Coraz częściej mówi się o nowym podatku ekologicznym, płaconym przez właścicieli samochodów. Ta drażliwa materia ma tyluż zwolenników, co przeciwników. Główną korzyścią płynącą z ekopodatku ma być odświeżenie floty pojazdów poruszających się po polskich drogach oraz większa ilość pieniędzy trafiających do budżetu. Czy jednak przysłuży się on ochronie środowiska?

 
prof. dr hab. Tomasz Żylicz
Uniwersytet Warszawski
 
W niektórych krajach nakłada się podatki na stare roczniki sprowadzanych samochodów albo na szczególnie luksusowe modele, aby ograniczyć popyt na motoryzację i ulżyć środowisku przyrodniczemu. Jest to polityka uzasadniona kompromisem między oczywistymi potrzebami ochrony środowiska i rzeczywistością polityczną, która każe troszczyć się o lokalnych producentów i konsumentów. Nie ma jednak pewności, czy taki kompromis kogokolwiek zadowala i czy pomaga ochronie środowiska.
Sceptycy zwracają uwagę na fakt, że „przeszkadzanie” w zakupach nowszych i – być może – poprawniejszych ekologicznie samochodów źle służy ochronie środowiska, ponieważ wydłuża czas użytkowania starych („brudniejszych”) modeli. Z drugiej strony, sprowadzanie po niskich cenach używanych samochodów z zagranicy tylko pozornie służy poprawie zamożności, ponieważ obniża wartość dotychczasowej floty i z dnia na dzień zubaża dotychczasowych właścicieli. Tak więc owe podyktowane rzekomo „zdrowym rozsądkiem” kroki nie muszą w istocie stanowić żadnego kompromisu pomiędzy celami ekologicznymi a gospodarczymi, a okazują się tylko kontrowersyjną metodą ochrony interesów lokalnych producentów samochodów (czego, oczywiście, nie można ignorować).
Patrząc na problem perspektywicznie i antycypując prawdopodobne przyszłe kroki skierowane przeciw niektórym modelom samochodów w Polsce i na świecie, należy podkreślić, że podrażanie indywidualnych podróży – np. przez wzrost cen paliw – jest poprawniejszym instrumentem ochrony środowiska, ponieważ zachęca do ograniczenia popytu zawsze, niezależnie od posiadanego modelu. Tymczasem manipulowanie modelami osłabia takie zachęty, ponieważ po zakupie samochodu brakuje już motywacji do ograniczenia popytu na podróż.
To krytyczne spojrzenie nie uprawnia jednak konkluzji, że opodatkowywanie produktów kłopotliwych ekologicznie – jak samochody – nie ma sensu. Każde państwo musi mieć jakieś przychody budżetowe i opodatkowywanie samochodów jest zapewne właściwsze niż np. telewizorów czy fryzjerów. Natomiast szczegółowa ocena powinna wynikać z profesjonalnego badania ekologicznych i gospodarczych konsekwencji, a nie z ideologicznych opinii formułowanych przez przyjaciół czy przeciwników danego instrumentu.
 
Wojciech Drzewiecki
prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego „Samar”
 
Jak najszybciej powinniśmy zlikwidować podatek akcyzowy, który jest narzędziem czysto fiskalnym. Nie tylko nic on nie wnosi w rozwój rynku, ale też wprowadza niezrozumiałe zróżnicowanie pomiędzy samochodami z silnikami do dwóch litrów i powyżej dwóch litrów. Poza tym akcyza wzbudza szereg kontrowersji, narażając nasz kraj na zastrzeżenia KE. Jeden przypadek już przegraliśmy w sądzie, teraz mamy drugą sprawę w ETS. Wiadomo, że rząd nie odpuści dochodów na poziomie 1,5 mld zł. Musi zatem znaleźć inną formułę opodatkowania. I ten nowy podatek mógłby opierać się na parametrach związanych z ekologią.
Przy wprowadzeniu nowego systemu podatkowego samochody będą tańsze. Pomysł, by zamiast ekopodatku wprowadzić podwyżki cen paliw jest naprawdę nietrafiony. Abstrahując już od samego wzrostu cen dla użytkowników samochodów, mielibyśmy też zwyżkę po drugiej stronie – cen transportu organizowanego przez państwo. Podwyżka taka oznaczałaby także wzrost kosztów dla firm transportowych, a to ma przełożenie na ceny produktów.
Na pewno będzie to sprzyjało odmłodzeniu floty pojazdów, choć wszystko zależy od konstrukcji tego podatku. Można to tak przygotować, by stopniowo odmładzać park samochodów i sprowadzić ich średni wiek w Polsce do ośmiu – dziewięciu lat.
Zawsze samochody używane będą stanowiły gros obrotu samochodami. Na świecie na jeden nowy samochód przypadają dwa – trzy używane. I to się nie zmieni. Także nowy podatek, oparty na parametrach ekologicznych, nie powinien tych wskaźników zmienić ani wymuszać zakupu nowego auta, tylko stopniowo przyczyniać się do wymiany samochodu starego na nowszy. A jeżeli zaczniemy ten proces odbudowy rynku od dołu, to będzie on długotrwały i z korzyścią dla całego rynku.
Problemem są samochody obecne na rynku, od których już zapłacono akcyzę. Bo większość ludzi „burzy się”, dlaczego ma płacić nowy podatek, skoro już jeden zapłacili. Ale to też można rozwiązać poprzez odpowiednio wprowadzony system ulg i premii. Nowym podatkiem powinny być objęte wszystkie samochody, natomiast właściciele tych już zarejestrowanych mogliby opłacać niższą stawkę. W efekcie budżet zarobiłby 1,5 mld zł (tak jak w ubiegłym roku), a nasze wydatki w okresie przejściowym (4-5 lat) będą akceptowalne. Po tym okresie, kiedy wszyscy będą mieli szansę na zmianę samochodów na nieco młodsze, trzeba by w ogóle znieść ulgi i ustalić ten podatek na poziomie wynikającym ze stawek, które założono pierwotnie. Na pewno nie są to kwoty, o których mowa w doniesieniach prasowych. Bo jeśli wziąć pod uwagę fakt, że nieco ponad 20% spośród zarejestrowanych w Polsce aut ma ponad 15 lat, czyli 3 mln samochodów, to oznaczałoby, że rząd planowałby 10-krotne podwyższenie podatku, a w to chyba nikt nie uwierzy.
 
Stanowiska resortów
Obecnie trwają prace nad założeniami do podatku, który kiedyś mógłby zastąpić dotychczasową akcyzę na samochody osobowe, zgodnie z oczekiwaniami Komisji Europejskiej. Dopiero kiedy się zakończą, będzie można mówić o rozpoczęciu prac nad projektem oraz o szczegółach. Natomiast pojawiające się w prasie doniesienia na ten temat oraz wyliczenia stawek są całkowicie nieprawdziwe. Trudno zatem wytłumaczyć krytykę czegoś, czego jeszcze nie ma.
Witold Lisicki, biuro prasowe Ministerstwa Finansów
 
Niestety, na tym etapie międzyresortowej współpracy Ministerstwo Środowiska nie udziela komentarzy dotyczących ekopodatku. Zgodnie z ustaleniami, instytucjami wiodącymi w tej kwestii byłyby resorty gospodarki i finansów. W tej materii nie będziemy się wypowiadać w żadnym zakresie.
Magdalena Sikorska, rzecznik prasowy ministra środowiska