Nie pretendując do misji proroka, spokojnie można dziś przepowiedzieć, że w ogólnym i perspektywicznym bilansie wykorzystania odnawialnych źródeł energii dominująca pozycja przypadnie biomasie, głównie tej pochodzącej ze specjalnych upraw tzw. roślin energetycznych. Samo to pojęcie ma dość szeroki zakres znaczeniowy, ale na szczęście zostało już w polskim prawie zdefiniowane. Na szczęście też są wprowadzane i nowelizowane rozporządzenia, które systematycznie windują popyt na biomasę. Coraz bardziej i „konkretniej” interesują się nią nie tylko mali producenci energii, ale również średnie i wielkie elektrownie, elektrociepłownie oraz ciepłownie.
Czy dla naszej biednej i „skołowanej” (tak mawiał chyba Kargul) wsi może to oznaczać szybką przemianę w eldorado? Czy polscy rolnicy wiedzą, że dla nich samych może to mieć bardzo wymierne, bo policzalne efekty? Niestety, moje spostrzeżenia sprzed roku nie straciły na aktualności. Potencjalni beneficjenci biomasowej prosperity wciąż mają o tym wszystkim ledwie mgliste pojęcie. Większości coś tam niby majaczy, ale tylko daleko, niepewnie czy nawet podejrzanie… I trudno się temu dziwić, skoro media w przeznaczonych dla rolników tytułach i programach jakoś nie kwapią się, aby tę mgłę ambitnie rozproszyć, a specjalne instytucje doradcze jeszcze nie zawsze lub nie bardzo wiedzą, jak należy to zrobić.
Tymczasem kaganek agroenergetycznej oświaty nadal trafia do wielu rolników głównie poprzez rozmaitych ...