Północna Kalifornia boryka się z jednym z najgorszych dwuletnich deficytów opadów od czasów gorączki złota z 1849 r. Opublikowane w lutym badania wykazały, że od 60 lat jesienne opady w Kalifornii systematycznie rozpoczynają się coraz później. Z kolei zimowe opady deszczu coraz częściej powodują lawiny błotne lub powodzie – są też zbyt obfite, żeby woda mogła sukcesywnie wsiąknąć w ziemię. W latach 2012–2016 Kalifornia borykała się z suszą. Jak mówi Jay Lund, profesor inżynierii lądowej i środowiska na Uniwersytecie Kalifornijskim, w pierwszym roku stan radził sobie z nią całkiem dobrze. Jednak w kolejnych latach wywołała ona poważne problemy w rolnictwie i gospodarce. Jej ekonomiczne skutki oceniono na 9 mld dolarów. Jeszcze wyższą cenę mieszkańcy Kalifornii zapłacili w kolejnych latach. Szkody spowodowane przez pożary z ostatnich czterech lat oszacowano na kilkadziesiąt miliardów dolarów. Po pożarach lasy nie zdążyły się odrodzić. Gorące powietrze nie napotyka więc naturalnej bariery, dlatego obecnie nawet jedno suche lato może sprawić, że Kalifornia kolejny raz będzie się mierzyć z plagą pożarów. W 2021 r. bardzo późno zaczęła się tam pora deszczowa. Zwykle opady trwają od stycznia do marca, a tymczasem już w styczniu doszło do pożarów. Obecnie poziom opadów w tym stanie to raptem 30–70% rocznej normy. Jedyną szansą, by w 2021 r. Kalifornii nie zagroziła susza...