Roman Wiertelak

Na miejsce tegorocznego urlopu wybrałem Ciechocinek. To prawie 12-tys. uzdrowisko, tonące w zieleni, barwne kwietnymi dywanami i przepojone zapachami kwitnącej lipy i jaśminu, w pełni zaspokoiło moje oczekiwania. I tylko nieliczne deszczowe chwile zmobilizowały mnie do sięgnięcia po pióro.


Duży wpływ na poniższą treść ma bez wątpienia bliskość przedmiotu moich zawodowych zainteresowań. Mieszkam bowiem w ciechocińskiej wieży wodociągowej. Choć nadszarpnięta zębem czasu, to jako jedna z nielicznych już w Polsce, nadal pełni swoją rolę. Nad głową mam zatem 400 tysięcy litrów wody a pod sobą biura miejscowej firmy wod-kan. Takie położenie wręcz korci do bliższego jej oglądu.
Rozmowa z szefem firmy, Janem Wiśniewskim, oraz analiza sprawozdania Zarządu za 2000 rok, ukazała mi wiele szczegółów działalności przedsiębiorstwa i uwypukliła jego problemy.
Działa ono, jak większość firm tej branży w Polsce, jako spółka z o.o., w której wszystkie udziały posiada Miasto i Gmina Ciechocinek. Kapitały Spółki wynoszą niespełna 3,4 mln zł. Posiadany majątek trwały jest w znacznym stopniu zużyty i charakteryzuje się dużą awaryjnością.
Firma, dzięki ok. 5 tys. kuracjuszy dziennie, sprzedaje więcej wody niż inne wodociągi w miastach o podobnej wielkości. W 2000 r. sprzedano jej 1081 tys. m3, w tym mniej niż połowę gospodarstwom domowym. Z roku na rok ilość sprzedawanej wody maleje o kilka procent. Zatrudniając nieco ponad 50...