Kilka refleksji po Johannesburgu
Właśnie zakończył się Szczyt Ziemi – wielka światowa konferencja, która zgromadziła w Johannesburgu 60 tys. uczestników, w tym przywódców większości państw świata. Upłynęło 10 lat od podobnej, historycznej już konferencji w Rio de Janeiro. Wtedy to przyjęto kilka ważnych międzynarodowych dokumentów. Najbardziej wszechstronny i obszerny – znany jako „Agenda 21”, stanowi ogólny projekt działań zmierzających do rozwiązania najważniejszych społecznych i ekologicznych problemów w skali świata. Sformułowano w nim zasadę zrównoważonego rozwoju, czyli harmonii gospodarki, ochrony środowiska i społeczeństwa. W Rio podpisano też konwencję o ochronie klimatu i różnorodności gatunkowej na Ziemi.
Szczyt w Johannesburgu skłania do podsumowań i refleksji na temat dziesięcioletniego okresu, jaki upłynął od momentu uchwalenia tamtych dokumentów. Czy wiele udało się dokonać na Ziemi dzięki międzynarodowym porozumieniom i deklaracjom? Czy mniej jest ludzi głodujących i żyjących w nędzy? Czy zmniejszono marnotrawstwo i eksploatację zasobów przyrodniczych?
Możemy zaobserwować spór o ten bilans lub raczej o jego interpretację. Raport ONZ z 2002 r. wskazuje na wyraźne, statystycznie mierzalne, pozytywne efekty. Odsetek ludzi żyjących w skrajnej nędzy spadł z 29% do 23%. W ciągu ostatnich 30 lat zmniejszyła się śmiertelność dzieci z 96 do 56 zgonów na 1000 urodzin. Obszary głodu zostały ograniczone. Zwalczono wiele chorób. Kolejne narody zyskały niepodległość.
Jednocześnie Bank Światowy w swoim raporcie potwierdził, że pogłębiła się przepaść materialna pomiędzy najbogatszymi i najbiedniejszymi krajami świata. Różnica się podwoiła – przeciętny dochód 20 najbogatszych państw jest 37 razy większy od dochodu 20 państw najbiedniejszych. Globalizacja sprzyja bogatym. Ponad miliard ludzi, czyli co piąty człowiek na Ziemi, żyje za dolara dziennie, 2 mld nie ma stałego dostępu do prądu a 1,1 mld do wody nadającej się do picia. Nadal noworodki w krajach biednych umierają 10 razy częściej niż w wysoko rozwiniętych. Przewiduje się, że do 2050 r. liczba ludzi zwiększy się o kolejne 3 mld, a proces ten z reguły następować będzie w najbiedniejszych krajach Afryki i Azji. Tymczasem kraje bogate nie wywiązały się z politycznej deklaracji pomocy dla krajów Trzeciego Świata w wysokości 0,7% swojego PKB. Przeciętna pomoc wynosiła 0,22%. Ale i te pieniądze są w znacznym stopniu marnotrawione. Niestety, nie jest to argument za tym, żeby je inaczej wydawać, lecz za tym, żeby tych funduszy nie powiększać. Dane te pokazują, iż pesymizm, który towarzyszył przygotowaniom do szczytu i samym obradom, szczególnie ze strony organizacji społecznych i antyglobalistycznych, ma głębokie uzasadnienie. Gorzkie refleksje nasuwają się zwłaszcza wtedy, gdy uświadomimy sobie, że istnieją potencjalne możliwości znacznie szybszego rozwiązywania światowych problemów.
10 lat trwało dojście do ratyfikacji protokołu o redukcji gazów cieplarnianych podpisanego w Kioto. Krytykowana była i jest postawa prezydenta Busha, który odmówił ratyfikowania tej umowy przez USA, głównego emitenta gazów ocieplających atmosferę. Mało przekonująca wydaje się argumentacja, że zasadnicze znaczenie ma dziś walka z terroryzmem, a nie konwencje klimatyczne. Samo przeciwstawienie tych dwóch spraw jest zręcznym zabiegiem socjopolitycznym. Nie rozwiązany pozostaje problem koncernów paliwowo-motoryzacyjnych. Obawiają się one nowego trendu, który ma polegać na oszczędzaniu energii i znacznie większym wykorzystywaniu odnawialnych jej źródeł. Zaznaczają się tu wyraźne różnice pomiędzy polityką UE, zorientowaną zdecydowanie bardziej proekologicznie, a faworyzującą przemysł paliwowy polityką USA.
Radykalnym krokiem w kierunku równoważenia rozwoju byłoby danie szans rolniczym krajom południa na eksport swoich produktów do krajów rozwiniętych. Obecnie wysokie subwencjonowanie rolnictwa przez UE (45 mld euro rocznie) i USA (25 mld euro) niszczy środowisko tych krajów, przyczynia się do powstawania nadwyżek żywności i ich marnotrawienia, uprzemysławia produkcję rolną, redukując miejsca pracy. Polityka taka uniemożliwia uczciwy handel z krajami najuboższymi. To egoizm bogatych i ich silne lobby agroprzemysłowe, konsumujące miliardowe dotacje z kieszeni podatników, broni absurdalnej dziś Wspólnej Polityki Rolnej UE i wysokich subwencji w USA, gdzie, jak widać, rynek nie jest całkiem wolny. Wyzwanie naszych czasów, to danie szansy krajom rozwijającym się na utrzymanie przysłowiowej wędki i pojawienie się ryb z ich łowisk na naszych stołach. To byłaby dziś prawdziwa pomoc i krok w kierunku bardziej zrównoważonego rozwoju.
Radosław Gawlik, Prezes Polskiej Zielonej Sieci
Szczyt w Johannesburgu skłania do podsumowań i refleksji na temat dziesięcioletniego okresu, jaki upłynął od momentu uchwalenia tamtych dokumentów. Czy wiele udało się dokonać na Ziemi dzięki międzynarodowym porozumieniom i deklaracjom? Czy mniej jest ludzi głodujących i żyjących w nędzy? Czy zmniejszono marnotrawstwo i eksploatację zasobów przyrodniczych?
Możemy zaobserwować spór o ten bilans lub raczej o jego interpretację. Raport ONZ z 2002 r. wskazuje na wyraźne, statystycznie mierzalne, pozytywne efekty. Odsetek ludzi żyjących w skrajnej nędzy spadł z 29% do 23%. W ciągu ostatnich 30 lat zmniejszyła się śmiertelność dzieci z 96 do 56 zgonów na 1000 urodzin. Obszary głodu zostały ograniczone. Zwalczono wiele chorób. Kolejne narody zyskały niepodległość.
Jednocześnie Bank Światowy w swoim raporcie potwierdził, że pogłębiła się przepaść materialna pomiędzy najbogatszymi i najbiedniejszymi krajami świata. Różnica się podwoiła – przeciętny dochód 20 najbogatszych państw jest 37 razy większy od dochodu 20 państw najbiedniejszych. Globalizacja sprzyja bogatym. Ponad miliard ludzi, czyli co piąty człowiek na Ziemi, żyje za dolara dziennie, 2 mld nie ma stałego dostępu do prądu a 1,1 mld do wody nadającej się do picia. Nadal noworodki w krajach biednych umierają 10 razy częściej niż w wysoko rozwiniętych. Przewiduje się, że do 2050 r. liczba ludzi zwiększy się o kolejne 3 mld, a proces ten z reguły następować będzie w najbiedniejszych krajach Afryki i Azji. Tymczasem kraje bogate nie wywiązały się z politycznej deklaracji pomocy dla krajów Trzeciego Świata w wysokości 0,7% swojego PKB. Przeciętna pomoc wynosiła 0,22%. Ale i te pieniądze są w znacznym stopniu marnotrawione. Niestety, nie jest to argument za tym, żeby je inaczej wydawać, lecz za tym, żeby tych funduszy nie powiększać. Dane te pokazują, iż pesymizm, który towarzyszył przygotowaniom do szczytu i samym obradom, szczególnie ze strony organizacji społecznych i antyglobalistycznych, ma głębokie uzasadnienie. Gorzkie refleksje nasuwają się zwłaszcza wtedy, gdy uświadomimy sobie, że istnieją potencjalne możliwości znacznie szybszego rozwiązywania światowych problemów.
10 lat trwało dojście do ratyfikacji protokołu o redukcji gazów cieplarnianych podpisanego w Kioto. Krytykowana była i jest postawa prezydenta Busha, który odmówił ratyfikowania tej umowy przez USA, głównego emitenta gazów ocieplających atmosferę. Mało przekonująca wydaje się argumentacja, że zasadnicze znaczenie ma dziś walka z terroryzmem, a nie konwencje klimatyczne. Samo przeciwstawienie tych dwóch spraw jest zręcznym zabiegiem socjopolitycznym. Nie rozwiązany pozostaje problem koncernów paliwowo-motoryzacyjnych. Obawiają się one nowego trendu, który ma polegać na oszczędzaniu energii i znacznie większym wykorzystywaniu odnawialnych jej źródeł. Zaznaczają się tu wyraźne różnice pomiędzy polityką UE, zorientowaną zdecydowanie bardziej proekologicznie, a faworyzującą przemysł paliwowy polityką USA.
Radykalnym krokiem w kierunku równoważenia rozwoju byłoby danie szans rolniczym krajom południa na eksport swoich produktów do krajów rozwiniętych. Obecnie wysokie subwencjonowanie rolnictwa przez UE (45 mld euro rocznie) i USA (25 mld euro) niszczy środowisko tych krajów, przyczynia się do powstawania nadwyżek żywności i ich marnotrawienia, uprzemysławia produkcję rolną, redukując miejsca pracy. Polityka taka uniemożliwia uczciwy handel z krajami najuboższymi. To egoizm bogatych i ich silne lobby agroprzemysłowe, konsumujące miliardowe dotacje z kieszeni podatników, broni absurdalnej dziś Wspólnej Polityki Rolnej UE i wysokich subwencji w USA, gdzie, jak widać, rynek nie jest całkiem wolny. Wyzwanie naszych czasów, to danie szansy krajom rozwijającym się na utrzymanie przysłowiowej wędki i pojawienie się ryb z ich łowisk na naszych stołach. To byłaby dziś prawdziwa pomoc i krok w kierunku bardziej zrównoważonego rozwoju.
Radosław Gawlik, Prezes Polskiej Zielonej Sieci