpcyjny model gospodarczy i społeczny. Konsumpcjonizm, dziś może anachroniczny, choć zrozumiały historycznie, był i ciągle jeszcze jest wykładnikiem jakości życia i przynosi w rezultacie wzrost różnego rodzaju emisji, które zaczynają z pewnym opóźnieniem oddziaływać na gospodarkę, zdrowie i samopoczucie. Dostęp do wiedzy w coraz większym stopniu uświadamia nam te relacje, choć jeszcze słyszy się przywódców światowych kwestionujących coś, co jest już dawno poznane, zbadane i potwierdzone. 
GOZ to efekt rewizji dotychczasowego modelu oparty na wspólnych uniwersalnych wartościach, charakterystycznych dla rozbudowanej społeczności gospodarczej, jaką jest UE. W okresie silnego partykularyzmu gospodarczego GOZ ma problemy z wdrożeniem. Dlatego większe znaczenie i lepszą efektywność ma jej charakter lokalny, choć bez globalnych instrumentów prawnych i finansowych jej rozwój będzie mocno ograniczony. 
Komisja Europejska w swoim komunikacie z ...