Dyskusja, która rozgorzała w temacie zamówień ?in house? w gospodarce odpadami, wymaga osobnego komentarza. Chciałbym na początek mocno uwypuklić ocenę tezy, którą postawił zaraz po ogłoszeniu dyrektywy w sprawie zamówień publicznych (2014/24/UE) prezydent Inowrocławia, że mamy jako kraj obowiązek wprowadzić ?in house?. Otóż dyrektywa ta w żaden sposób nie oznacza, że Unia Europejska nakazuje nam, że tak ma się stać, lecz pokazuje, że mamy taką możliwość. W związku z tym mamy do czynienia z decyzją polityczną, a taka zapadła już przecież trzy lata temu, kiedy, uchwalając nową ustawę, zdecydowaliśmy się na obowiązek przetargowy.

Co do zasady, dyrektywa podkreśla, że podstawą w zamówieniach publicznych jest konkurencyjność. I uważam, że nasz system dosyć mocno broni tej konkurencyjności w gospodarce odpadami. Jako jedyni w Europie wprowadziliśmy zasadę, że jeżeli samorząd zdecyduje się na inwestycję w zakresie gospodarki odpadami, to musi albo ogłosić przetarg, albo wykorzystać formułę PPP, albo wybrać tryb ustawy o koncesjach na roboty budowlane. I będzie mógł realizować inwestycję samodzielnie dopiero wtedy, gdy nie znajdzie partnera wskutek ww. postępowań. O tym rzadko się mówi, a zapis ten pokazuje, że ustawodawca położył mocny akcent na maksymalne otwarcie na konkurencję w budowaniu nowoczesnego systemu gospodarki odpadami.

Jestem, konsekwentnie, zwolennikiem pozostawienia dotychczasowych zapisów. W mojej ocenie, sytuacja na rynku jest dość spokoj...